Największy od pięciu lat pożar w Łodzi powstał na skutek zaprószenia ognia - wynika z raportu straży pożarnej. - Ktoś mógł rzucić niedopałek papierosa, albo tlącą się zapałkę - tłumaczą strażacy. Ogień doszczętnie zniszczył zakłady, w których pracowało ponad 700 osób - straty mogą przekroczyć 100 mln złotych.
- Wstępnie wykluczyliśmy, że do pożaru mogło dojść na skutek zwarcia elektrycznego. Najpewniej rozpoczęło się od niedopałka papierosa czy zwykłej zapałki - mówi tvn24.pl st. kpt. Adam Antczak z łódzkiej straży pożarnej.
W miejscu, gdzie pojawiły się płomienie obowiązuje ścisły zakaz palenia.
- Ktoś mógł naruszyć te przepisy. Wiele wskazuje na to, że ktoś doprowadził do pożaru nieświadomie, przez przypadek - tłumaczy nasz rozmówca.
Pieniądze, które poszły z dymem
Straty firmy Coco-Werk mogą przekroczyć 100 mln złotych. O swoją przyszłość od tygodnia obawia się ponad 700 osób.
- Akcja gaśnicza kosztowała co najmniej 40 tys. złotych. Działaliśmy 22 godziny, w akcji uczestniczyło 150 strażaków - wylicza st. kpt. Antczak.
To największa i najdroższa akcja gaśnicza od pięciu lat. W czerwcu 2010 roku płomienie zniszczyły firmę Wifama.
- Przygotowujemy raport wewnętrzny, w którym przeanalizujemy dokładny koszt akcji - tłumaczy strażak.
Przypadek? To tez przestępstwo
Śledztwo w sprawie spowodowania wypadku, który zagrażał zdrowiu i życia wielu ludzi prowadzi łódzka prokuratura. Śledczy badają też, kto odpowiada za wielomilionowe straty.
- Jeżeli potwierdzi się, że ktoś nieumyślnie zaprószył ogień i tak będzie odpowiadał za popełnienie przestępstwa, za które grozi do 5 lat pozbawienia wolności - zapowiada Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Śledczy powołali biegłego do spraw pożarnictwa, który ma ustalić, co spowodowało pożar. To jego opinia (a nie raport strażaków) będzie wiążąca dla śledczych.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/i / Źródło: TVN24 Łódź