Pani Angelika przeszła operację usunięcia śledziony. Wtedy prawdopodobnie chirurg zaszył w jej ciele długi na kilkanaście centymetrów przedmiot. - Jestem po prostu zszokowana. Byłam w ciąży, mając to coś w środku - opowiada pacjentka. We wtorek ma znowu trafić na stół operacyjny.
Sygnał o pozostawionym narzędziu w ciele pacjentki otrzymaliśmy na Kontakt 24.
W 2017 roku pani Angelika miała wypadek, po którym trzeba było usunąć jej pękniętą śledzionę. Operowana była w szpitalu w Piotrkowie Trybunalskim (woj. łódzkie).
- Nie mogłam dojść do siebie. Co chwilę było coś nie tak. Miałam złe wyniki badań kontrolnych, czułam też ból przy badaniach - opowiada.
Lekarze stwierdzili, że najprawdopodobniej ma torbiel na nerce.
- Nefrolog skierowała mnie na tomograf. Chciała wiedzieć, czy za moimi dolegliwościami stoi zwykła torbiel, czy krwiak. Nie spodziewałam się, że przyczyna może być dużo bardziej upiorna - mówi kobieta.
W zeszły piątek kobieta miała być poddana tomografii z kontrastem. Technicy mieli jednak problem, bo w urządzeniu włączał się alarm.
- Byli przekonani, że położyłam się na jakimś metalowym przedmiocie. Nikt nie spodziewał się, że to we mnie jest ten przedmiot - mówi pani Angelika przed kamerą TVN24.
"Musi pani być operowana"
Medycy - kiedy już upewnili się, że alarm wywołuje coś w ciele pacjentki - dopytywali o to, czy kobieta miała jakieś operacje. Pani Angelika opowiedziała swoją historię.
- Sugerowałam, że może alarm się włącza przez tytanowy klips, który został założony przy okazji tamtej operacji. Ale lekarze kręcili głową z niedowierzaniem i powtarzali, że to "musi być coś większego" - mówi pani Angelika.
Kobieta została prześwietlona rentgenem. Lekarze - jak mówi - nie powiedzieli jej wtedy, że na zdjęciu widać duży metalowy przedmiot zaszyty w jej ciele.
- Usłyszałam tylko, że muszę być operowana, bo po poprzedniej operacji zostawili we mnie za dużo. Opowiadali, że to "spory metal", ale nie mówili nic więcej - tłumaczy kobieta.
Szok
Kobiecie wyznaczono termin operacji na poniedziałek. Pani Angelika chciała jednak dowiedzieć się więcej, bo lakoniczne komunikaty od lekarzy jej nie wystarczały. Dlatego w sobotę poszła na radiologię i poprosiła o opis badania RTG i płytę, na której jest zdjęcie.
Już opis zmroził krew pani Angeliki. Lekarz napisał, że w jej ciele stwierdzono "cień ciała obcego - narzędzie chirurgiczne". Ale prawdziwy szok kobieta przeżyła, kiedy zobaczyła zdjęcie rentgenowskie.
- Pobrałam program do czytania płyt RTG i zamarłam. Zobaczyłam w swoim ciele coś, co przypomina nożyczki - opowiada.
Przedmiot był długi i sięgał od miednicy aż do trzeciego żebra.
- Byłam przerażona. Nosiłam to w ciele przez dwa lata. W tym czasie była w ciąży. Mój syn urodził się z rozszczepieniem górnej wargi i niewykształconym uchem. Akurat od tej strony, gdzie miałam zaszyte to narzędzie. Nie wiem, na ile te fakty są związane. Pewne jest to, że dwójka moich dzieci wcześniej urodziła się zdrowa - mówi kobieta.
Pani Angelika zgłosiła się do adwokata i o wszystkim zawiadomiła prokuraturę. Po konsultacjach ostatecznie okazało się, że zacisk chirurgiczny można z jej ciała usunąć też w bełchatowskim szpitalu.
Dzisiaj miała trafić na stół operacyjny. Lekarze zdecydowali jednak, że operacja odbędzie się we wtorek.
Szpital: nie wiemy, jak to się stało
Marek Konieczko, dyrektor szpitala w Piotrkowie Trybunalskim przyznał przed kamerą TVN24, że nie wie, jak mogło dojść do takiego błędu.
- Jestem zaskoczony. Ze swojej strony chciałbym przeprosić pacjentkę i zapewnić ją, że może liczyć na naszą pomoc. Będziemy wyjaśniać, jak doszło do zdarzenia i wyciągniemy konsekwencje - zapewnia dyrektor.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź