Policja szuka zabójcy 40-latka, który zginął podczas imprezy sylwestrowej. Wszystko zaczęło się od błahej kłótni o fajerwerki.
O tej sprawie policja na razie mówi niewiele, bo wciąż na wolności jest zabójca.
- Mogę potwierdzić, że nad ranem otrzymaliśmy zgłoszenie o mężczyźnie, który został przewieziony do szpitala z kilkoma ranami kłutymi - mówi mł. insp. Joanna Kącka z łódzkiej policji.
40-latka nie udało się uratować. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że mężczyzna spędzał sylwestra na "domówce" na osiedlu Górna.
- Było tam kilka osób. Zaproszeni mogli przyprowadzić swoich znajomych, dlatego nie wszyscy się znali - mówi nam osoba zbliżona do sprawy.
Jeszcze przed północą doszło do kłótni pomiędzy organizatorką imprezy (która wynajmuje lokal) z inną imprezowiczką.
- Podobno poszło o to, czy w czasie świętowania Nowego Roku powinny być odpalane fajerwerki - dodają nasi rozmówcy.
Spór rozgorzał na tyle, że organizatorka wyprosiła kobietę z imprezy. Ta opuściła lokal. Ale nad ranem wróciła - w towarzystwie kilku mężczyzn. Jeden z nich - jak wstępnie ustaliła policja - dziś jest ścigany za zabójstwo.
Śmierć
Pomiędzy uczestnikami imprezy a grupką, która pojawiła się pod drzwiami doszło do kłótni.
- Padały niewybredne słowa. Doszło do awantury - mówią osoby zbliżone do sprawy. Pierwsze ciosy padły jeszcze na klatce schodowej. Ostatecznie jednak 40-latek znalazł się pod klatką schodową. Tutaj najpewniej został kilka razy raniony nożem.
Zanim na miejsce przyjechała karetka, członkowie agresywnej grupy uciekli. Policja ustala ich tożsamość. Za zabójstwo grozi dożywocie.
Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź