- W areszcie siedzą ludzie, którzy popełnili mniejsze przestępstwa. A on jest na wolności, jakby był niewinny - mówi Andrzej Kocik. Jego matkę zabił tramwaj kierowany przez pijanego motorniczego. Sprawca jest skazany na 13,5 roku więzienia, ale na razie cieszy się wolnością.
Matka pana Andrzeja zginęła 6 stycznia 2013 roku w centrum Łodzi. Zabił ją tramwaj, za sterami którego siedział 34-letni wtedy motorniczy - Piotr M.
W momencie wypadku był pijany. Od tragedii minęło trzy i pół roku, a sprawca jest na wolności - mimo tego że usłyszał surowy wyrok.
- On nie popełnił tego czynu w wyniku choroby, tylko w wyniku wypicia alkoholu. Był pijany, zasnął i po prostu nie wiedział, co robił ze sobą - mówi dziś Andrzej Kocik.
To, co dla naszego rozmówcy jest oczywiste, jeszcze niedawno było dla sądu zagadką. W ubiegłym roku biegły toksykolog i neurolog stwierdzili, że motorniczy nie tyle usnął za sterami tramwaju, co stracił przytomność z powodu niezdiagnozowanej dotąd padaczki.
Na podstawie tej opinii obrońca Piotra M. wystąpił do sądu o uchylenie aresztu. Argumentował, że Piotr M. był już wtedy za kratkami ponad 20 miesięcy, czyli de facto odsiedział już karę za jazdę po alkoholu. A wypadek – jak wynikało z opinii biegłego – mógł z piciem na pętlach nie mieć niczego wspólnego.
Sąd przychylił się wtedy do argumentacji mec. Pawła Kozaneckiego i stało się coś, czego jeszcze niedawno nikt się nie spodziewał. Motorniczy wyszedł na wolność.
- Wszelkie inne tłumaczenia i szukanie różnego rodzaju aspektów czy argumentów to jest tylko naciąganie sprawy. Ona już dawno powinna być skończona - kręci głową Andrzej Kocik.
"Niech idzie siedzieć!"
Do tej pory Piotr M. siedział za kratkami od 6 stycznia 2013 roku do 30 marca 2016 roku. Zanim sąd drugiej instancji zgodził się na jego wyjście na wolność, motorniczy został skazany przez Sąd Rejonowy w Łodzi. Wyrok (nieprawomocny) zapadł w sierpniu 2015 roku. Sędzia Małgorzata Frąckowiak-Kalinowska tłumaczyła, że wyrok musiał być surowy, bo Piotr M. odpowiada za przestępstwo wysokiej szkodliwości społecznej. - Pił alkohol w pracy, potem jechał główną ulicą miasta. Powinien przewidzieć skutki, do których może to doprowadzić - uzasadniała sędzia.
- Nie tak wychowałam syna, nie chciałam, żeby ludzie mieli przez niego złamane życia. On powinien siedzieć, bo zabił - płakała na sądowym korytarzu matka, z którą tvn24.pl rozmawiał w październiku ubiegłego roku. Wtedy też odbyła się ostatnia dotychczas rozprawa sądu apelacyjnego. Kolejny termin nie został na razie ustalony.
Autor: bż/jb / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź