Najbogatsza gmina w Polsce może stracić część terytorium i dziesiątki milionów złotych rocznie. Na rzecz sąsiadującej, dużo uboższej gminy. Zmiana granic ma podobać się premierowi Mateuszowi Morawieckiemu. W "polskim Kuwejcie" protestują i mówią o łamaniu konstytucji oraz podstawowych zasad samorządności.
Polski Kuwejt. Tak nazywany jest Kleszczów, niewielka gmina pod Bełchatowem. Jej roczny budżet to 280 mln złotych. Po odliczeniu "janosikowego" i tak na każdego z ponad czterech tysięcy mieszkańców przypada blisko 4 tysiące złotych miesięcznie. To - jak podaje Główny Urząd Statystyczny - blisko dziesięć razy więcej niż w średniej polskiej gminie.
Nic więc dziwnego, że drogi tu są równe jak stół, a mieszkańcy mogą liczyć na wsparcie, które w innych gminach ocierałoby się o science fiction.
- Mamy basen, emeryci mają darmowy aerobik. Nie ma na co narzekać - uśmiecha się jedna z miejscowych.
Niemal na każdym dachu są tu solary fotowoltaiczne.
- Dorzuciła się gmina. Mieliśmy też dotację do wymiany pieców. Dużo tych wszystkich programów - opowiada Marcin, którego spotykamy w centrum Kleszczowa.
Bogactwo to efekt ogromnych wpływów z podatku od nieruchomości i opłaty eksploatacyjnej, które płacą do gminnej kasy zakłady zlokalizowane na jej terenie. To przede wszystkim Kopalnia Węgla Brunatnego Bełchatów oraz największa w Polsce i Europie elektrownia opalana węglem brunatnym - Elektrownia Bełchatów.
"Rozbiór"
Dobrobyt Kleszczowa mocno kontrastuje z tym, jak wygląda kasa sąsiadów. Gmina Kluki, położona na północny zachód od "polskiego Kuwejtu" ma do zagospodarowania ledwie 17 mln złotych, chociaż mieszkańców jest nieco więcej niż w Kleszczowie.
- To po prostu skrajnie niesprawiedliwe. W końcu wpływ elektrowni na życie mieszkańców, czyli zapylenie i ograniczenie wód gruntowych, jest niemal identyczne jak u bogatego sąsiada - mówi posłanka Małgorzata Janowska. Na co dzień mieszkanka Bełchatowa. Z tego okręgu zresztą weszła do Sejmu (z list Kukiz'15). Potem dołączyła do Prawa i Sprawiedliwości.
Kleszczów płaci "janosikowe", czyli podatek na rzecz najbiedniejszych gmin. I to niemało, bo ponad 50 mln złotych rocznie. Tyle że - jak argumentuje posłanka Janowska - te środki trafiają do budżetu centralnego i mają znikomy wpływ na rozwój samorządów wokół elektrowni.
Dlatego też polityk przedstawiła projekt "rozbioru" gminy Kleszczów, której tereny miałyby być włączone do sąsiedniej największej gminy - Bełchatów. Chodzi o sołectwo Rogowiec, a także część obszaru ewidencyjnego Wola Grzymalina.
- To obszary silnie uprzemysłowione, na których mieszka ledwie kilku mieszkańców - podkreśla posłanka.
Natomiast zmiana budżetów obu gmin byłaby niebagatelna - Bełchatów, według wstępnych wyliczeń, rocznie zyskałby około 80 mln złotych rocznie. To byłaby gigantyczna zmiana, bo do tej pory cały budżet roczny to 50 milionów.
- Gmina Bełchatów miałaby pieniądze na rozwój. Dodatkowo miejscowi samorządowcy zadeklarowali, że połowa uzyskanej kwoty byłaby przeniesiona na rzecz innych gmin w okolicy - mówi posłanka Małgorzata Janowska.
Zielone światło od premiera
Jak nietrudno się domyślić, pomysł zwielokrotnienia budżetu spodobał się samorządowcom w Bełchatowie. Na ostatniej sesji rady gminy podjęta została uchwała "w sprawie przystąpienia do procedury zmiany granic".
W uchwalonym dokumencie zapisano, że gmina "wyraża wolę przystąpienia do procedury zmiany granic" i zobowiązuje się do przeprowadzenia konsultacji z mieszkańcami w tej sprawie. Do uchwały dołączono mapę, na której zaznaczono teren, który ma zostać odebrany "Kuwejtowi".
Nastroje w gminie są dobre. Bo decyzja o zmianie granic gmin zapadają na szczeblu rządowym. A na szczytach politycznej władzy są politycy Prawa i Sprawiedliwości. Tak samo jak w Bełchatowie. Kleszczów już na starcie wydaje się być na gorszej pozycji. Tutaj rządzi Sławomir Chojnowski, kojarzony z Platformą Obywatelską.
Posłanka Janowska podkreśla, że w sprawie zmiany granic gmin rozmawiała już z premierem Mateuszem Morawieckim.
- Premier jest ze mną zgodny, że takie zmiany należy zrobić i trzeba dzielić się swoimi dobrami - podkreśla polityk w rozmowie z tvn24.pl.
Dodaje, że Mateusz Morawiecki podkreślił, że "dobro wspólne jest najważniejsze".
- Uznał, że powinniśmy dbać o wszystkie gminy, a nie jednostki - zaznacza.
"Niegodziwe i niekonstytucyjne"
Żeby doszło do częściowego rozbioru najbogatszej gminy, do 31 lipca 2019 roku musi zostać podjęta uchwała Rady Ministrów.
- Mam nadzieję, że uda się to zrobić przed 31 lipca 2019 roku. Wtedy zmienione granice będą obowiązywały od stycznia 2020 - zapowiada posłanka.
Co na to Kleszczów?
- Od samego początku istnienia tego pomysłu robimy wszystko, żeby go zatrzymać. To inicjatywa niegodziwa i niekonstytucyjna - podkreśla Jerzy Strachocki, rzecznik gminy Kleszczów.
Gmina chce bronić swojego terytorium, dlatego wójt przesłał do sąsiadów z Bełchatowa listę argumentów przeciwko zmianom. Przede wszystkim wójt zaznacza, że naruszenie integralności terytorialnej gminy tylko z powodów finansowych jest po prostu niezgodne z konstytucją.
Podkreśla też, że owocująca bogactwem działalność elektrowni wiąże się z dużą ilością odpadów. A one są magazynowane wyłącznie na terenach Kleszczowa. I to nie na terenach, które miałaby przejąć gmina Bełchatów.
Poza tym, jak twierdzi wójt Sławomir Chojnowski, mieszkańcy Kleszczowa godzą się na fakt, że co roku na składowiska trafia około 4 mln ton popiołu.
"Względna akceptacja społeczności dla składowisk popiołu zajmujących kilkaset hektarów wynika z tego, że główny deponent tych odpadów działa na terenie gminy Kleszczów. Zapewniając zatrudnienie i wpływy finansowe" - zaznacza.
"To nie czasy Imperium Rzymskiego"
Rzecznik gminy Kleszczów Jerzy Strachocki zwraca uwagę na to, że "rozbiór" może stworzyć niebezpieczny precedens.
- Łatwo sobie wyobrazić, że gminy przy wsparciu sprzyjających polityków na stopniu rządowym będą mogły przejmować bardziej atrakcyjne tereny sąsiadów - opowiada.
Ten argument nie przekonuje poseł Małgorzatę Janowską.
- Nie mówimy o inwestycji, którą Kleszczów zdobył dzięki swojej aktywności. Po prostu elektrownia musi gdzieś funkcjonować. Zasługi gminy w tym temacie są zerowe - opowiada.
Zaznacza przy tym, że nawet po odebraniu 80 mln złotych rocznie, Kleszczów i tak będzie najbogatszą gminą w Polsce.
- Inicjatywa zmierza do tego, że odebrana będzie nam nie tylko elektrownia, ale też kilkanaście zakładów przemysłowych, w tym te, które pojawiły się tu dzięki naszej aktywności - odpowiada rzecznik Strachocki.
Chociaż samorządowcy z obu stron sporu mają bardzo wyraźne poglądy, to nie można tego powiedzieć o mieszkańcach.
- Powinno być sprawiedliwiej, ale we współczesnym świecie nie robi się tego przez anektowanie ziem. To nie są czasy Imperium Rzymskiego - komentuje Tadeusz, mieszkaniec Bełchatowa.
Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Urząd Gminy w Kleszczowie