Ukradli 8 milionów złotych, wpadli przez kartę na punkty do marketu. Ruszył proces ws. "skoku stulecia"

Dziś początek procesu konwojenta-widmo
Dziś początek procesu konwojenta-widmo
TVN24 Łódź
Ujawniamy, jak wpadł "pan doskonały"TVN24 Łódź

On w roli fałszywego konwojenta był perfekcyjny. Przez dwa miesiące udawał kogoś innego, w końcu ukradł 8 mln złotych. Dziś stanęło przed sądem wraz ze wspólnikami, którzy kradzież okrzykniętą "skokiem stulecia" wymyślili, a potem, przez drobne błędy, wpadli. A udało się ich namierzyć m.in. dlatego, że jeden z nich zbierał punkty w popularnym hipermarkecie.

Jako pierwsi opisaliśmy kulisy kradzieży pieniędzy z konwoju. W dniu procesu opisujemy błędy szajki, które doprowadziły do jej namierzenia i zatrzymania. Sześć osób zasiada dziś na ławie oskarżonych przed łódzkim sądem.

Przedstawiał się: Mirosław Duda. Do poznańskiego oddziału firmy ochroniarskiej przeniósł się z Łodzi w maju. Twierdził, że to przez chorobę ojca. I chociaż bardzo mało mówił o sobie i nigdy w pracy nie zdejmował rękawiczek szybko zdobył zaufanie. Na tyle duże, że został kierowcą furgonetki rozwożącej pieniądze.

10 lipca 2015 roku podjechał z dwoma kolegami ze zmiany pod bank w Swarzędzu. Kiedy został w furgonetce sam - odjechał i włączył urządzenie tłumiące sygnał GPS. Niedługo potem zniknął a razem z nim 8 milionów złotych. Kiedy furgonetka została w końcu znaleziona przez policję okazało się, że wnętrze zostało wyczyszczone chlorem.

Ślad pierwszy: hotel

Prokuratorzy na początku nie mieli nic. Człowiek, który przedstawiał się jako "Mirosław Duda" rozpłynął się w powietrzu. Okazało się, że miał fałszywą tożsamość.

- To było jedno z najtrudniejszych postępowań w mojej karierze - przyznaje w rozmowie z tvn24.pl Łukasz Biela z prokuratury okręgowej w Poznaniu, który prowadził śledztwo.

Tuż po spektakularnej kradzieży policjanci "zderzyli się ze ścianą". Bo mimo, że z ludźmi pracował, ci niewiele albo zgoła nic o nim nie wiedzieli. Śladów nie zostawiał, bo nie dość, że chodził stale w rękawiczkach, to w pracy nigdy nie jadł, nie pił. W uniform przebierał się tylko wtedy, gdy w pobliżu nikogo nie było. Człowiek-widmo.

Do czasu. Policjanci odkryli, że w poznańskim hotelu Gromada w maju zameldował się niejaki Mirosław Duda. Był tam co najmniej dwa dni. Najpewniej miał gościa. Rachunki wskazują, że od 11 do 13 maja ktoś do pokoju zamawiał podwójne porcje jedzenia i wódki. Rachunek - 270 złotych – zapłacono kartą. Jej właścicielem był Adam K.

- Sprawdziliśmy go. Okazało się, że pracuje w firmie ochroniarskiej. Tej samej, w której "Mirosław Duda" – dowiadujemy się od jednego z policjantów, który rozpracowywał sprawę "superskoku".

Ślad drugi: market

Użycie karty płatniczej nie było jedynym błędem Adama K. Śledczy wiedzieli, że tuż po kradzieży, fałszywy konwojent użył telefonu komórkowego. Sieć przekazała informacje o indywidualnym numerze IMEL urządzenia. Policjanci mieli też numery identyfikacyjne telefonów, z którymi "Mirosław Duda" się kontaktował.

Wszyscy używali takiego samego telefonu, które dystrybuuje firma z Wrocławia – ustalili policjanci.

Dystrybutor sprawdził, że telefony tej serii trafiły do marketu w Łodzi. W markecie z kolei udało się ustalić, kiedy zostały one sprzedane. Kupił je ktoś późnym wieczorem, dzień przed skokiem. Zapłacił gotówką. Ale po kilku sekundach popełnił gigantyczny błąd.

- Mężczyzna przy kasie dał kasjerce swoją kartę stałego klienta. Tym klientem był Adam K. Ten sam, który płacił za hotel w Poznaniu – dowiadujemy się.

Śledczy poszli za ciosem. Sprawdzili inne zakupy tego klienta. W lutym kupił jeszcze dwa takie same telefony. Policjanci przejrzeli monitoring. Okazało się że w kolejce, obok Adama K., stał ktoś bardzo podobny do Grzegorza Łuczaka - wiceprezesa firmy ochroniarskiej, która zatrudniła fałszywego konwojenta.

Telefony, które zimą kupił Adam K. zostały aktywowane dopiero w maju. Z jednego z nich ktoś wykonał cztery telefony. Do kogo dzwoniono? Do osób, które oferowały wynajem pokoju w Poznaniu. Ostatnie połączenie trwało prawie 10 minut.

- Telefon odebrała kobieta, która miała do wynajęcia lokal przy ul. Ścinawskiej w Poznaniu. W tym lokalu zamieszkał człowiek, który przedstawił się jako Mirosław Duda - wynika z ustaleń policjantów rozpracowujących szajkę.

Prokurator: "To było jedno z najtrudniejszych moich śledztw"
Prokurator: "To było jedno z najtrudniejszych moich śledztw"Bartosz Żurawicz | TVN 24

Ślad trzeci: "dziwny" prezes

Policjanci ustalili ponadto, że "Mirosław Duda" został zatrudniony w dniu, w którym w pracy nie było prezesa firmy ochroniarskiej.

- Duda podczas rekrutacji powoływał się na rzekome ustalenia z prezesem. Rozmawiał z Grzegorzem Łuczakiem, który wtedy przyjął go do pracy. Zrobił to w drodze wyjątku, bo zazwyczaj się tym nie zajmował - twierdzi nasz informator.

Śledczy przesłuchali prezesa firmy ochroniarskiej. Ten zeznał, że nigdy nie słyszał o Mirosławie Dudzie. Miał też powiedzieć, że jego zastępca "dziwnie się zachowuje" i ma problemy, żeby z nim się skontaktować.

Inni przesłuchani pracownicy zeznali, że Łuczak był bardzo nerwowy po tym, jak sprawa "superskoku" stała się głośna w Polsce. Niektórych miał przekonywać, żeby nikomu nie mówili, że to on zatrudnił fałszywego konwojenta.

W tej samej chwili śledczy dostali jeszcze jedną bardzo niepokojącą informację. Łuczak miał się żegnać ze współpracownikami. Twierdził, że "już się nie zobaczą". Prokuratorzy pomyśleli, że Łuczak jest załamany i chce popełnić samobójstwo. Do jego domu wysłano patrol policji. Funkcjonariusze chwilę z nim rozmawiali.

Wiceprezes firmy ochroniarskiej trafił do szpitala im. Babińskiego w Łodzi, gdzie zbadał go psychiatra. Podczas wizyty na oddziale zadzwonił do swojego szefa i powiedział, że "ktoś mu ukradł telefon i laptopa".

Policjanci zaczęli podejrzewać, że Łuczak nie jest chory. Że tworzy legendę, na podstawie której będzie chciał zacierać ślady.

Niedługo potem Grzegorz Łuczak wyparował. Do dziś poszukiwany jest listem gończym.

Ślad czwarty: pieniądze

5 sierpnia 2015 roku, niecały miesiąc po "superskoku" do jednego z łódzkich banków weszła Agnieszka K., żona Adama K. Razem z nią przyszedł jej ojciec. Wpłacili 250 tys. złotych mówiąc, że to darowizna od ojca.

Szybko ustaliliśmy, że to pieniądze z przestępstwa. Wszystko zaczęło się krystalizować - wynika z mówi nasz informator.

Para (Agnieszka K. i jej ojciec) została zatrzymana. Podobnie jak Adam K.

- Na początku mieliśmy tylko tych trzech zatrzymanych - przyznaje prokurator Biela.

A Adam K. konsekwentnie milczał. Aż do stycznia 2016 roku. Wtedy zaczął opowiadać o "superskoku" w zamian za obietnicę niższego wyroku.

W lutym policjanci weszli do domu na osiedlu domków jednorodzinnych na przedmieściach Łodzi. Mieszkał tam słynny na cały kraj fałszywy konwojent razem z żoną i dziećmi - przekonanymi, że w czasie kilkumiesięcznej nieobecności przebywał za granicą.

Nie przypominał osoby, która była widoczna na publikowanych w mediach nagraniach. Zgolił brodę, schudł.

- I tak go poznałem. Ma pewne cechy charakterystyczne, których nie udało mu się ukryć - mówi tvn24.pl prokurator Łukasz Biela, który go przesłuchiwał.

Plan trzech przyjaciół

Pomysł na "superskok" zrodził się w głowie trzech przyjaciół z Łodzi - Adama K., Grzegorza Łuczaka (wciąż poszukiwany listem gończym) i Marka K.

- Mężczyźni zaplanowali przestępstwo, które miało dwa podstawowe założenia. Kradzież jak największej ilości pieniędzy i tak sprawne przeprowadzenie przedsięwzięcia, żeby nikomu postronnemu nie stała się krzywda – opowiada prokurator Biela.

Adam K. i Grzegorz Łuczak to byli policjanci, obecnie związani z branżą ochroniarską. Plan, by kraść "na własnym podwórku", wydawał się więc oczywisty. Postawili na konwojenta. Projekt zakładał zatrudnienie osoby z fałszywą tożsamością, która zdobędzie zaufanie innych ochroniarzy i w kluczowym momencie ukradnie gotówkę.

- Przedsięwzięcie wymagało zatrudnienia osoby, która będzie w stanie przez dłuższy czas grać przygotowaną rolę. To było niezmiernie trudne, ale jednak oskarżonym udało się znaleźć człowieka, który wypełnił ją niemal perfekcyjnie - przyznaje prokurator.

P(l)an doskonały

Krzysztof W., który wcielił się w rolę Mirosława Dudy, był dobrym znajomym jednego z architektów skoku. Na co dzień pracował jako krawiec, w wolnych chwilach polował. Prokuratorzy ustalili, że to właśnie Adam K. przekonał swoich wspólników, by do "superskoku” włączyć Krzysztofa W. Mężczyzna budził zaufanie innych i świetnie władał bronią (był w końcu zapalonym myśliwym). Nikt nie miał - zdaniem autorów planu – wątpić w jego ochroniarskie doświadczenie.

Mirosław Duda został zatrudniony w łódzkim oddziale firmy ochroniarskiej. Żeby nie budzić podejrzeń innych ochroniarzy, zaczął od ochrony jednego z obiektów w Łodzi. Po pewnym czasie przystąpiono do kolejnej fazy operacji. Wymyślili mu bajeczkę, która będzie pasowała do jego nowej tożsamości i planu. Fałszywy konwojent wystąpił do swoich bezpośrednich przełożonych z prośbą o przeniesienie do Poznania.

Przyjaciołom w życiu i wspólnikom w przestępstwie bardzo zależało, żeby "ich człowiek" trafił do Wielkopolski. Dlaczego? Bo wiedzieli, że szukają tam… konwojentów. Już wtedy Krzysztof W. był "gwiazdą" – perfekcyjnie grał swoją rolę. I zgodnie z zamysłem, po przeprowadzce do Poznania, trafił do trzyosobowego zespołu, który furgonetką rozwoził pieniądze do banków.

Pierwotny plan zakładał kradzież tak szybko, jak to tylko możliwe. Fałszywy konwojent miał uciec z pieniędzmi przy pierwszej nadarzającej się okazji. Potem jednak zmieniono te plany. Przyjaciele uznali, że konwojentowi idzie na tyle dobrze, że można wstrzymać się z kradzieżą do najbardziej dogodnego momentu. Wybrano dzień 10 lipca. Kiedy dwaj konwojenci wyszli do banku, Krzysztof W. spokojnie odjechał. Zanim jego koledzy z pracy zorientowali się, co się dzieje, furgonetka wypchana gotówką jechała już pod Swarzędz, na parking leśny, na którym czekali trzej kompani: Marek K., Adam K. i zatrudniony do przeładowywania pieniędzy Dariusz D.

Trzy dowody

Krzysztof W. na początku twierdził, że doszło do pomyłki. Że nie ma nic wspólnego z fałszywym konwojentem. Śledczy spodziewali się takiego scenariusza. W ręku mieli trzy dowody. Jeden z nich dostarczył im sam Krzysztof W. chwilę po zatrzymaniu. Podpisał jeden z dokumentów. Biegły grafolog stwierdził, że styl pisma ma charakterystyczne cechy zbieżne z dokumentami podpisywanymi przez Mirosława Dudę. Dopatrzył się on cech charakterystycznych, mimo że mężczyzna, który wcielił się w rolę konwojenta, próbował zmieniać naturalny dla niego styl pisania.

Drugim dowodem była opinia biegłego, który stwierdził, że twarz Krzysztofa W. i widocznego na nagraniach konwojenta ma podobne cechy, których nie udało się zamaskować podejrzanemu.

Trzecim dowodem były zeznania Adama K.- Nie ukrywam, że brałem pod uwagę scenariusz oparcia aktu oskarżenia na tych trzech dowodach - mówi prokurator Biela. Nie było to jednak konieczne, bo Krzysztof W. nie wytrzymał. W końcu zaczął zeznawać, kiedy śledczy pokazali mu protokoły przesłuchań innych zatrzymanych. Wszyscy mówili dużo; ich wersje się pokrywały.- Jego wersja zgadza się z naszymi ustaleniami. Mężczyzna stwierdził, że został oszukany przez wspólników, którzy nie dali mu żadnych pieniędzy - wyjaśnia Biela.

Pieniądze, których nie ma

Prokuratorzy zabezpieczyli tylko 330 tys. zł. To pieniądze, które bliscy Adama K. próbowali wpłacić do banku. Co stało się z resztą? Nie wiadomo. Tylko w tym aspekcie zatrzymani nie są zgodni - informacje o tym, jak podzielono się łupem, nie pokrywają się. Zagadką też jest, gdzie jest Grzegorz Łuczak i ile ma ze sobą pieniędzy. W ramach zabezpieczenia śledczy zajęli hipoteki nieruchomości Marka W. i Łuczaka - ich wartość to 2 mln złotych. Gdzie jest reszta skradzionych pieniędzy? Na razie jest to tajemnicą. Oskarżonym grozi do 10 lat więzienia.

Autor: Bartosz Żurawicz/i / Źródło: TVN24 Łódź

Źródło zdjęcia głównego: tvn24

Pozostałe wiadomości

Publicznie wszyscy mówią, że to jest świetna decyzja, ale już nieoficjalnie jest na razie wyczekiwanie - mówiła dziennikarka "Faktów" TVN Arleta Zalewska o reakcji polityków PiS na kandydaturę Karola Nawrockiego na prezydenta. - "Bez szału, ale do ukształtowania" - to jedna wiadomość od znanego polityka. "Mogło być lepiej, ale i mogło być gorzej" - to drugi SMS - cytowała Zalewska w programie "W kuluarach".

"Bez szału, ale do ukształtowania". Co w kuluarach mówi się o Nawrockim

"Bez szału, ale do ukształtowania". Co w kuluarach mówi się o Nawrockim

Źródło:
TVN24

Rosyjski samolot pasażerski zapalił się po wylądowaniu na lotnisku w Antalyi w Turcji. Wszystkich 89 pasażerów i 6 członków załogi zostało bezpiecznie ewakuowanych.

