Kolejni świadkowie potwierdzają, że w łęczyckiej (łódzkie) rodzinie zastępczej znęcano się nad podopiecznymi. Prokuratorzy od kilku miesięcy prowadzą śledztwo w sprawie 59-latka, jego 54-letniej żony i ich 20-letniej córki. Wszyscy siedzą w areszcie. Śledczy nie wykluczają, że przedstawią im kolejne zarzuty i dodają, że materiał dowodowy jest "porażający".
O dramacie w Łęczycy pisaliśmy na tvn24.pl w maju. Tworzący rodzinę zastępczą: 59-letni mężczyzna, jego o pięć lat młodsza żona oraz ich 20-letnia córka są - jak dotąd - podejrzani o znęcanie się w latach 2012-14 nad pięciorgiem podopiecznych w wieku od 8 do 13 lat. Mężczyźnie i jego córce zarzucono także wykorzystywanie seksualne dzieci. Grozi im kara do 12 lat więzienia, a 54-latce - do pięciu lat. Wszyscy są aresztowani.
W śledztwie, które obejmuje cały okres, od kiedy podejrzani zaczęli funkcjonować jako rodzina zastępcza, czyli od 2007 r., ustalono, że w rodzinie było w sumie kilkanaścioro dzieci. Te, które przebywały w niej przed laty, także potwierdzają, że znęcano się nad nimi, a także molestowano seksualnie.
Podopieczni obciążają przybranych rodziców
Niedawno prokuratura przesłuchała kobietę, której piątka dzieci przebywała wcześniej w rodzinie zastępczej (odzyskała je po czasowym ograniczeniu praw rodzicielskich). Obecnie mieszka ona z trzema małoletnimi synami w Anglii - w ostatnich dniach przyjechała do Polski i złożyła zeznania.
Kobieta zeznała, że jej synowie opowiadali, iż w rodzinie zastępczej dochodziło do agresji słownej, fizycznej i psychicznej wobec dzieci. Prym w tym wiodła "matka zastępcza".
- Kobieta opowiadała o używaniu słów obelżywych w stosunku do dzieci, o biciu podopiecznych, o zamykaniu płaczących dzieci w wersalce czy przypadku naderwania ucha jednemu z chłopców - wyjaśnia Kopania.
Z zeznań wynika też, że jeden z chłopców uciekł z domu i nie chciał już wrócić do rodziny zastępczej, która - według relacji dzieci - wrogo nastawiała je do biologicznej matki.
Wcześniej śledczy przesłuchali jedną z pełnoletnich obecnie córek kobiety. Potwierdziła ona fakty znęcania się nad dziećmi, a także możliwość molestowania seksualnego. Druga dorosła córka przebywa we Włoszech i ma zostać przesłuchana przez polskiego konsula. Sąd - na wniosek śledczych - przesłuchał wcześniej też czwórkę innych dzieci, które przebywały w tej rodzinie. One także - według prokuratury - potwierdzają, że dochodziło do stosowania wobec nich przemocy.
Materiał "porażający" i niemal kompletny
Według prokuratury zebrane w sprawie dowody są "porażające". Miało dochodzić do bicia dzieci po twarzy i plecach pasem i pięściami, zatykania im ust, stosowania kar polegających m.in. na wielogodzinnym staniu na baczność. Dzieciom ograniczano dostęp do jedzenia i kontakt z rówieśnikami, używano wobec nich słów wulgarnych.
Jak ustalili śledczy, wszystkie z pięciorga pokrzywdzonych dzieci, w tym trzy dziewczynki w wieku od 8 do 10 lat i dwaj chłopcy w wieku 11 i 13 lat, były wielokrotnie wykorzystywane seksualnie przez 59-latka. Czynności seksualnych wobec jednej z 10-letnich dziewczynek dopuściła się także 20-latka. Podczas przesłuchań do zarzutów przyznała się tylko 20-latka.
Na zabezpieczonych w domu rodziny nośnikach pamięci i sprzęcie komputerowym nie znaleziono treści pedofilskich. W śledztwie przesłuchano m.in. kuratorów i nauczycieli.
- Dotarliśmy do niemal wszystkich świadków, których należy w tej sprawie przesłuchać, mamy też zabezpieczoną dokumentację - mówi Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
I dodaje, że zdecydowana większość materiału dowodowego jest już zebrana.
- Wszystko wskazuje na to, że dojdzie do zmiany i rozszerzenia zarzutów o kolejnych pokrzywdzonych i kolejne okresy - mówi prokurator.
Bez nadzoru przez lata?
Tymczasem prokuratura w Łowiczu nadal prowadzi odrębne śledztwo dot. niedopełnienia obowiązków w zakresie sprawowania nadzoru nad rodziną z Łęczycy. Śledczy sprawdzają m.in. jak możliwe było, że podejrzani zostali rodziną zastępczą, że trafiały do niej kolejne dzieci i badają sposób sprawowania nadzoru nad nią przez instytucje, m.in. Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie. Dotąd nikt nie usłyszał zarzutów.
Krzysztof Kopania zaznacza, że wyjaśnienie tego wymaga czasu.
- Nie chodzi tylko o przesłuchania, ale też analizy bardzo obszernej dokumentacji, która jest w większości zabezpieczona - kwituje prokurator.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl
Autor: bż//ec / Źródło: TVN24 Łódź, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź