- Zależy mi na tym, by widz zrozumiał, że w relacjach z najbliższymi najważniejsze to pozbyć się uprzedzeń wyniesionych z dzieciństwa. Poczucia skrzywdzenia, czy niedocenienia, które często nam towarzyszy w relacjach z rodzicami - mówi tvn24.pl Piotr Trzaskalski, którego film "Mój rower" jutro wchodzi do kin. - Chodzi o to, by się z najbliższymi zaprzyjaźnić, bez względu na wszelkie "ale". Zrozumieć, że jeśli nie dogadamy się z rodzicami, poniesiemy klęskę w relacjach z własnymi dziećmi - przekonuje.
tvn24.pl: Mówi się, że nikt nie jest w stanie zrozumieć kobiety tymczasem pan pokazuje, że mężczyznami jest gorzej – nie potrafią porozumieć się nawet sami między sobą, także gdy mowa o najbliższych sobie ludziach.
Piotr Trzaskalski: To prawda, ale gdyby zamknąć oczy i pod panów podłożyć kobiety, okazałoby się, że rzecz ma się podobnie. Pewne prawdy są przecież prawdami o nas wszystkich, jak się okazuje - uniwersalnymi. Nakręciłem film o konflikcie pokoleń a jego sedno leży ponad płcią. Skądinąd wiemy, że relacje córek z matki, bywają również potwornie skomplikowane. Mam siostrę, którą wyłącznie dla pewnej-nazwijmy to "czystości tonacji", jako jedyną wykluczyłem z tego filmu. Zależało mi bowiem by opowiadał on o trzech pokoleniach facetów, z rowerkiem przekazywanym sobie jak insygnia męskości z ojca na syna.
To dość oryginalne-rower jako insygnia męskości…
P.T.: Dla mnie rower to taki symbol inicjacji - jak miecz czy tarcza w rodach rycerskich. Kojarzy mi się ze swego rodzaju świętością. Dostawało się go w dzieciństwie na jakąś nadzwyczajną okazję - najczęściej na komunię. Wybrałem go, bo byłem ogromnie związany z moją "żabką", z tym pierwszym rowerkiem, jeszcze na trzech kółkach.
Oglądając pana film, przypomniałam sobie inny - Marka Koterskiego "Baby są trochę inne". U pana, to faceci są mocno inni. Czy "Mój rower" należy potraktować więc jako "instrukcję obsługi mężczyzn"?
P.T.: Marek Koterski jest fantastycznym obserwatorem, potrafi formułować genialne wręcz, często odkrywcze spostrzeżenia. Ja nie mam takich talentów, bezpieczniej czuję się na podwórku, które znam, czyli pokazując relacje między mężczyznami. Zawiłe, oparte na pozornej niechęci, chwilami wydawałoby się wręcz nienawiści, syna do ojca. Z czasem to, czego syn nie znosi u ojca, staje się z kolei jego orężem w walce ze światem. Napisaliśmy ten scenariusz z Wojtkiem Lepianką w taki sposób, by czytelne było dla widza, że zupełnie inne są syna z ojcem, niż z wnuczka z dziadkiem. Te pierwszą obciążone są rywalizacją, drugie są zdecydowanie kumpelskie, przyjacielskie, bardzo otwarte. Dziadek jest już tak daleko od wnuczka , że nie będzie się z nim w niczym ścigał, nie wejdzie mu w paradę, a jedynie doradzi… A wracając do pytania: Jak widać, moje zamierzenia były znacznie skromniejsze niż w przypadku Koterskiego ale mam nadzieję, że "Mój rower" okaże się takim kamyczkiem wrzuconym do męskiego ogródka.
Powiedział pan gdzieś, że ta opowieść jest w sporej mierze autobiograficzna. Czy któryś z bohaterów to pierwowzór bliskiej panu osoby?
P.T.: Mój ojciec, podobnie jak Michał Urbaniak był muzykiem, choć oczywiście nie tego formatu a jedynie skromnym klarnecistą, ale jak On był także niebywale wyrazistą osobowością. Utwory, które Michał gra w filmie grywał także mój ojciec, zresztą dlatego właśnie klarnet jest w filmie tak ważnym instrumentem. Lepiłem tę postać, na jego podobieństwo, i to wokół niej kręci się cała historia. Był ekscentryczny i zarazem fascynujący, choć bardzo trudny we współżyciu. Niestety, tata nie dożył filmu, czego bardzo żałuję.
Czy pomysł obsadzenia w roli niepokornego dziadka muzyka Michała Urbaniaka - wielkiej gwiazdy, także poza Polską, to wyłącznie pomysł marketingowy, czy też coś więcej się za tym kryje?
P.T.: O to samo wszyscy mnie pytali gdy w swoim debiutanckim filmie, w tytułowej roli Ediego obsadziłem przed laty Henia Gołębiewskiego. Tak naprawdę to czysty przypadek. Robiłem casting do filmu a w międzyczasie w łódzkiej galerii manufaktury zobaczyłem Michała Urbaniaka, którego po cichu sfotografowałem Iphonem. Niczym paparatzzi! Patrzyłem na niego jak na autentyczne zjawisko i widziałem w nim tę samą energię, którą emanował mój tata, podobną fizjonomię a nawet sposób poruszania się. Tę samą charyzmę i twarz, na której malują się wszystkie popełnione grzechy i jednocześnie przeżyte smutki i radości. Potem okazało się w dodatku, że podobnie reaguje jak mój ojciec-płacze w tych samym momentach - np. na ważnym , sportowym wydarzeniu. I to było niesamowite. Pokazałem tę fotkę Piotrowi Śliskowskiemu, autorowi zdjęć do filmu , który wręcz zaniemówił. Pozostało pytanie najważniejsze: czy Michał zgodzi się w naszym filmie zagrać? Początkowo oponował, twierdził, że nie da rady, że nic nie umie a tu jeszcze z jednej strony Artur Żmijewski - świetny, doświadczony aktor, a z drugiej młody pistolet ze szkoły filmowej. I pies jeszcze jakby było mało, więc on nie pociągnie tego. Artur powiedział mu wtedy: "Odpowiadaj tylko na pytania, nic więcej". W końcu udało się nam go przekonać.
Urbaniak jest tej miary indywidualnością, że wystarczy by po prostu był - nie musi nic robić i to działa! A co pan jako reżyser tak osobistego filmu chciałby, aby wyniósł z niego widz?
P.T.: Przede wszystkim zależy mi na tym, by zrozumiał, że w relacjach z najbliższymi najważniejsze to pozbyć się wszystkich uprzedzeń i zahamowań wyniesionych z dzieciństwa. Pozbyć się poczucia skrzywdzenia, czy niedocenienia, które często nam towarzyszy w relacjach z rodzicami. Spróbować zrozumieć co leży u sedna ich stosunku do nas-oczywiście nie mówię o jakichś patologicznych relacjach, bo i takie się zdarzają, ale to jest na szczęście rzadkie. Jeśli mam żal, że rodzice mnie np. nigdy nie chwalili, to może mieli ku temu ważny powód, na co nie wpadłem? Chodzi o to, by móc się z najbliższymi naprawdę zaprzyjaźnić, bez względu na wszelkie "ale". By zrozumieć, że jeśli nie dogadamy się z rodzicami, poniesiemy klęskę później w relacjach z własnymi dziećmi. I żaden nawet największy sukces życiowy, czy zawodowy, jak w przypadku bohatera kreowanego przez Artura Żmijewskiego, genialnie zagrany koncert, nigdy nam tej porażki nie wynagrodzi. Ja zdążyłem pogodzić się z moim tatą i udało mi się wyciągnąć lekcje z jego błędów. Choć też jestem ojcem wymagającym w relacjach z moim 19-letnim synem.
Syn widział film? Co powiedział?
P.T.: Widział, choć jeszcze w takim dość surowym stanie. I bardzo przeżywał, zwłaszcza postać grana przez Michała Urbaniaka zrobiła na nim wrażenie, bo też zobaczył w nim dziadka. Powiedział mi, że dobrze, iż go nakręciłem, bo sporo dzięki niemu zrozumiał, i że ma poczucie, iż stało się to we właściwym momencie.
Czytaj też na http://moj-rower.tvn.pl/
Autor: Justyna Kobus / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: materiały prasowe