Rosyjski samolot pasażerski zapalił się na lotnisku w Antalyi

Rosyjski samolot pasażerski zapalił się na lotnisku w Antalyi

Źródło:
Reuters

"Każdy z rywali jest poważnym wyzwaniem, kto zlekceważy konkurentów - przegra wybory. W takich wyścigach nie ma pewniaków. Coś o tym wiemy" - napisał Donald Tusk. Wpis premiera został zamieszczony po ogłoszeniu, że kandydatem PiS na prezydenta będzie Karol Nawrocki.

PiS odsłoniło karty. Donald Tusk komentuje i przestrzega

PiS odsłoniło karty. Donald Tusk komentuje i przestrzega

Źródło:
TVN24, PAP

Karol Nawrocki, prezes Instytutu Pamięci Narodowej, został kandydatem Prawa i Sprawiedliwości w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. W swoim przemówieniu w trakcie konwencji w Krakowie odniósł się między innymi do kwestii bezpieczeństwa, gospodarki czy rządów prawa. Oto najważniejsze punkty jego wystąpienia.

"Pierwsza obietnica", podatki i "wielkie projekty". Kluczowe momenty przemówienia Nawrockiego

"Pierwsza obietnica", podatki i "wielkie projekty". Kluczowe momenty przemówienia Nawrockiego

Źródło:
TVN24, PAP

Karol Nawrocki - prezes Instytutu Pamięci Narodowej, były bokser i piłkarz, a z wykształcenia historyk - będzie kandydatem Prawa i Sprawiedliwości w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. Oto, co wiemy o 41-letnim kandydacie.

Karol Nawrocki z poparciem PiS. Kim jest 41-letni prezes IPN?

Karol Nawrocki z poparciem PiS. Kim jest 41-letni prezes IPN?

Źródło:
tvn24.pl

Na stacji benzynowej przy ulicy Radzymińskiej w Warszawie jeden z samochodów uderzył w dystrybutor gazu, który zaczął się intensywnie wydobywać. Łącznie w wypadku uczestniczyło pięć samochodów. Jak przekazał młodszy brygadier Artur Kamiński z warszawskiej PSP, dwie osoby zostały poszkodowane. Strażacy ewakuowali ludzi przebywających na stacji oraz w pobliskiej restauracji, a także odcięli gaz i prąd.

Wypadek na stacji benzynowej. "Było bardzo duże zagrożenie wybuchu"

Wypadek na stacji benzynowej. "Było bardzo duże zagrożenie wybuchu"

Źródło:
TVN24

IMGW przestrzega przed zagrożeniami pogodowymi. Nadchodzące dni przyniosą nam powrót silnego wiatru, a miejscami będą snuły się gęste mgły. Sprawdź, gdzie będzie niebezpiecznie.

Prognoza zagrożeń IMGW. Na horyzoncie mgła i silny wiatr

Prognoza zagrożeń IMGW. Na horyzoncie mgła i silny wiatr

Aktualizacja:
Źródło:
IMGW

Policjanci zatrzymali dwuosobową załogę prywatnego pogotowia, która próbowała wwieźć na mecz materiały pirotechniczne. Jechali na stadion karetką na sygnale. Grozi im do pięciu lat więzienia. Jak poinformował Robert Szumiata z Komendy Stołecznej Policji, kierowcą był student medycyny bez uprawnień do prowadzenia pojazdów uprzywilejowanych.

Karetką na sygnale próbowali wwieźć na mecz materiały pirotechniczne

Karetką na sygnale próbowali wwieźć na mecz materiały pirotechniczne

Źródło:
Policja Warszawa

Początek tygodnia przyniesie nam sporą zmianę w pogodzie. Na termometrach pojawią się znacznie wyższe wartości niż te obserwowane od kilku dni. Co będzie źródłem tej anomalii? Synoptyk tvnmeteo.pl Tomasz Wakszyński przeanalizował prognozy sytuacji barycznej, która może przynieść nam nawet 10 stopni więcej niż zazwyczaj o tej porze roku.

Ogromna anomalia temperatury w Polsce. Co wydarzy się w poniedziałek

Ogromna anomalia temperatury w Polsce. Co wydarzy się w poniedziałek

Źródło:
tvnmeteo.pl

Ulewny deszcz i grad nawiedził w piątek stolicę Madagaskaru. Warunki pogodowe zaskoczyły mieszkańców Antananarywy - do opadów doszło w suchym okresie, na długo przed początkiem pory deszczowej. Zjawisko miało dość nietypowe wyjaśnienie.

Sztucznie wywołali deszcz, zalało stolicę

Sztucznie wywołali deszcz, zalało stolicę

Źródło:
PAP, Madagascar-Tribune.com

Samochód z trzema osobami w środku przebił barierkę na moście i wpadł do wody. Patrol policji, który przejeżdżał obok, wyciągnął auto na brzeg. W aucie znajdował się kierowca, pasażer i dwuletnia dziewczynka. Dziecko zostało przewiezione do szpitala.

Przejeżdżali przez most, zauważyli auto w rzece. W samochodzie kierowca, pasażer i mała dziewczynka

Przejeżdżali przez most, zauważyli auto w rzece. W samochodzie kierowca, pasażer i mała dziewczynka

Źródło:
tvn24.pl

We wpisie Instytutu Pamięci Narodowej - zdaniem europosła Krzysztofa Brejzy - zamieszczono wpis o charakterze "czysto partyjnej i politycznej agitacji na rzecz jednego z kandydatów na prezydenta". Post pojawił się niespełna dwie godziny po ogłoszeniu Karola Nawrockiego na prezydenta PiS. W związku z tym Brejza zwrócił się do IPN z "pilną interwencją".

Wpis o Karolu Nawrockim na profilu IPN. "Pilna interwencja" Krzysztofa Brejzy

Wpis o Karolu Nawrockim na profilu IPN. "Pilna interwencja" Krzysztofa Brejzy

Źródło:
tvn24.pl

Karol Nawrocki ma swój dorobek, ale nie jest związany z partyjną nawalanką - tak o kandydacie PiS-u na prezydenta mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24 poseł tej partii Janusz Cieszyński. Europoseł Koalicji Obywatelskiej Andrzej Halicki, odnosząc się do przemówienia kandydata, spuentował to słowami - "Co miałem do powiedzenia, przeczytałem. Tekst napisał prezes Kaczyński. Dziękuję za to, że mnie wybrał".

"Przemówienie określiłbym puentą: Co miałem do powiedzenia, przeczytałem. Tekst napisał prezes"

"Przemówienie określiłbym puentą: Co miałem do powiedzenia, przeczytałem. Tekst napisał prezes"

Źródło:
TVN24
"Tu jest taka rurka, a tu dziurka". Marek Raczkowski chciał sprzedać nerkę, by ratować pęcherz

"Tu jest taka rurka, a tu dziurka". Marek Raczkowski chciał sprzedać nerkę, by ratować pęcherz

Źródło:
tvn24.pl
Premium

Ogromne stado żubrów przebiegło przez drogę w okolicach Szudziałowa w województwie podlaskim. Materiał otrzymaliśmy na Kontakt24. Na nagraniu widać grupę zwierząt w różnym wieku, od młodych osobników po majestatyczne, dojrzałe zwierzaki.

Stado żubrów zatrzymało ruch

Stado żubrów zatrzymało ruch

Źródło:
Kontakt24, tvnmeteo.pl, bia24.pl

Sztab generalny armii ukraińskiej poinformował o ataku na stację radarową przeciwlotniczego systemu rakietowego S-400 w obwodzie kurskim w Rosji. Według ekspertów wojskowych w Kijowie, zaatakowany sprzęt "terroryzował" przygraniczne tereny Ukrainy, ponieważ był wykorzystywany do ostrzałów celów na ziemi.

System, który "terroryzował" przygraniczne regiony. Atak na S-400 w obwodzie kurskim

System, który "terroryzował" przygraniczne regiony. Atak na S-400 w obwodzie kurskim

Źródło:
NV, tvn24.pl

Najpierw zapowiedzieli zwolnienie 5,5 tysiąca osób, a teraz tną pensje dla 10 tysięcy pracowników. Tak Bosch próbuje znaleźć pieniądze w obliczu dużej konkurencji z Chin.

Zwolnienia to za mało. Obetną także pensje

Zwolnienia to za mało. Obetną także pensje

Źródło:
Reuters

Komenda Stołeczna Policji poinformowała, że policjant, który postrzelił swojego kolegę podczas interwencji na ulicy Inżynierskiej w Warszawie, pełnił służbę od ponad roku. W związku ze śmiercią funkcjonariusza prokuratura wszczęła śledztwo. Według ustaleń dziennikarza tvn24.pl, policjant, który strzelał, był bardzo dobrze oceniany przez przełożonych.

Policjant, który oddał śmiertelny strzał, pełnił służbę od ponad roku. "Powstrzymajmy się od wyroków"

Policjant, który oddał śmiertelny strzał, pełnił służbę od ponad roku. "Powstrzymajmy się od wyroków"

Źródło:
tvnwarszawa.pl, PAP
Ziemia podnosi się tu o 2 centymetry miesięcznie. Przygotowują się na najgorsze

Ziemia podnosi się tu o 2 centymetry miesięcznie. Przygotowują się na najgorsze

Źródło:
tvn24.pl
Premium

Do tragicznego wypadku trzech aut doszło w Przyłubiu (woj. kujawsko-pomorskie). Dwie osoby zginęły na miejscu, trzy trafiły do szpitala.

Łódź spadła z przyczepy i uderzyła w jadący samochód. Dwie osoby zginęły

Łódź spadła z przyczepy i uderzyła w jadący samochód. Dwie osoby zginęły

Źródło:
tvn24.pl

Mija 30 lat od tragicznego pożaru w hali Stoczni Gdańskiej. Zginęło wtedy siedem osób. To było podpalenie, jednak do dziś nie wiadomo, kto za nie odpowiada. Gdy po koncercie w hali pojawił się ogień, widzowie na początku myśleli, że to efekty świetlne.

Mija 30 lat od tragedii w Stoczni Gdańskiej. "Myśmy byli przekonani, że nas spali żywcem"

Źródło:
Fakty TVN

Stała, cotygodniowa rehabilitacja i perspektywa jeszcze co najmniej siedmiu operacji. Do tego specjalne ubranie, dzięki któremu życie z potężnymi bliznami jest życiem bez bólu. Po koszmarnym wypadku 9-letni Olek ma tylko jedno marzenie: chce wyzdrowieć. Można mu w tym pomóc.

Ma zniszczone dłonie, ramiona, plecy i klatkę piersiową. 9-letni Olek potrzebuje pomocy

Ma zniszczone dłonie, ramiona, plecy i klatkę piersiową. 9-letni Olek potrzebuje pomocy

Źródło:
Fakty TVN

Centymetr kwadratowy - tyle zostało wymierającego w Polsce gatunku mchu na torfowisku na Lubelszczyźnie. Samorządowcy wciąż wydają zgody na eksploatację torfu, nieraz mimo sprzeciwów regionalnych dyrekcji ochrony środowiska, bo wartość torfowisk w kontekście zmian klimatycznych i zapobieganiu powodziom jest nie do przecenienia. W Starym Stręczynie sprawą zajmuje się już prokuratura.

Wymierający gatunek zniszczony, cenne torfowisko wyeksploatowane. Sprawę bada prokuratura

Wymierający gatunek zniszczony, cenne torfowisko wyeksploatowane. Sprawę bada prokuratura

Źródło:
tvn24.pl

890 błędów, z czego ponad 200 o charakterze krytycznym zawierała dokumentacja projektowa rozbudowy szpitala we Włocławku. W efekcie dwa nowe budynki, które miały być gotowe w 2023 roku do teraz znajdują się w stanie surowym i nie zostaną oddane do użytku wcześniej niż za trzy lata. A cała inwestycja zamiast planowanych 155 milionów będzie kosztować ponad 400 milionów złotych.

Czekają na nowy szpital, NIK zawiadamia CBA. "208 błędów krytycznych"

Czekają na nowy szpital, NIK zawiadamia CBA. "208 błędów krytycznych"

Źródło:
tvn24.pl