Jedno z najważniejszych skrzyżowań w Łodzi - na jezdni korki, na chodnikach tłumy pieszych. Po środku chodnika - otwarta i niezabezpieczona studzienka. Głęboka na ok. metr. - Panowie nie powinniście jakoś tego zabezpieczyć? - na to pytanie jeden z pracowników układających kable po drugiej stronie ulicy odpowiada spokojnie: "zaraz coś z tym zrobimy". Po naszej interwencji prace zostały wstrzymane, a firma dostała karę finansową.
Rondo Solidarności w Łodzi to zmora wszystkich niedoświadczonych kierowców. Pojechać stąd można w dowolnym kierunku miasta. W pobliżu jest duży biurowiec, wydział prawa UŁ i jedna z największych łódzkich katedr. Zawsze jest tu tłoczno - zarówno na jezdniach, jak i chodnikach.
W zeszły poniedziałek przekonaliśmy się, że spacerując w tym miejscu trzeba uważnie patrzeć pod nogi - w innym wypadku może skończyć się to tragicznie. Na jednym z chodników zauważyliśmy odkrytą, głęboką na ponad metr studzienkę.
- A to taka niespodzianka, w sam raz, żeby się połamać i iść na L4 - kpi Michał - rowerzysta, który w pobliżu studzienki przejeżdżał rowerem. Bo chociaż na chodnikach wokół ronda na rowerze jeździć nie wolno, to wiele osób łamie przepisy. Tuż za nim zaczyna się bowiem droga rowerowa.
"Zaraz coś zrobimy"
Kilkanaście metrów od odkrytej studzienki wypatrujemy inną studzienkę. Jest częściowo zakryta betonową płytą, położona jest pod kątem.
Dopiero po drugiej stronie ulicy, 25 metrów od nieoznaczonej studzienki zauważamy mężczyznę w odblaskowej kamizelce. Stoi tyłem i przygląda się pracy swoich kolegów, którzy kilkanaście metrów od niego wymieniają kable. Jeden z robotników stoi w studzience podobnej do tej, która stanowiła pułapkę.
- Panowie nie powinniście jakoś zabezpieczać takich miejsc, oznakowywać? - dopytujemy zaskoczonego pracownika.
- Tak, tak... zaraz coś z tym zrobimy - odpowiada.
- A dlaczego to tak zostawiliście? Przecież tam można wpaść - mówimy.
W odpowiedzi mężczyzna tylko wzruszył ramionami. Po kilkunastu minutach robotnicy zabezpieczyli jednak otwartą studzienkę.
Sztuka uczenia się na błędach
Następnego dnia pojawiliśmy się w tym samym miejscu. Mieliśmy okazję przekonać się, że pracownicy firmy odpowiedzialnej za wymianę kabli nie chcą uczyć się na błędach.
Prace trwały w tym miejscu, gdzie dzień wcześniej interweniowaliśmy. A obok miejsca, gdzie w poniedziałek poczynania kolegów oglądał pracownik w żółtej, odblaskowej kamizelce zauważyliśmy kolejną odkrytą studzienkę.
Na szczęście tym razem było to w mniej uczęszczanym miejscu, a obok dziury w chodniku stała szpula kabla.
„Absolutnie niedopuszczalne”
Prace odbywają się na zlecenie Zarządu Dróg i Transportu w Łodzi. Jego rzecznik, Piotr Grabowski tłumaczy, że pracownicy wymieniają kable sygnalizatorów zainstalowanych na skrzyżowaniach.
- To, co państwo nam pokazaliście to dowód na to, że praktyki pracowników są absolutnie niedopuszczalne – mówi rozmówca tvn24.pl.
Po tym, na Rondzie Solidarności, prace zostały wstrzymane, a podwykonawca odpowiedzialny za ich przeprowadzanie dostał 5 tys. złotych kary.
- Apelujemy do mieszkańców, żeby o wszystkich takich sytuacjach informowali albo ZDiT, albo policję. Tu chodzi o bezpieczeństwo – kwituje Grabowski.
Co na to sama firma? Niestety nie udało nam się porozmawiać z jej przedstawicielami. Łódzki zarząd dróg nie chciał powiedzieć, komu zlecił prowadzenie prac na Rondzie Solidarności.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/i / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź