Olivier Heim mieszkał już w Holandii, USA, Luksemburgu i Danii, aż w końcu postanowił osiąść w Polsce. To tutaj realizował się z zespołem Très.b, potem tworząc solowy projekt Anthony Chorale. Zdecydował się w końcu występować pod własnym nazwiskiem i z nowym materiałem prezentuje się z powodzeniem na letnich festiwalach.
Martyna Nowosielska-Krassowska, tvn24.pl: Mieszkałeś już w Stanach Zjednoczonych, w Luksemburgu, w Danii, a teraz wybrałeś Polskę. Dlaczego?
Olivier Heim: To chyba najczęściej zadawane mi przez wszystkich pytanie: "czemu Polska?". To zabawne, jak zarówno ludzie w Polsce, jak i za granicą zawsze zastanawiają się, co sprawia, że Polska jest fajnym miejscem do odwiedzenia. Dla mnie jest to jeden z najbardziej ekscytujących krajów w Europie w tym momencie, rzeczywistość tutaj bardzo szybko się zmienia, to dynamiczne miejsce. Nikt tak naprawdę do końca nie wie co się wydarzy, czym Polska stanie się za parę lat.
Mieszkam tu już od sześciu lat i widziałem, jak wiele rzeczy i miejsc zmieniło swój charakter. Przyjechałem tutaj pod koniec okresu, w którym Polska była w jakiś sposób odłączona od Europy. Kraj naprawdę się zmienił przez ostatnie sześć lat, z bycia na uboczu w kierunku bycia ważną częścią Europy i Unii.
Myślę, że w swoim myśleniu i ambicjach, żeby być bardziej zachodnim państwem, stać się pełnoprawną częścią Europy, ludzie tutaj wykreowali taką energię, której nie czuję w innych krajach. Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, jak cenna jest ambicja, ten popęd do realizacji marzeń. To wielka siła w ludzkich umysłach. Tego nie ma za granicą, gdzie ludzie są zadowoleni z tego co mają, starają się wielu rzeczy trzymać. W Polsce jest więcej takiego podejścia, że możemy wszystko wywalić, jeśli tylko będzie to sposobem na ulepszenie czegoś. To dla mnie bardzo inspirujące i kocham pracować z ludźmi, którzy mają taką energię. Najpierw byłeś w zespole Très.b, potem rozpocząłeś solowy projekt Anthony Chorale, a teraz występujesz pod własnym imieniem i nazwiskiem. Co wolisz, bycie w zespole, czy robienie własnego projektu? Czuję się bardzo dobrze, pracując nad moim solowym projektem, bo mogę w pełni odkrywać moją kreatywność i to, co chcę osiągnąć. Nie muszę już godzić się na kompromisy w tej sferze. Zawsze lubiłem grać z innymi ludźmi, ale tego nie straciłem – dziś gram z zespołem, mój poprzedni album też był nagrywany z zespołem i wciąż współpracuję z Tomem, perkusistą z Très.b. Kocham interakcję z muzykami. Kiedy piszę swój materiał, lubię stworzyć podstawy, a potem skonfrontować je z grupą muzyków, pozwolić im na zinterpretowanie ich części i stworzyć dynamikę i dialog między instrumentami. Obecnie mając stuprocentową kontrolę nad całym procesem powstawania muzyki i pracując na swój własny rachunek, czuję się spełniony. Zmieniłeś nazwę sceniczną z Anthony Chorale na twoje własne imię i nazwisko. Czemu zdecydowałeś się na ten krok?
Anthony Chorale było moim solowym projektem, kiedy byłem jeszcze w Très.b. Nigdy nie myślałem, że odejdę z Très.b. Graliśmy razem przez dziewięć lat i zawsze wyobrażałem sobie, że tak będzie całe moje życie. Całą moją ambicję umieściłem w zespole. Miałem trochę muzyki, która nie mieściła się w tym, co tworzyliśmy, i chciałem ją zrobić dla siebie tak czy inaczej – nie myślałem, że to się jakoś rozwinie. Dlatego stworzyłem sobie pseudonim, alter ego – myślałem, że to po prostu inna część mnie. Kiedy odszedłem z zespołu, nie chciałem rezygnować z muzyki, bo jest ona moją pasją i życiem. Zdecydowałem, że skoro mam teraz tworzyć solo to powinienem to robić pod moim własnym imieniem. Nie jest to już jakaś inna osoba, teraz to już naprawdę tylko ja.
Co się stało z zespołem? Czemu go opuściłeś? Mieliśmy pod koniec inne wyobrażenia tego, czego chcieliśmy. Inne pomysły na zespół. Nie zgadzaliśmy się już w kwestii tego, jak chcemy funkcjonować. Próbowałem zacząć dialog, znaleźć wspólny grunt, ale to okazało się niemożliwe. Pomyślałem, że jedyną opcją dla mnie będzie odejście. Sadzę, że po prostu do siebie już nie pasowaliśmy i wtedy niewiele można zrobić. Nasze relacje personalne mocno się zmieniły. Można próbować osiągnąć kompromis, a jeśli się nie da, to po prostu trzeba iść innymi ścieżkami. Może chciałbyś współpracować z kimś z polskiej sceny, może jest jakiś artysta, o współpracy z którym marzysz? Spotkałem będąc tutaj wielu muzyków, których bardzo cenię. To jest też to, co kocham w mieszkaniu w Polsce – muzycy są bardzo otwarci na pracowanie z innymi, jest takie poczucie istnienia wspólnej sceny, grupy muzyków, którzy ze sobą pracują. Wszystkie współprace, które chciałbym podjąć są możliwe do zrealizowania.
Zacząłem grać z Adamem Byczkowskim znanym z projektu Better Person i zespołu Kyst, grałem z Tobiaszem Bilińskim, również z Kyst, z Michałem Bielą, Pictorial Candi, Marcinem Maseckim, Igorem Nikiforowem z Jerza Igora i Piotrem Domagalskim. W Polsce jest wielu wspaniałych muzyków i czuję, że mogę po prostu odkrywać i rozwijać swoje własne umiejętności. To wspaniałe, że wszyscy są stąd. Jest też długa historia polskiej muzyki, o której uczę się coraz więcej. To bardzo ekscytujące. Przyjechałem tu sześć lat temu, ale scena sięga zdecydowanie wcześniej. Muzycy, którzy są teraz aktywni, mają bardzo interesującą historię.
Autor: Martyna Nowosielska-Krassowska//rzw / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: M. Murawski / ishootmusic.eu