Miał walczyć o odszkodowania i robił to skutecznie. Problem w tym, że "wygranych" pieniędzy nie przekazywał osobom, które wcześniej uległy wypadkowi. W ten sposób Zbigniew B., prezes jednej z łódzkich firm oszukał prawie tysiąc osób na ponad 4 mln złotych. Akt oskarżenia w tej sprawie trafił do sądu.
Oskarżonemu grozi do 10 lat więzienia. Jak informuje prokuratura, 40-letni Zbigniew B. jest odpowiedzialny za jedną z największych afer finansowych ostatnich lat w Łodzi.
- Mężczyzna w ciągu pięciu lat, od 2008 do 2013 roku przywłaszczył sobie ponad 4 mln złotych - informuje tvn24.pl Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Akt oskarżenia w tej sprawie trafił już do sądu. W czasie śledztwa Zbigniew B. przyznał się do winy. Oskarżony przez kilka miesięcy przebywał w areszcie, potem zastosowano względem niego dozór policyjny. Oskarżonemu grozi do 10 lat więzienia.
Majątek na dramacie
O tym, że łódzka firma walcząca o odszkodowania i zadośćuczynienia może dopuszczać się przestępstw, śledczy zostali poinformowani w 2012 roku.
- Zawiadomienie wysłał ojciec kobiety, która ucierpiała w wypadku komunikacyjnym. Firma Zbigniewa B. i zatrudniani przez niego prawnicy wymogli na ubezpieczycielu wypłatę 100 tys. złotych odszkodowania i 350 tys. renty jednorazowej - informuje prokurator.
Na konto poszkodowanej w wypadku kobiety trafiło jednak o ponad 200 tys. złotych mniej niż powinno. Bulwersować może fakt, że oszukana osoba nie jest samodzielna, pieniędzy potrzebowała do normalnego funkcjonowania.
- Podobnie zresztą wygląda sytuacja wielu innych poszkodowanych. To często osoby w ciężkim stanie, najczęściej po wypadkach komunikacyjnych - dodaje Kopania.
Zbigniew B. przywłaszczył pieniądze niemal tysiąca osób. Zamiast do poszkodowanych, na kontach firm oskarżonego zostało ponad 4 mln złotych.
Sami się zgłaszali
Jedna z firm prowadzonych przez Zbigniewa B. to Unijne Centrum Odszkodowań. Firma zatrudniała prawników, którzy mieli przed sądem zdobywać zadośćuczynienia i odszkodowania dla poszkodowanych.
- Firma oferowała korzystne warunki. Nie trzeba było wpłacać żadnej kwoty początkowej. Umowa zakładała, że firma potrąci sobie od 15 do 30 proc prowizji od wygranej kwoty - informuje Kopania.
Pieniądze miały być najpierw przelewane na konto firmy Zbigniewa B., potem - teoretycznie - miały trafić do poszkodowanych. Niestety, często działo się inaczej.
- Oskarżony już po wygranych procesach informował swoich klientów, że doszło do „nietypowych komplikacji”, które uniemożliwiały wypłatę pieniędzy – dodają śledczy.
Zdarzało się też, że osoby czekające na odszkodowanie nie były w ogóle informowane, że proces w ich sprawie już się zakończył.
Warto dodać, że firma oskarżonego cieszyła się w pewnym momencie dobrą marką - wszystko dzięki dużej skuteczności w wygrywaniu procesów sądowych. To, w połączeniu z atrakcyjnie skonstruowanymi umowami, sprawiało, że do Zbigniewa B. zgłaszały się osoby z całego kraju.
Półtora miliona "wyparowało"
Oskarżony przyznał, że pieniądze z odszkodowań przeznaczał na "rozwój firmy". Pozwalał sobie też na wystawne życie. Podczas prowadzonego śledztwa zabezpieczono kilka nieruchomości należące do Zbigniewa B. Niektóre - jak mieszkanie w Łodzi - były warte milion złotych.
- Mienie zostało zabezpieczone na poczet obowiązku naprawienia szkody u oszukanych - tłumaczy prokurator Kopania.
Oskarżony - jeszcze zanim sprawą zajęła się prokuratura - osobiście wypłacił z banku 1,5 mln złotych. Pytany o te pieniądze przez prokuratorów, nie potrafił powiedzieć, co się z nimi stało.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź