W 2009 roku napisali do znajomych: "Wyjeżdżamy 1 lipca. Termin powrotu: nieznany. Kierunek: ze Wschodu na Zachód". Wrócili po czterech latach. Alicja Rapsiewicz i Andrzej Budnik wyznają zasadę: "Lepiej żyć jeden dzień jak tygrys niż sto dni jak owca".
- Nie uciekliśmy, ale świadomie podjęliśmy decyzję. Chcieliśmy odpocząć od kilkunastogodzinnego dnia pracy. Szukaliśmy nowej perspektywy, która pozwoli inaczej spojrzeć na nasze życie i życie w Europie. Nie mieliśmy żadnych zobowiązań, które mogłyby nas powstrzymać – mówi podróżnik Andrzej Budnik. Razem z partnerką postanowił wyruszyć w podróż "ze Wschodu na Zachód".
Wątpliwości dopadają każdego. Ale warto powiedzieć: jadę!
Alicja Rapsiewicz i Andrzej Budnik nie szukali lepszego miejsca do życia. Wiedzieli, że chcą wrócić do Polski. Zdawali sobie sprawę, że będą zaczynać od zera. Podjęli to ryzyko, chociaż mieli chwile zwątpienia.
- Wątpliwości dopadają każdego. Ale my mieliśmy siebie i wzajemnie się dyscyplinowaliśmy. Warto też powiedzieć znajomym: "Jadę". O swoich planach napisać na blogu. Kupić bilet. Wtedy trudno jest się wycofać z raz podjętej decyzji – radzi podróżnik.
Alicja złożyła wymówienie w pracy. Andrzej zamknął swoją firmę. Zadbali o to, by najbliżsi mieli upoważnienie do zajmowania się ich sprawami, gdyby zaistniała taka konieczność.
Termin powrotu: nieznany
W 2009 roku napisali, że wyjeżdżają 1 lipca. Termin powrotu: nieznany. Kierunek: ze Wschodu na Zachód.
Decyzja podjęta. Wszystkie formalne rzeczy załatwione. Wystarczy się spakować. Do plecaka należy włożyć jak najmniej rzeczy. Wbrew naszemu zachodniemu rozsądkowi, który każe być gotowym na każdą ewentualność.
- Te ewentualności są nie do przewidzenia, a wszystko można kupić na miejscu. W drodze i tak będziemy pozbywać się rzeczy przywiezionych z domu. Żeby było lżej. Żeby zrobić miejsce na inne, kupowane w czasie podróży – wyjaśnia Andrzej Budnik.
Ciężar noszonego plecaka ma szczególne znaczenie, gdy decydujemy się podróżować nie samolotem, ale autobusami, autostopem, jachtostopem, pociągami i rowerami. Lżejszy plecak daje większą mobilność, szczególnie wtedy gdy lista miejsc, do których chciałoby się dotrzeć codziennie się zmienia.
Zmienia się, bo w takiej podróży nie warto odhaczać kolejnych, „zaliczonych” miejsc na mapie, ale w nich być. Możliwie jak najdłużej. Poczuć atmosferę miejsca i ludzi, którzy tam mieszkają. Pozwolić sobie na wejście w inny świat, w świat „lokalsów”.
Dłużej = taniej
Ważne jest, by nie poddać się presji czasu, manii zwiedzania. Gdy podróżujesz bez pośpiechu masz większe szanse, by lepiej poznać miejsca, do których trafiasz i wydać mniej pieniędzy.
Właśnie wtedy poznajesz ludzi, którzy chętnie cię gdzieś podwiozą (za darmo). Często nakarmią (za darmo). Podzielą się opowieściami o swoim życiu i doradzą, gdzie możesz tanio przenocować. Gościnność ludzi ze Wschodu jest bezcenna. Wystarczy podarować im czas, a w zamian masz to, czego nie można kupić ani doświadczyć za żadne pieniądze. Wystarczy być uważnym i nieśpiesznym, by stać się czyimś przyjacielem. By poczuć się jak w domu.
W krajach takich jak Tajlandia, Indie, Boliwia czy Kirgistan można też wynająć pokoik lub całe mieszkanie za niewielkie pieniądze. I zostać w jednym miejscu na dłużej.
Alicja i Andrzej na początku wiedzieli dokładnie, dokąd jadą i co chcą zobaczyć. Wszystko według planu. Gdy ten plan okazał się męczący, postanowili zostać dłużej w jednym miejscu.
Po Turcji, Iraku i Iranie swoje miejsce znaleźli w Pakistanie. Tam była ich baza, z której wyruszali i do której wracali. Ale najlepiej wspominają noclegi w miejscach dalekich od cywilizacji, takich jak kazachski step, Rosja syberyjska, Patagonia czy laotańskie wioski ukryte w dżungli. Właśnie tam mogli liczyć na wyjątkową gościnę, bo im dalej od miast, tym ludzie bardziej pomocni i otwarci na nieznajomych.
