Od ponad miesiąca są w celi. To do niedawna chwalony przez przełożonych 33-letni funkcjonariusz i jego o rok starsza partnerka ze służby. Oboje w Wielki Piątek zabrali do radiowozu 30-latka, który po pijanemu robił awanturę w domu i - jak ustalili prokuratorzy - porzucili w lesie kilka kilometrów dalej. Mężczyzna nie przeżył. Policjanci trafili do aresztu, a teraz zostali wyrzuceni ze służby.
Decyzję o zwolnieniu funkcjonariuszy podjął komendant wojewódzki policji w Łodzi. Jak przekazuje jego rzeczniczka młodszy inspektor Joanna Kącka, decyzja została podjęta "ze względu na ważny interes służby".
- Podejmując decyzję, opieraliśmy się na dotychczasowych ustaleniach prokuratury – przekazuje Joanna Kącka.
A ustalenia są szokujące. 2 kwietnia wieczorem policjanci zostali wezwani do jednego z domów w Piątku (woj. łódzkie), żeby interweniować w sprawie awantury rodzinnej. Pomocy potrzebowała kobieta, która informowała, że jej 30-letni syn jest pijany i agresywny. Dom, w którym doszło do awantury, był dobrze znany miejscowej policji – w ciągu ostatnich dwóch lat było tam kilkanaście interwencji, a członkowie rodziny byli objęci procedurą niebieskiej karty.
30-latek trafił do radiowozu. Potem - jak ustalili śledczy - policjant miał spowodować u niego ciężkie obrażenia, które doprowadziły do zgonu. Następnego dnia jego zwłoki znaleziono w pobliżu znajdującego się kilka kilometrów dalej lasu.
- Status podejrzanej ma też 34-letnia funkcjonariuszka, której przedstawione zostały zarzuty dotyczące niedopełnienia obowiązków, poświadczenia nieprawdy oraz narażenia 30-letniego mężczyzny na bezpośrednie ryzyko utraty zdrowia lub życia – przekazał wkrótce po zdarzeniu rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej Krzysztof Kopania.
"Wzorowy policjant"
Sąd zdecydował o umieszczeniu obojga w tymczasowym areszcie na trzy miesiące.
- Podstawą w stosunku do obojga była obawa matactwa, a w stosunku do policjanta także grożąca mu surowa kara (nawet dożywocie – red.) – wyjaśnił rzecznik Krzysztof Kopania.
Były już policjant jeszcze niedawno był wskazywany przez przełożonych jako wzór do naśladowania. Odebrał nagrodę za bohaterską postawę, razem z partnerem ze służby ugasił pożar samochodu na jednej z posesji.
Standardowe działanie?
Tomasz Patora, reporter "Uwagi!" TVN, ustalił, że zwyczaj wywożenia podchmielonych lub awanturujących się mieszkańców Piątku był dość powszechny. Przed kamerą opowiedziało mu o tym kilka osób.
Taki los spotkał między innymi brata 30-latka, który zmarł po policyjnej interwencji.
- Mnie też (policja – red.) wywiozła i dostałem po oczach gazem. I wracałem do domu piechotą. To było jakieś 3 tygodnie temu – mówił mężczyzna.
Do tej pory decyzje o konsekwencjach zawodowych dotyczą jedynie policjantów przebywających obecnie w areszcie.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24