Ma 30 lat. Zanim podpalił sklep przy ulicy Łęczyckiej w Kutnie (woj. łódzkie), wynajął pokój w hotelu naprzeciwko - żeby mieć dobry widok. Mężczyzna, któremu grozi do 10 lat więzienia - za zniszczenie sklepu i spowodowanie strat na blisko trzy miliony złotych - twierdzi, że to nie jest jego pierwsze podpalenie.
Dominik Ozdowski, syn właściciela marketu przy Łęczyckiej opowiada, że informacje o pożarze dotarły do niego w sobotę około godziny 22.30. - Pierwsza myśl była taka, że może doszło do jakiegoś zwarcia. Potem myśleliśmy, że ktoś nierozważnie wyrzucił papierosa. Trudno było mi uwierzyć, że ktoś zrobił to świadomie - opowiada w rozmowie z tvn24.pl.
Na miejscu z żywiołem przez całą noc walczyło łącznie 10 zastępów straży pożarnej. Już po zakończeniu akcji gaśniczej strażacy stwierdzili, że przyczyną było podpalenie.
- Sam towar we wnętrzu sklepu był warty pół miliona złotych. Budynek został spalony, a potem zalany. Cały czas nie wiemy, czy uda się uratować konstrukcję sklepu - mówi Ozdowski.
Przygotowania do podpalenia marketu – z hotelowego okna
Śledztwo w sprawie podpalenia wszczęła kutnowska prokuratura. Policjanci, którzy pod jej nadzorem wyjaśniali okoliczności zdarzenia, zwrócili uwagę na 30-latka, który na początku zdarzenia nie tylko bacznie przyglądał się akcji, ale też próbował pomagać w jej organizowaniu. W międzyczasie zamieszczał też nagrania z przebiegu zdarzenia w internecie.
- Nie mieliśmy kamer na zewnątrz sklepu. Monitoring skierowany w okolice zdarzenia ma za to hotel, w którym zamieszkał ten podejrzanie zachowujący się 30-latek - relacjonuje Ozdowski.
Z ustaleń śledczych wynikało, że sprawca ułożył stos kartonów na śmietniku przylegającym do sklepu, a potem je podpalił. Hotelowe kamery zarejestrowały, jak przed pojawieniem się ognia 30-latek idzie w tamto miejsce, a potem wraca, gdy sklep zaczyna się palić.
- Dowiedzieliśmy się, że to mężczyzna, który podróżował z partnerką. Zanim zdążył wyjechać z Kutna, został zatrzymany, za co jestem niezmiernie wdzięczny - mówi syn właściciela spalonego sklepu.
Podejrzany o podpalenie sklepu w Kutnie
We wtorek 30-letni mężczyzna usłyszał zarzut sprowadzenia pożaru, który zagrażał mieniu w wielkich rozmiarach.
- Podejrzany przyznał się do winy. Zeznał, że od pewnego czasu podróżował ze swoją partnerką po Polsce. Nocowali w hotelach, w ostatnim okresie wynajmowali pokój w pobliżu miejsca zdarzenia. Przyznał, że na terenie Bydgoszczy podpalił kilka innych budynków - przekazuje Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury okręgowej.
Podejrzanemu grozi do 10 lat więzienia, śledczy zawnioskowali o tymczasowy areszt.
- Mężczyzna będzie poddany badaniom sądowo-psychiatrycznym - powiedział prokurator.
Prokuratorzy zapowiadają, że sprawdzą, czy pożary, o których opowiadał im podejrzany, faktycznie miały miejsce i czy mogło do nich dojść poprzez podpalenie.
Syn właściciela sklepu: ufam, że motywacja sprawcy będzie zbadana
Poszkodowani przedsiębiorcy zaznaczają, że obiekt był ubezpieczony.
- W ostatnim czasie cena materiałów budowlanych poszybowała w górę. Nie wiem, czy ubezpieczenie pokryje rzeczywiste koszty, które na nas spadły - przekazuje Dominik Ozdowski.
Podkreśla, że w sklepie pracowało kilkanaście osób.
- Chcemy zachować wszystkie miejsca pracy. Naszych pracowników planujemy na razie rozdysponować w prowadzonych przez nas cukierniach i piekarniach - przekazuje rozmówca tvn24.pl.
Liczy, że prokuratura dobrze sprawdzi, czy podpalenie sklepu należącego do rodziny to był przypadek.
- Ufam, że motywacja sprawcy będzie dokładnie zbadana - kwituje Ozdowski.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: www.panoramakutna.pl