Zdążyć przed globalizacją
Gdy zapytałam Andrzeja Budnika o miejsca, które wiedzieli że muszą zobaczyć - niezależnie od zmieniających się planów - powiedział o Tadżykistanie i Kirgistanie. Zależało im, żeby zdążyć przed globalizacją, która już dotknęła Gruzję, Armenię i Timor Wschodni oraz dużą część Afryki.
Największe obawy mieli przed wjazdem do Afganistanu.
- Kilka dni siedzieliśmy nad graniczną rzeką w Tadżykistanie. Zastanawialiśmy się: jechać, czy nie jechać. Na wyjazd zdecydowaliśmy się dopiero po wizycie na bazarze. Powiedziano nam: "Jedźcie! Tam żyją ludzie tacy, jak my" – wspomina Budnik. I pojechali.
Kolejne miejsca to Chiny, Laos, Wietnam, Kambodża, Tajlandia, Malezja, Singapur, Indonezja i Australia. W Australii spędzili dziewięć miesięcy.
- Obcowanie z naturą Australii, życie bez zegarka od wschodu do zachodu słońca, chodzenie boso przez kilka miesięcy zupełnie przewróciło nam w głowach. Zmieniły się nasze priorytety życiowe i podróżnicze. Poza tym podróż dookoła świata zaczęła być bardziej kojarzona z szybką objazdówką niż z odkrywaniem świata, więc zawróciliśmy w stronę domu, Polski – opowiada Andrzej.
Ostatni etap
Przez ponad cztery miesiące pływali jachtostopem między wyspami Indonezji. W Bangkoku kupili rowery, którymi zamierzali dojechać do Polski na Boże Narodzenie. Przez Hong Kong, Chiny i Japonię.
Plany zmieniły się, gdy w Urumqi ukradziono im rowery.
Według Andrzeja Budnika, charakter człowieka można poznać na ostatnim etapie podróży. Gdy musi radzić sobie z nowymi, często zaskakującymi okolicznościami, zmęczeniem i tęsknotą. Tęsknotą za tym by usiąść w fotelu, wypić kawę ze swojego kubka. Usłyszeć rodzimy język. Mieć poczucie bezpieczeństwa. Nie martwić się deszczem. Niepogodą.
Do takiego komfortu, swojskiego bezpieczeństwa, wrócili po czterech latach w podróży. W październiku 2013 roku. Ostatnie miesiące spędzili w Uzbekistanie, Kazachstanie, Azerbejdżanie. Do Polski jechali przez Kaukaz, Mołdawię i Ukrainę.
- W tym czasie zdążyliśmy zmęczyć się tak bardzo, że powrót do domu był powrotem wytęsknionym. Nie bolesnym.
Odbić się od punktu zero
Powrót do Polski często jest szokiem. - Dyktatura chaosu i pośpiechu wymaga ponownego oswojenia- przyznał podróżnik. - Jest łatwiej, gdy na czas aklimatyzacji mamy odłożone pieniądze, które pozwolą utrzymać się, zanim ponownie znajdziemy pracę i wrócimy do codziennych obowiązków i zobowiązań - dodał.
Dlatego przed wyjazdem warto zadbać o kilka rzeczy. Jeśli masz swoje mieszkanie – wynajmij je. Kwota, która co miesiąc pojawi się na Twoim koncie pozwoli ci swobodne podróżować. A jeśli to mieszkanie jest na kredyt, wynajmując je spłacasz dług.
Jeśli Twoja praca nie wymaga bycia na miejscu, nie rezygnuj z niej. Podczas podróży możesz korzystać z internetu, nie pozwalając o sobie zapomnieć tym, którzy mogą cię zatrudnić, kiedy już wrócisz. Zanim wyjedziesz zadbaj o to, by powrót do Polski nie był powrotem do punktu zero, ale kolejnym etapem Twojej podróży.
Nieuleczalna choroba. Podróżowanie
Dla Alicji i Andrzeja powrót był trudny i dlatego dzisiaj mówią, że drugi raz na tak długo nie wyjechaliby. Zmieniły się ich priorytety. Polska jest przystanią, bazą, z której teraz wyjeżdżają na krócej. Nie dla samego podróżowania, ale w konkretnym celu. Chociaż przyznają, że nawet kiedy zostają w miejscu, to myślami są ciągle w podróży.
Ponieważ „podróż nie zaczyna się w momencie, kiedy ruszamy w drogę, i nie kończy, kiedy dotarliśmy do mety. W rzeczywistości zaczyna się dużo wcześniej i praktycznie nie kończy się nigdy, bo taśma pamięci kręci się w nas dalej, mimo że fizycznie dawno już nie ruszamy się z miejsca. Wszak istnieje coś takiego jak zarażenie podróżą i jest to rodzaj choroby w gruncie rzeczy nieuleczalnej.” (Ryszard Kapuściński)
Autor: Joanna Łopat//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: www.LosWiaheros.pl | Andrzej Budnik