Od śmierci 26-letniej Marty minął niemal miesiąc. - Do teraz nie wiemy, jak to się stało, że jej auto zostało zmiażdżone przez tira i wepchnięte na bariery - mówią członkowie rodziny kobiety. I proszą o kontakt wszystkich, którzy mogą pomóc rozwiązać zagadkę wypadku z 9 września.
Niedzielne słoneczne przedpołudnie. Marta jechała za kierownicą srebrnej toyoty, obok siedział jej chłopak. Byli na wycieczce.
Przed nimi jechała siostra chłopaka z mężem. Minęli punkt poboru opłat w Strykowie (woj. łódzkie) i za sobą zauważyli tuman kurzu.
- Od razu próbowali dodzwonić się do córki i jej chłopaka. Bez skutku - opowiada Ewa Flasz, matka Marty.
Nawrócili na najbliższym autostradowym ślimaku i zobaczyli zmiażdżony samochód, obok którego stał rozbity tir. Wokół były szczątki zniszczonych ekranów dźwiękochłonnych.
- Na miejscu były karetki. Moja córka była już nieprzytomna. Niedługo potem zmarła - mówi matka.
Pytania bez odpowiedzi
Policja tuż po wypadku tłumaczyła, że Marta "wyprzedzała ciąg pojazdów". Potem miało dojść do zderzenia z tirem. Szczegółów jednak nikt nie podawał. Sprawą zajęła się zgierska prokuratura.
- Wiem tyle, że przesłuchano dwóch Litwinów. Jeden kierował tirem, który uderzył w samochód mojej córki. Drugi jechał cysterną tuż za nim - mówi Ewa Flasz.
Swoją wersję przedstawił też chłopak Marty. Niewiele to jednak dało.
- Pamięta, że patrzył na telefon. Potem coś mignęło mu z lewej strony i chyba byli na prawym pasie. Poczuł uderzenie w tył. Mówi, że zdążył spojrzeć na moją córkę, a potem stracił przytomność - mówi matka 26-latki.
Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury informuje, że trwa odtwarzanie krok po kroku tego, co stało się na A2. Zaznacza jednak, że na razie jest zbyt wcześnie, żeby wyciągać jednoznaczne wnioski.
- Czekamy na wyniki badania stanu technicznego pojazdu, którym jechała 26-latka oraz tira, który w nią uderzył. Prawdopodobnie po zebraniu kolejnych dowodów powołany będzie biegły z zakresu ruchu drogowego. Jego opinia pomoże nam dokonać rekonstrukcji zdarzenia.
Dodaje, że przekazana przez kierowcę tira wersja wskazuje, że do wypadku miała przyczynić się 26-latka. Miała ona po zakończeniu wyprzedzania zjechać na prawy pas, zajeżdżając drogę ciężarówce. Wtedy miało dojść do uderzenia, po którym jej samochód się obrócił i wpadł w bariery.
- Tę wersję oczywiście musimy zweryfikować. Przy założeniu, że tak faktycznie było, będziemy sprawdzać, czy kierowca tira mógł uniknąć zderzenia - podkreśla Kopania.
Dodaje, że niestety, żadna z kamer na A2 nie zarejestrowała momentu wypadku.
Prośba o pomoc
Rodzina Marty nie może zrozumieć, dlaczego wciąż tak mało wiadomo o okolicznościach wypadku.
- Wszystko stało się w bardzo uczęszczanym miejscu, w środku dnia. Muszą być jacyś świadkowie - mówi Ewa Flasz.
Prosi o kontakt z prokuraturą wszystkie osoby, które widziały to, co stało się z samochodem córki.
- Jest tu mnóstwo niepasujących do siebie elementów. Pojazd córki jest zniszczony z tyłu, po lewej stronie. Skoro wyprzedzała, to poruszała się szybciej od tira. Czyżby nacisnęła hamulec po zjechaniu na prawy pas? Przecież to nie ma sensu - zaznacza Ewa Flasz.
Śledczy również apelują o to, żeby wszystkie osoby widzące przebieg zdarzenia (do których dotychczas nie udało się dotrzeć) zgłaszały się do Prokuratury Rejonowej w Zgierzu.
Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź