Prokuratura w Łęczycy (województwo łódzkie) skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko samochodowemu diagnoście, który dopuścił do ruchu niesprawnego technicznie mercedesa. Tydzień po przeglądzie auto czołowo zderzyło się z tirem w Pomarzanach, zginęły dwie osoby. I chociaż awaria pojazdu nie miała wpływu na przebieg zdarzenia - do tragedii doprowadziła "niewłaściwa technika jazdy" kierującej 19-latki - to oskarżonemu grozi do ośmiu lat więzienia.
Do tragedii doszło 31 sierpnia w Pomarzanach w województwie łódzkim. Osobowy mercedes na łuku drogi zjechał ze swojego pasa wprost pod nadjeżdżającą z naprzeciwka ciężarówkę. Zginęła 19-latka siedząca za kierownicą i jadący obok niej 21-latek. Siedzący na tylnej kanapie 10-letni chłopiec trafił do szpitala. Kierowca ciężarówki nie wymagał pomocy medycznej. Po wypadku łęczycka prokuratura badała dwa wątki: pierwszy dotyczył okoliczności, w których doszło do zderzenia. Drugi związany był z poświadczeniem nieprawdy przez diagnostę, który tydzień wcześniej dopuścił mercedesa do ruchu. Jak wykazały ekspertyzy, pojazd był w momencie wypadku niesprawny.
- Pierwszy z wątków został zakończony umorzeniem. Zgromadzony materiał dowodowy pozwolił na stwierdzenie, że do zderzenia doszło na skutek niewłaściwej techniki jazdy 19-latki kierującej mercedesem - przekazuje Andrzej Pankiewicz, szef Prokuratury Rejonowej w Łęczycy.
Dodaje, że młoda kobieta jechała za szybko i nie zwróciła uwagi na to, że jezdnia na łuku tego dnia była śliska.
- Wątek ten został umorzony z powodu śmierci kierującej. Do sądu trafił akt oskarżenia w drugim wątku, dotyczącym diagnosty, który tydzień przed wypadkiem dopuścił mercedesa do ruchu.
Bez wpływu na tragedię
Na pracę diagnosty samochodowego prokuratorzy zwrócili uwagę, gdy jeden z biegłych stwierdził, że pojazd w momencie wypadku był uszkodzony. Mercedes z tą usterką - jak wynikało z opinii - poruszał się po drogach od dłuższego czasu. Jak w związku z tym wskazywał powołany przez śledczych ekspert, auto nie powinno przejść przeglądu technicznego, a jednak jeden z diagnostów dopuścił je do ruchu ledwie tydzień przed tragedią.
- W pierwszej ekspertyzie biegły nie wykluczał, że awaria mogła mieć wpływ na wypadek. Aby to stwierdzić, powołaliśmy eksperta z zakresu rekonstrukcji wypadków samochodowych. Stwierdził on, że awaria pojazdu nie miała bezpośredniego ani pośredniego wpływu na przebieg zdarzenia - przyznaje prokurator Pankiewicz.
Śledczy wysłali jednak do sądu akt oskarżenia przeciwko diagnoście z zarzutem poświadczenia nieprawdy w celu osiągnięcia korzyści majątkowej. Mężczyzna stracił uprawnienia do wykonywania zawodu.
- Oskarżonemu grozi od sześciu miesięcy do ośmiu lat pozbawienia wolności - kończy prokurator Andrzej Pankiewicz.
Sprawę jako pierwsze opisało Radio Łódź.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Policja w Łodzi