- Jeżeli uciskani ludzie znajdują poczucie bezpieczeństwa w Państwie Islamskim, to ja ich rozumiem - mówił norweskim śledczym Dawid Ł. - oskarżony o udział w organizacji terrorystycznej działającej na terenie Syrii. Dziś w Łodzi odbyła się jego druga rozprawa.
Piątkowa rozprawa rozpoczęła się od odczytania wyjaśnień, jakie Dawid Ł. złożył tuż po tym, jak - według śledczych - wrócił do Norwegii z Syrii. Mężczyzna miał tam brać udział w działaniach bojowych na terenach zajętych przez tzw. Państwo Islamskie.
Dawid Ł. opowiadał Norwegom o jego stosunku do ISIS:
"Jeżeli ktoś źle traktuje psy, to stają się one agresywne. Tak samo jest z ludźmi. Ludzie przyłączają się do grup takich jak Państwo Islamskie, bo potrzebują ochrony i poczucia bezpieczeństwa" - czytał sędzia.
Oskarżonego o terroryzm Polaka pytano o to, czy był członkiem grupy terrorystycznej:
"Nie wiązałem się z organizacjami terrorystycznymi, ani z grupami terrorystycznymi. W islamie nie mówimy o organizacjach terrorystycznych. W naszym języku nie ma terminu 'terroryzm'. To termin używany w Europie i generalnie na zachodzie. Mówimy za to o złych ludziach, których można spotkać w każdym kraju" - zeznawał oskarżony.
Stwierdził, że tzw. Państwo Islamskie źle interpretuje islam, ale rozumie ludzi, którzy się do niego przyłączyli.
Wyłączona jawność
Dziś w charakterze świadków wezwani zostali bliscy oskarżonego oraz rodzina kobiety, z którą wziął ślub w obrządku muzułmańskim. Na czas wysłuchania ich zeznań, sędzia wyłączył jawność procesu.
Dawid Ł. został przywieziony do łódzkiego sądu okręgowego z aresztu w Piotrkowie Trybunalskim.
W tym samym procesie odpowiada też pochodzący z Sopotu, a na stałe mieszkający w stolicy Marcin C.
47-letni mężczyzna przeszedł na islam w 2011 roku i - jak twierdzą śledczy w akcie oskarżenia - dobrze wiedział o tym, że Dawid Ł. stał się członkiem grupy Hakarat Fajr Szam al-Islamija - jednej ze zbrojnych grup dżihadystów walczących w syryjskiej wojnie domowej.
Marcin C. miał też być w kontakcie z Jakubem Jakusem (formalnie wciąż jest poszukiwany przez Interpol, ale według źródeł arabskich wysadził się w tym roku w samobójczym zamachu) oraz Karimem Labidi - Tunezyjczykiem z polskim paszportem, który też jest ścigany przez Interpol za terroryzm.
- Miał on cenną dla wymiaru sprawiedliwości wiedzę, a mimo to milczał. Jego proces ma być jasnym sygnałem, że tak istotnych dla bezpieczeństwa informacji nie można zatajać - mówią nam nieoficjalnie prokuratorzy.
C. nie stawił się dziś w sądzie.
Przełomowy proces
Prokuratorzy nieoficjalnie przyznają, że ten proces będzie przełomowy dla polskiego wymiaru sprawiedliwości.
- Sprawa Dawida Ł. pokaże, czy w Polsce można kogoś skutecznie ścigać i ukarać za terroryzm - tłumaczą.
Dawid Ł. został zatrzymany w listopadzie 2015 roku. Został przewieziony do Łodzi, gdzie usłyszał zarzut uczestnictwa w związku przestępczym, którego celem były ataki terrorystyczne. Jako pierwszy o sprawie informował dziennikarz śledczy tvn24.pl oraz Superwizjera, Maciej Duda.
Dżihad z miłości
Rodzina Dawida Ł. przeniosła się dziesięć lat temu do Norwegii. Ojciec oskarżonego tłumaczy w rozmowie z tvn24.pl, że to tam syn przeszedł na islam.
- Zakochał się w muzułmance. Rodzina dziewczyny jednak była przeciwna związkowi, bo Dawid nie był wyznawcą ich religii - opowiada.
Wtedy Polak pochodzący z Radomia zaczął studiować koran i uczyć się arabskiego.
- Mimo to został odrzucony - twierdzi ojciec.
Ł. miał jednak pozostać przy nowej religii i szybko się radykalizować. Zdaniem śledczych w 2014 roku wyjechał do Turcji, a stamtąd przedostał się do Syrii. Jeszcze w Norwegii miał być przeszkolony przez islamskich ekstremistów, jak przekraczać granice międzypaństwowe.
W Syrii miał brać udział w szkoleniach bojowych i uczestniczyć w uzbrojonych patrolach pieszych na zajętych przez fundamentalistów terenach.
Dawid Ł. nie przyznaje się do winy.
Autor: bż/mś / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź