Tą szokującą historią pewnie żyłaby cała Polska - cieszący się szacunkiem i poważaniem mężczyzna miał przez lata gwałcić własne dzieci. Jedna z córek popełniła samobójstwo. Wymiar sprawiedliwości w tej i innych podobnych sprawach robi jednak wszystko, aby chronić ofiary nie tylko przed sprawcą, ale także przed całym społeczeństwem. - Czasami to jedyny sposób, ludzie potrafią być bowiem okrutni - mówią psychologowie.
Według śledczych Asia i Zuzia miały po kilka lat, kiedy ich ojciec zaczął je molestować. Starsza z dziewczynek po sześciu latach odebrała sobie życie. Śmierć była tajemnicza. "Nie udało się ustalić motywów jej działania. Zgon nagły, jego tło niejasne" - napisali śledczy. W utajnionym akcie oskarżenia można przeczytać, że dopiero po tej tragedii Ireneusz przestał krzywdzić własne dzieci.
Do czasu. Ofiarą ojca w 2013 roku miał paść też kilkuletni syn, Paweł. Niedługo potem o tragedii rozgrywającej się w domu dowiedziała się żona oskarżonego. Sprawa trafiła do prokuratury, a Ireneusz zniknął z oczu sąsiadów. Do dziś część z nich nie ma pojęcia, że jest w areszcie.
Od kilku miesięcy sprawa jest na wokandzie. Wymiar sprawiedliwości robi wszystko, żeby jak najlepiej chronić anonimowość poszkodowanych.
Drugim korytarzem, małym druczkiem
Sąd, w którym toczy się proces Ireneusza wyznaczył salę, do której prowadzą dwa niezależne korytarze. Oskarżony nie musi być przeprowadzany przez ogólnodostępne pomieszczenia. Kilka chwil po zakończeniu rozprawy może być już w więziennej furgonetce, a po drodze na pewno nie zobaczy się z poszkodowanymi.
Niedawno odbyła się kolejna rozprawa. Na wokandzie przed salą rozpraw trudno było jednak znaleźć jakiekolwiek informacje o Ireneuszu., jego obrońcach czy składzie sędziowskim. Administracja sądu wywiesiła kartkę, na której informowano, że rozpocznie się tu proces w sprawie przestępstwa gospodarczego.
Sąd zastosował szczególne środki ze względu na drastyczność sprawy. Także po to, by ofiary oskarżonego nie musiały zmieniać swojego środowiska.
- To byłaby tragedia dla ich psychiki. Ludzie są okrutni. Skutecznie mogą zniszczyć resztki woli życia w ofierze gwałtu. Jeżeli zabraknie wsparcia w odpowiednim momencie, może dojść do tragedii – podkreśla psycholog dziecięca Anna Miżowska.
Jak mówi, dziecięca psychika może być „trzykrotnie zabijana”. Pierwszy raz, kiedy dochodzi do dramatu. Drugi raz podczas procesu, kiedy wszystko trzeba przeżyć jeszcze raz i o tym opowiedzieć przed obcymi ludźmi. Po raz trzeci dziecko cierpi, kiedy jego tragedia staje się tematem publicznym.
Czasem wystarczy wpis w sieci...
Kodeks postępowania karnego precyzuje, że rozprawy są niejawne z urzędu, jeżeli dotyczą znieważenia, pomówienia albo osoby niepoczytalnej. W innych przypadkach decyzję o utajnieniu rozprawy podejmuje sędzia. Z założenia sprawy, które wymagają ochrony poszkodowanych odbywają się w trybie niejawnym.
Tyle, że czasami procedury wymiaru sprawiedliwości są bezradne. Tak było w przypadku jednej z podopiecznych terapeuty Marii Rotkiel. Jedna z jej pacjentek próbowała popełnić samobójstwo, kiedy jej otoczenie dowiedziało się, że była ofiarą przemocy seksualnej.
- Wystarczył jeden wpis jej koleżanki na facebooku. Zaczęło się wyszydzanie, poczucie odrzucenia. To była kropla, która przelała czarę goryczy - wyjaśnia.
Nasze społeczeństwo musi zrozumieć, że ostracyzm społeczny, który często spada na ofiary przestępstw niszczy ludzi. dr Aleksandra Piotrowska, psycholog
Rozmówczyni tvn24.pl podkreśla, że kilka razy spotkała się z podobnym scenariuszem: ofiara potrafiła jakoś poradzić sobie po pierwszej tragedii, jakim była przemoc seksualna. Drugi cios - zadany przez społeczeństwo - łamał psychikę i popychał w stronę samobójstwa.
Oprawcy lepiej chronieni niż ofiary
- Nasze społeczeństwo musi zrozumieć, że ostracyzm społeczny, który często spada na ofiary przestępstw, niszczy ludzi - podkreśla dr Aleksandra Piotrowska, psycholog z Uniwersytetu Warszawskiego.
Tłumaczy, że nawet najszczelniejsze procedury ochrony ofiar przemocy seksualnej będą nieskuteczne, jeżeli nadal będzie społeczne przyzwolenie na wykpiwanie ofiar przestępstw (nawet z pozoru niewinne).
- Doszło do sytuacji, że bardziej chroniona jest tożsamość sprawców, niż ofiar. Ludzie nie mają oporów przed opowiadaniem ze szczegółami tego, co wiedzą o cierpieniu innych, dla sensacji - podkreśla.
Zgodnie z zasadą o domniemaniu niewinności wszyscy zobowiązani są do ukrywania wizerunku i danych oskarżonego (chyba że sąd zadecyduje inaczej). Chronione prawnie są też dane ofiar przestępstw. W teorii. W praktyce wyglada to często inaczej.
Opisywaliśmy historię rodziny zastępczej, która przez lata miała znęcać się nad powierzonymi jej dziećmi. Również seksualnie. Do horroru dochodziło w Łęczycy, niespełna 20-tysięcznym mieście w woj. łódzkim. W małym mieście tożsamość poszkodowanych nie była dla nikogo tajemnicą. Dziś już żadne z pięciorga krzywdzonych dzieci nie mieszka w Łęczycy.
- Trafili do innego miasta, do innych szkół. Chłopiec, który był naszym uczniem dostał wyróżnienie za wyniki w nauce. Dyplom odebrał w moim gabinecie... wie pan, dzieci bywają okrutne - tłumaczy Bogumiła Wójtowicz, dyrektor szkoły podstawowej nr 4 w Łęczycy.
I chociaż placówka w dużym zakresie przyczyniła się do zakończenia gehenny dzieci (organy ścigania poinformował pedagog szkolny), a uczniowie byli, "powszechnie lubiani" - wszyscy musieli zmienić środowisko.
Nigdy twarzą w twarz
Wymiar sprawiedliwości od jakiegoś czasu próbuje też zmniejszać stres związany z prowadzonym procesem. Od 27 lipca obowiązuje znowelizowany Kodeks Postępowania Karnego, który nie pozwala na przesłuchiwanie nieletnich świadków i poszkodowanych w innym miejscu, niż w specjalnie przygotowanej sali.
- Wcześniej decyzja o miejscu przesłuchania należała do sądu. Od 27 lipca każdy małoletni świadek jest chroniony - podkreśla Jolanta Zmarzlik z fundacji "Dzieci Niczyje".
Jeżeli ofiara przestępstwa jest pełnoletnia, sądy organizują rozprawę tak, aby nie musiała ona spotkać się z oprawcą. Tak było ostatnio, kiedy w sprawie Ireneusza zeznawała jego córka. Znajdowała się w innej sali, niż sędzia i oskarżony. Przesłuchanie odbyło się w formie wideokonferencji.
Są rzeczy, o których powinni wiedzieć tylko strażnicy
Ireneusz przebywa obecnie w areszcie. Celę dzieli tylko z jednym współosadzonym. On też odpowiada za przestępstwa seksualne. O tym w areszcie wiedzą jednak tylko strażnicy.
Do łaźni, czy na spacer może iść tylko w towarzystwie innych, "szczególnych" aresztantów.
Proces w jego sprawie najpewniej skończy się dopiero w przyszłym roku. Prokuratorzy żądają dla niego 15 lat więzienia.
Ze względu na dobro poszkodowanych zmieniliśmy imiona wszystkich osób związanych z prowadzonym procesem. Z tego samego powodu nie informujemy, w jakim sądzie trwa proces.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: shuterstock