Nie żyje czworo z piątki jej dzieci. W sierpniu minionego roku utonęły w Warcie. - Tylko córka, jedyna, która żyje, trzyma mnie przy życiu - mówiła w sądzie 37-letnia Beata B. Prokuratorzy oskarżają ją, że nieumyślne spowodowała śmierć dwóch synów i dwóch córek. Na ławie oskarżonych zasiadła też asystentka rodziny oskarżona o to samo przestępstwo. Kobietom grozi do 5 lat więzienia.
- Chciałam im pomóc, prawie sama się utopiłam. To był nieszczęśliwy wypadek - tłumaczyła we wtorek w sądzie w Pajęcznie 37-letnia Beata B. Dodała, że "obawia się procesu, bo przeraża ją powrót do tych tragicznych wspomnień".
Kobiecie grozi do 5 lat więzienia, ale jak tłumaczyła dziennikarzom oskarżona - nie boi się wyroku, bo już "zapłaciła najwyższą możliwą karę - straciła swoje dzieci".
Beata B. i asystentka rodziny Ilona B. stanęły we wtorek przed sądem po raz pierwszy. Nie doszło jednak do odczytania aktu oskarżenia - sąd wyłączył jawność procesu i nakazał prokuraturze uzupełnienie braków formalnych.
Prokuratura w Wieluniu zarzuciła obu kobietom m.in., że dopuściły do kąpieli dzieci bez rozeznania terenu, pomimo braku zdolności pływackich i dopuściły do przebywania w rzece większej liczby dzieci, niż mogły dozorować. Według prokuratury w śledztwie kobiety nie przyznały się do zarzucanych czynów i odmówiły składania wyjaśnień.
Śmierć czwórki dzieci
Do tragedii doszło w sierpniu ub.r. w Trębaczewie w okolicach Działoszyna. Jak ustalono, kobieta wypoczywała wraz z piątką swych dzieci i asystentką rodziny z opieki społecznej na dzikim kąpielisku nad Wartą. Nurt rzeki porwał czworo kąpiących się: dwie dziewczynki: 7-letnią Hanię i 11-letnią Kasię oraz ich dwóch braci - 14-letniego Mieczysława i o rok starszego Andrzeja.
Tego samego dnia wyłowiono z rzeki trójkę rodzeństwa - niestety, mimo reanimacji nie udało się ich uratować. Ciało 14-latka odnaleziono dwa dni później niespełna pół kilometra od miejsca tragedii.
Błędy opiekunów
Matka dzieci była trzeźwa. Rodzina była pod opieką Ośrodka Pomocy Społecznej ze względu na trudną sytuację materialną; miała przyznaną asystentkę rodziny, której zadaniem było m.in. pomoc w opiece nad dziećmi. Kobieta była razem z rodziną nad rzeką. Zeznała, że w chwili tragedii opiekowała się na brzegu najmłodszym dzieckiem.
Powołany przez prokuraturę biegły z zakresu ratownictwa wodnego, bezpieczeństwa osób pływających i uprawiających sporty wodne stwierdził, że kobiety przed dopuszczeniem dzieci do kąpieli nie dokonały rozeznania terenu i warunków panujących w Warcie, chociażby poprzez rozmowę z osobami, które przebywały w pobliżu.
Dzieci nie miały szans?
Biegły stwierdził także, że opiekunki nie zapewniły dzieciom indywidualnych zabezpieczeń, czyli tzw. rękawków do nauki pływania, nie sprawdziły umiejętności pływackich dzieci oraz dopuściły do przebywania w rzece jednocześnie większej liczby dzieci, niż mogły dozorować.
Śledczy oskarżyli obie kobiety o nieumyślne spowodowanie śmierci dzieci. Biegli psychiatrzy stwierdzili, że matka ma ograniczoną poczytalność, ale - według prokuratury - nie wyłącza to jej odpowiedzialności i może stanąć przed sądem.
Warta w miejscu utonięcia dzieci jest szeroka i dość głęboka, jednak wielu okolicznych mieszkańców od lat korzystało z tego dzikiego kąpieliska.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl
Autor: bż/i/kwoj / Źródło: TVN24 Łódź/PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź