Międzynarodowy Związek Zawodowy Maszynistów Kolejowych apeluje do prezydenta o ułaskawienie Tomasza G., prawomocnie skazanego za spowodowanie katastrofy kolejowej w Babach (woj. łódzkie). Do katastrofy doszło pięć lat temu, zginęły w niej dwie osoby a 162 zostały ranne.
Tomasz G. od ponad trzech miesięcy jest w więzieniu. Rok temu usłyszał prawomocny wyrok trzech lat i trzech miesięcy pozbawienia wolności.
Podczas uzasadniania wyroku pierwszej instancji sąd argumentował, że winą za tragedię sprzed trzech lat można obarczyć tylko maszynistę. W ocenie sądu argumentacja obrońców, która poddawała w wątpliwość sprawność infrastruktury kolejowej, nie znalazła uzasadnienia w zgromadzonym materiale dowodowym.
Od samego początku za maszynistą wstawiały się związki zawodowe. - Jest mnóstwo przypadków, w których sygnalizacja po prostu szwankuje. Według nas podobnie było i tym razem. Maszynista nie jest winny - zapewniał jeszcze przed odczytaniem wyroku Piotr Rybikowski, przewodniczący Związku Zawodowego Maszynistów Kolejowych w Polsce.
Teraz w tej sprawie interweniuje Międzynarodowy Związek Zawodowy Maszynistów Kolejowych. W imieniu maszynistów z 17 krajów Europy, zwrócił się do prezydenta Andrzeja Dudy, by ten - wykorzystując przysługujące mu prawo - ułaskawił Tomasza G.
Odpowiedzi na razie nie ma.
Katastrofa pod Piotrkowem
Do wypadku pociągu relacji Warszawa Wschodnia-Katowice doszło w sierpniu 2011 r. Niedaleko miejscowości Baby wykoleiły się lokomotywa i cztery wagony; lokomotywa uderzyła w nasyp, a jeden z wagonów wypadł z torów i się przewrócił. Na miejscu zginęła jedna osoba. Kilka tygodni później w szpitalu zmarła kolejna. 162 pasażerów zostało poszkodowanych.
Według śledczych przyczyną wypadku była nadmierna prędkość, z którą pociąg wjechał na rozjazd. Tuż przed tym, jak z torów wykoleiły się lokomotywa i cztery inne wagony, pociąg pędził z prędkością 113 km/h. Biegli orzekli, że w miejscu tragedii pociąg mógł jechać maksymalnie 40 km/h.
Z ustaleń śledztwa i Państwowej Komisji Badań Wypadków Kolejowych wynika m.in., że maszynista w trakcie jazdy prowadził rozmowy telefoniczne oraz kierował pociągiem, nie mając założonych okularów korekcyjnych, których noszenie nakazał mu lekarz. Był też zmęczony.
Uzasadnienie wyroku sądu pierwszej instancji:
Maszynista nie czuje się winny
Skazany maszynista podczas śledztwa i procesu nie przyznawał się do winy. Podkreślał, że wskazania semafora nie informowały o ograniczeniach, więc - według jego wersji - przez Baby mógł jechać z maksymalną prędkością.
- Od trzech lat żyjemy z żoną w ciągłym stresie. Zawsze byłem dobrym pracownikiem i nie odpowiadam za to, co się stało w Babach - mówił w czasie procesu Tomasz G.
Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź