Ratownik uderza pacjenta w twarz. "Policja przedwcześnie umorzyła śledztwo"

Na nagraniu widać jak ratownik uderza w twarz pacjęta
Na nagraniu widać jak ratownik uderza w twarz pacjęta
Źródło: "Uwaga!" TVN

Chory na raka, 70-letni pacjent dostał otwartą dłonią od ratownika medycznego. Dlaczego? Bo - zdaniem załogi piotrkowskiego pogotowia - pacjent był "pijany i agresywny". Policja w kwietniu umorzyła śledztwo w sprawie naruszenia nietykalności osobistej przez ratownika. Prokuratorzy stwierdzili, że "decyzja była przedwczesna" i na nowo otworzyli śledztwo.

Pan Leon miał guza mózgu. Źle się poczuł, kiedy w ubiegłym roku przyjechał do Piotrkowa Trybunalskiego w interesach. Był wieczór - przed snem poszedł ze znajomym do restauracji. Obaj mężczyźni pili alkohol. W pewnym momencie 70-latek poprosił o wezwanie karetki. Jak mówił – stracił czucie w nogach.

Kamery zarejestrowały przebieg całej interwencji. Na przekazanych redakcji tvn24.pl nagraniach widać, jak ratownik piotrkowskiego pogotowia otwartą dłonią uderza chorego w twarz. Kiedy 70-latek próbuje się bronić, pracownik pogotowia trzyma go za nos. Potem zespół pogotowia przygląda się, jak omdlały mężczyzna osuwa się z ławki na podłogę.

Nie żyje? To nie ma sprawy

Postępowanie w sprawie agresywnego ratownika zostało umorzone przez policję, bo funkcjonariusze nie zdążyli przesłuchać przed śmiercią poszkodowanego 70-latka (zmarł w dwa miesiące temu).

- Decyzja policji była co najmniej przedwczesna. Dlatego też podjęliśmy decyzję o wznowieniu śledztwa - mówi tvn24.pl Sławomir Mamrot z piotrkowskiej prokuratury.

Śledczy tłumaczą, że argumentacja policji nie była wystarczająco solidna, żeby podjąć decyzję o zakończeniu sprawy.

Przypomnijmy - w kwietniu mł. asp. Ilona Sidorko, rzeczniczka piotrkowskiej komendy - tłumaczyła nam, że funkcjonariuszom nie udało się skontaktować z panem Leonem. Tym samym, do którego już kilka dni po zdarzeniu dotarli dziennikarze "Uwagi! TVN".

- Wysyłaliśmy listy polecone. Prosiliśmy też jednostkę z miejsca zameldowania poszkodowanego. Niestety nie było z nim kontaktu i próby przesłuchania okazały się nieskuteczne - mówiła miesiąc temu Sidorko.

Podkreślała, że pan Leon był informowany o możliwości formalnego zawiadomienia policjantów o pobiciu. - Nigdy tego nie zrobił. Sprawą zajęliśmy się z urzędu - tłumaczy policjantka.

Ratownik wyrzucony z pracy

Film, na którym widać incydent z udziałem pana Leona był na tyle bulwersujący, że ratownik medyczny stracił niedługo potem pracę. Podobnie zresztą jak kierowca karetki, który przyglądał się całej sytuacji i nie reagował.

Kilka dni po incydencie w Piotrkowie, pan Leon Kotyński w końcu trafił do szpitala w Wałczu, gdzie lekarze zdiagnozowali raka mózgu. Ucisk guza na układ nerwowy mógł spowodować brak władzy w kończynach, do którego doszło podczas pobytu w karczmie. - Czuję się ogromnie upokorzony. Jakim prawem ktoś mnie uderzył? Ja nigdy nikogo nie uderzyłem. Nigdy - mężczyzna nie potrafi ukryć złości, kiedy opowiada o "pomocy", którą dostał od piotrkowskich ratowników.

Krytycznego dnia Pan Leon trafił do szpitala wojewódzkiego w Piotrkowie Trybunalskim.

Jak twierdził, został pozostawiony na kozetce w szpitalnym oddziale ratunkowym. – Nikt się mną nie zainteresował, ani mnie nie przebadał – mówił 70-latek.

Po półtorej godziny oczekiwania na pomoc lekarską w końcu poprosił policjantów o odwiezienie do karczmy. W szpitalnej karcie informacyjnej, w rubryce rozpoznanie, wpisano: "upojenie alkoholowe".

Dalej zanotowano, że pacjent „nie wyraża zgody na badanie lekarskie i badania dodatkowe”. - Kłamstwo. Nic takiego nie mówiłem. Oni mnie rzucili jak śmiecia - opowiadał pan Leon.

Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź

Czytaj także: