Szesnastoletni Maksymilian razem ze swoim kolegą ze szkoły zabił w maju swoją babcię i ciężko ranił 10-letnią krewną. Śledczy chcieli, żeby odpowiedzieli za zbrodnię jak dorośli. Do tego jednak najprawdopodobniej nie dojdzie. Na wniosek lekarzy obaj gimnazjaliści trafili na czas nieokreślony do zamkniętego szpitala psychiatrycznego.
Na początku sierpnia łódzki sąd rodzinny miał podjąć decyzję, czy 17-letni dziś Maksymilian W. i jego kolega rówieśnik Grzegorz W. będą odpowiadać za zabójstwo i usiłowanie zabójstwa przed sądem.
To była kluczowa decyzja. Gdyby odpowiadali jak dorośli, gimnazjalistom groziłoby do 25 lat więzienia. Jeżeli jednak odpowiadaliby jak nieletni - najwyższy wymiar kary oznacza pobyt w poprawczaku do 21 urodzin. Dlatego też sędziowie przed podjęciem decyzji chcieli zapoznać się z wynikami badań psychiatrów, którzy mieli ocenić m.in. stopień demoralizacji nastolatków.
Trafili do zamkniętego ośrodka psychiatrycznego
Redakcja tvn24.pl dowiedziała się, że po kilkutygodniowej obserwacji psychiatrycznej lekarze stwierdzili, że nastolatkowie muszą być jednak leczeni w zamkniętym ośrodku psychiatrycznym.
- Sąd rodzinny uchylił już decyzję o bezterminowym umieszczeniu nastolatków w schronisku dla nieletnich - mówi Grażyna Jeżewska z sądu okręgowego w Łodzi.
Dodaje, że Maksymilian W. i Grzegorz W. przebywają już w wyznaczonym ośrodku psychiatrycznym.
Mec. Anna Lesiak-Grzywińska, karnistka i ekspert prawa rodzinnego jest przekonana, że decyzja biegłych sądowych o konieczności umieszczeniu nastolatków w zamkniętym ośrodku praktycznie zamyka drzwi do tego, żeby odpowiedzieli oni za zabójstwo jak dorośli.
- W tym wypadku jasne jest, że lekarze doszukali się podstaw do kwestionowania zdrowia psychicznego nastolatków - mówi.
Przypomina przy tym, że nieletni może usłyszeć zarzuty i odpowiadać przed sądem jak dorosły, kiedy spełnione są dwa warunki - ukończone 15 lat i odpowiedni stopień zaawansowania psychofizycznego.
Na policję z "koktajlami Mołotowa"
Do zabójstwa doszło w nocy z 8 na 9 maja. Następnego dnia rano po tragedii policja dostała informację, że w domu jednorodzinnym w Żychlinie doszło do morderstwa. 67-letnia babcia Maksymiliana została znaleziona z ranami po nożu. Ranna została też 10-letnia wnuczka zabitej - była w ciężkim, ale stabilnym stanie.
Policja szybko zatrzymała Maksymiliana i jego kolegę. Nastolatkowie ukrywali się w jednym z pustostanów, mieli na sobie zakrwawione ubrania. W ich kryjówce znajdowało się też kilka butelek z benzyną, które mogły być użyte jak koktajle Mołotowa. Funkcjonariusze nie wykluczają, że gimnazjaliści chcieli się bronić przed zatrzymaniem. Na szczęście, nie stawiali oporu.
"Inni niż wszyscy"
Przez blisko pięć miesięcy Grzegorz i Maksymilian przebywali w schronisku dla nieletnich w Dominowie pod Lublinem.
- Oni byli inni niż wszyscy. Osoba z zewnątrz w życiu nie pomyślałaby, że mają za sobą tak straszliwy czyn - twierdzi Stanisław Cur, dyrektor schroniska.
Nastolatkowie mieli sprawiać wrażenie mniej zdemoralizowanych niż osoby, z którymi mieszkali i chodzili na lekcje. - Źle znosili odcięcie od internetu. Uciekli w książki, które pochłaniali w każdej wolnej chwili - dodaje nasz rozmówca.
Z Maksymilianem bliski kontakt miała utrzymywać też matka, która co tydzień odwiedzała syna.
Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź