Prokuratura wyjaśnia, dlaczego w poniedziałek w Łodzi zderzyły się dwa tramwaje. W zdarzeniu ucierpiało 19 pasażerów. Jedna z poszkodowanych kobiet walczy o życie w szpitalu.
Do wypadku na ul. Limanowskiego przy skrzyżowaniu z al. Włókniarzy.
- W tramwaj linii nr 2 stojący na czerwonym świetle uderzył rozpędzony skład linii nr 8 - informuje tvn24.pl Sebastian Grochala, rzecznik Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego.
Siła uderzenia była na tyle duża, że z torów wypadły oba wagony tramwaju linii nr 2. Uderzenie wybiło z torowiska też drugi wagon tramwaju nr 8.
Jedna osoba walczy o życie
Do szpitali w Łodzi i Zgierzu trafiło 18 innych rannych pasażerów. Niedługo po wypadku zgłosiła się kolejna, 19. poszkodowana osoba.
- To są osoby w poważanym stanie. Wiele osób miał urazy głowy i kręgosłupa. Na szczęście ich życiu nic nie zagraża - informuje Szymczykiewicz, która dodaje, że w niesieniu pomocy ratownikom pomagali strażacy.
Jedna z poszkodowanych walczy o życie. - Stan jednej z osób jest poważny, mówimy o zagrożeniu życia. To kobieta, z urazami twarzoczaszki. Pacjentka trafiła do szpitala im. WAM w Łodzi - powiedziała na antenie TVN24 Danuta Szymczykiewicz z łódzkiego pogotowia.
Kto zawinił?
Sebastian Grochala informuje, że uderzony skład miał jechać na wschód przez aleję Włókniarzy. Jadący z tyłu tramwaj miał skręcać w prawo - na południe Łodzi. - Nie wiemy, dlaczego doszło do wypadku. Mogły na przykład zawinić hamulce, albo motorniczy z tramwaju nr 8 po prostu się zagapił - informuje Marzanna Boratyńska z łódzkiej drogówki.
Wiadomo, że obydwaj motorniczowie byli w momencie zdarzenia trzeźwi. Mieli też wszystkie niezbędne do jazdy dokumenty.
Czynności sprawdzające w sprawie poniedziałkowego wypadku wszczęła prokuratura Łódź-Polesie. - Z pewnością do zdarzenia przyczynił się tramwaj, który z impetem uderzył stojący na światłach skład. Kierował nim 25-letni motorniczy z dwuletnim doświadczeniem - informuje Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Prokurator dodaje, że 25-latek nie został jeszcze przesłuchany. Wstępne rozmowy z mężczyzną wskazują jednak, że nie potrafi on odpowiedzieć na pytanie, dlaczego doszło do zdarzenia.
Huk i dym
Z relacji świadków poniedziałkowego wypadku można wywnioskować, że tramwaj linii nr 8 uderzył w stojącą "dwójkę" z dużą siłą.
- Usłyszałam "walnięcie". Najpierw był potworny huk, potem pokazał się dym - relacjonuje jedna z kobiet, która widziała zdarzenie.
- Siła uderzenia była tak duża, że ludzie pospadali z krzesełek. Pasażerowie mają połamane szczęki i nosy - dodaje przed kamerą TVN24 mężczyzna, który jechał w pechowym tramwaju.
Bez próby hamowania
Kluczowym w wyjaśnieniu okoliczności zdarzenia ma być ustalenie, czy w tramwaju linii nr 8 mogła zawieść technika.
- Niestety, uszkodzenia tramwaju są zbyt duże, żeby w poniedziałek przeprowadzić próbę hamowania składu w miejscu wypadku - tłumaczy prokurator Krzysztof Kopania i dodaje, że tramwaj będzie jutro "dokładnie zbadany przez biegłych".
Niestety, śledczy nie będą mogli skorzystać z zapisu kamer zainstalowanych w uderzonym tramwaju linii nr 2. Miejski przewoźnik nie potrafił odczytać, co "widziały" kamery.
- Dysk z zapisem został przez nas zabezpieczony. Będziemy starać się o odczytanie zapisu - zapowiada Kopania.
Utrudnienia w ruchu
W miejscu zdarzenia przez kilka godzin zablokowany był ruch tramwajowy. Torowisko udało się udrożnić przed godz. 15, dzięki wykorzystaniu specjalistycznego dźwigu, który przesunął wykolejone wagony na tory. Składy zostały sholowane do zajezdni.
Tuż po wypadku na al. Włókniarzy tworzyły się korki, bo policja częściowo wyłączyła ruch na jednej z nitek arterii. Teraz ruch samochodowy odbywa się już normalnie.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/kv/b / Źródło: TVN24 Łódź