Zabił w poniedziałek, ale dopiero w czwartek zadzwonił na pogotowie. - Narozrabiałem, żonę zabiłem - powiedział Dariusz Ch. Sąsiedzi widzieli w nim wzorowego męża, który opiekował się schorowaną żoną. Właśnie usłyszał wyrok za zabójstwo.
Dariusz Ch. został nieprawomocnie skazany na 15 lat więzienia. Sąd Okręgowy w Łodzi uznał, że jest winny zabójstwa, do którego doszło 27 listopada 2017 roku w Pleckiej Dąbrowie pod Kutnem.
52-letnia Beata Ch. została wtedy brutalnie pobita przez pijanego męża.
- Oskarżony jest winny zadawania licznych uderzeń, w szczególności w głowę i klatkę piersiową oraz uciskania okolic klatki piersiowej i brzucha - uzasadniał przewodniczący składu sędziowskiego.
Bita kobieta miała liczne złamania żeber po obu stronach. Ciosy doprowadziły też m.in. do przerwania jelita cienkiego.
- Obrażenia doprowadziły do zgonu poszkodowanej - podkreślał sędzia.
Zabójca
Dopiero w czwartek, po kilku dniach spędzonych z zabitą żoną pod jednym dachem, mężczyzna zadzwonił na numer alarmowy 112. Dyżurnemu powiedział, że żona "chyba nie żyje". Został przełączony na pogotowie. - Narozrabiałem. Żonę zabiłem - mówił dyżurnemu. - Jak to pan zabił? - zapytał dyżurny. - No, zimna już jest - wyjaśnił.
To nagranie zostało zabezpieczone przez śledczych i było ważnym dowodem w procesie przed łódzkim sądem okręgowym.
Oskarżony niedługo po zatrzymaniu zmienił bowiem wersję: tłumaczył, że żona przewróciła się w łazience i uderzyła głową o umywalkę. Potem miała spaść z łóżka. "Nie wiem, czemu tak powiedziałem dyspozytorowi. Chyba się wystraszyłem" - twierdził potem Ch. w czasie śledztwa.
"Dziubnięcia"
Żona oskarżonego niemal nie chodziła. Po trzecim udarze była w pełni zależna od męża.
- Kochała go nad życie. A on kochał ją - mówiła przed sądem córka nieżyjącej kobiety.
Dariuszowi Ch. groziło dożywocie. Za zabójstwo i wieloletnie znęcanie się nad bliskimi.
- Był jej ratunkiem i zgubą. Była miłość jak z bajki. Z poświęceniem, bo przy żonie miał mnóstwo pracy. I jednocześnie, jak wypił, to się nad nią pastwił. A w końcu było morderstwo jak z najgorszego horroru - dodają bliscy oskarżonego.
Dariusz Ch. w czasie śledztwa, mówił o tym, że przerastała go opieka nad chorą. Twierdził, że "dziubnął" żonę (jak potem wyjaśnił, chodziło mu o uderzenia pięścią) parę razy w brzuch.
Mężczyzna we wtorek został też skazany za znęcanie się nad żoną.
- Do przestępstwa dochodziło od 2007 do 27 listopada 2017 roku. Przy czym poszkodowana była osobą nieporadną ze względu na stan zdrowia - podkreślał sąd.
Wyrok nie jest prawomocny. Dzieci skazanego po rozprawie powiedziały w rozmowie z tvn24.pl, że nie wykluczają apelacji. Wskazują, że wyrok jest zbyt łagodny.
Dwie twarze kata
Dariusz Ch. utrzymywał rodzinę z prac dorywczych. Z żoną mieli dwóch synów i dwie córki. Ostatnio regularnie widywali tylko swoje najmłodsze, osiemnastoletnie dziecko. Kiedy syn wracał na weekendy z internatu.
Starsze dzieci, po tym jak się usamodzielniały, oddalały się od rodziców.
- Kiedy ojciec pił, to był innym człowiekiem. Zmieniał się w potwora. Dlatego chcieliśmy zacząć żyć swoim życiem - tłumaczą.
Najstarsza z córek tłumaczy, że nie mogła wybaczyć ojcu, że pije. Do matki miała pretensje o to, że nie chce zostawić męża.
- To było tak, że po naszym zgłoszeniu założona została niebieska karta. Ale mama potem ją wycofała - opowiada.
Dariusz Ch. twierdzi, że wydzwaniał do dzieci i prosił o pomoc. Ale one nie chciały mieć z pijącym ojcem do czynienia. - Chodziłem na zakupy, kąpałem, ubierałem, karmiłem żonę. Nie było mi łatwo, ale kochałem swoją żonę - tłumaczył pytany przez obrońcę.
"Będzie tragedia"
Mieszkańcy niewielkiej wsi pod Kutnem podkreślają, że oskarżony dał się poznać jako wzorowy mąż.
- Widać było, że chce dla żony jak najlepiej. To wszystko stało się w sposób niespodziewany - mówi miejscowy proboszcz.
- W tamtym roku zebrało mu się na rozmowę, bo na ogół był milczący. Powiedział, że u niego w domu będzie tragedia, bo on nie ma już siły tego wszystkiego ciągnąć. Odpowiedziałam, żeby nie gadał głupot. Bo przecież pomożemy - tłumaczy znajoma rodziny.
Kilka tygodni przed dramatem w zachowaniu Darka i Beaty coś się zmieniło. Przestali przychodzić do lubianej sąsiadki. - Zadzwoniłam, żeby pomógł nam przyczepę wciągnąć. Odmówił bez powodu - wspomina.
Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź