Czyta się tę książkę jak najlepszy kryminał, tyle że jej bohater istnieje naprawdę, a opisane zdarzenia są faktem. Janusz Molka - niegdyś konspirator "Solidarności", potem gorliwy agent, wreszcie funkcjonariusz SB - dał się namówić Bogdanowi Rymanowskiemu na niezwykłą spowiedź. - Wybrałem go na bohatera bo to pierwszy funkcjonariusz bezpieki, który odczuwa wstyd. Po latach łamie zmowę milczenia i prosi o wybaczenie swoje ofiary - wyjaśnia dziennikarz TVN24, autor książki "Ubek. Wina i skrucha".
Życiorys byłego działacza gdańskiej "S" zwerbowanego w 1983 roku przez SB, po wpadce w konspiratorskiej działalności, jest zaiste fascynujący.
Gdyby stał się podstawą scenariusza do filmu, uznano by, że autor przesadził ze stopniem skomplikowania fabuły. Mógłby zaczynać się np. taką sceną:
"Do pokoju wprowadzono młodego mężczyznę w okularach. Nauczyciel historii w szkole muzycznej nawet nie próbował się tłumaczyć. To, co przy nim znaleźli - ulotki, podziemną dokumentację wystarczyło, aby się przekonać, czym naprawdę się zajmuje.
- Idziesz z nami na układ albo lądujesz w pierdlu! - krzyczał młodszy z przesłuchujących go funkcjonariuszy. - Mamy dość materiałów, żeby cię udupić. I nie myśl, że tylko ty masz problem. W każdej chwili możemy zgnoić twoją córkę. Dziś to jeszcze dziecko, ale pewnie kiedyś będzie chciała pójść na studia - kontynuował esbek.
[…] Być może przesłuchanie zakończyłoby się inaczej, gdyby nie pewna rodzinna tajemnica. Kiedy esbecy o niej wspomnieli, przestał myśleć o jakiejkolwiek obronie. Pękł. Dalej poszło już gładko".
Ten fragment książki Rymanowskiego opisuje zdarzenie z 31 maja 1983 roku. Aż trudno uwierzyć, że rok później Molka - bo to on był owym nauczycielem historii - ideowy opozycjonista, tak zapamiętał się w nowej roli, że zadeklarował chęć zostania funkcjonariuszem SB. I udało mu się.
Długa lista inwigilowanych
Dawny konspirator okazał się pracownikiem gorliwym i skutecznym. Inwigilował ważne postacie opozycji – m.in. Lecha Kaczyńskiego (wtedy jednego z gdańskich przywódców "S"), Aleksandra Halla, Bogdana Borusewicza czy Arana Rybickiego. Próbował też podejść Donalda Tuska - wówczas lidera pisma skupiającego liberałów.
Trudno zliczyć ludzi, którzy właśnie jemu "zawdzięczają” aresztowania i nagonkę ze strony komunistycznych władz. Co różni go od innych, gorliwych ubeków? - W latach 90. przeżył metamorfozę – mówi Bogdan Rymanowski. - Zaczął dzwonić do swoich ofiar i prosić o wybaczenie tych, na których donosił. Ci, którzy chcieli go słuchać, poradzili mu: "Jeśli chcesz naprawdę wyrazić żal, musisz o tym opowiedzieć".
Tę właśnie opowieść dziennikarz spisał, weryfikując to, co usłyszał. Efekt jego pracy robi piorunujące wrażenie.
Spowiedź i żal za grzechy
- Takich ludzi, jak Molka, którzy ze zwykłego agenta, współpracownika SB, awansowali na jej wpływowego funkcjonariusza, w skali całego kraju było może kilkunastu – mówi Bogdan Rymanowski.
Książka jest spowiedzią człowieka niebywale inteligentnego, który szuka osobistego odkupienia i zdaje się pojmować, jak wielki jest ciężar jego win.
Czy powinno się i czy w ogóle można mu wybaczyć? - Każdy, także były esbek, ma prawo stać się lepszy i należy mu dać szansę. Ale o tym, czy zło, które czynił, zostanie mu wybaczone, zdecydować mogą już tylko ci, których krzywdził - dodaje Rymanowski.
Drugie pytanie brzmi: Czy można wierzyć komuś, kto tak naprawdę zdradził dwukrotnie - raz kolegów opozycjonistów, drugi raz dawnych kumpli z SB, godząc się na powstanie tej książki?
Jej autor podkreśla, że nie jest naiwny, wie dobrze, że nie wszystko, co mówi Molka musi być prawdą. - Podejrzliwość i nieufność towarzyszyły mi przez cały czas pracy nad ta książką - podkreśla Rymanowski. – Nie raz zadawałem sobie pytania: A może to jego ostatnia operacja? Po latach uwierzyłem, że pragnienie odkupienia win jest szczere, choć nie mam złudzeń, że nie powiedział mi wszystkiego – dodaje.
Spowiedź Janusza Molki wydaje się być szczera. Odpowiedź na pytanie, czy żal za grzechy jest autentyczny, zna zaś jedynie on sam. Były esbek ze szczegółami opowiada dziennikarzowi m.in. o tym, jak SB kontrolowała opozycję, i jak doskonale znała miejsca, w których ukrywali się czołowi działacze podziemia - choćby Zbigniew Bujak.
Dziś laikowi trudno uwierzyć, do jakiego stopnia była zorientowana we wszystkich poczynaniach opozycjonistów. Molka bezlitośnie obnaża niefrasobliwość tego środowiska, wskazuje na amatorszczyznę i naiwność. Namierzanie celów, okazywało się dla świetnie wyszkolonych ubeków zajęciem - jak opowiada Molka - śmiesznie łatwym.
Porażającym fragmentem książki jest opis kiepsko skrywanej radości kierownictwa MSW po zamordowaniu księdza Jerzego Popiełuszki. Molka, już mocno zintegrowany ze środowiskiem, świadom jednak ogromu popełnianych przez nie zbrodni, pił wtedy na umór. Jak mówi teraz - by zagłuszyć sumienie. Nie myśleć. - Świetnie wpasowałem się w to środowisko - ocenia bez taryfy ulgowej siebie po latach. I dodaje: - Niech mi pan wierzy, czuję się teraz jak jeden z członków komanda Piotrowskiego.
Bez wallenrodyzmu
Dociekliwy czytelnik dostrzeże, iż "spowiedź" byłego ubeka zawiera elementy autokreacji. Nie podważają one jednak prawdziwości wyznań Molki, są za to dowodem na to, jak bardzo "rajcowała" go możliwość wodzenia za nos tak znaczących osób jak np. Jan Józef Lipski czy choćby Jan Lityński.
- Molka ma podświadomą potrzebę udowodnienia, że w tym, co robił był mistrzem - mówi Rymanowski. I faktycznie, jest to widoczne we wszystkich jego wypowiedziach.
Swoją rolę w dekonspiracji opozycjonistów, a zarazem niemal rodzinne, bliskie kontakty z nimi, (z racji wcześniejszej działalności w podziemnych wydawnictwach), podkreśla przy każdej okazji. Przedstawia siebie jako super łącznika między Gdańskiem a Warszawą, co zresztą potwierdzają rozmówcy Bogdana Rymanowskiego, z którymi rewelacje Molki konfrontuje.
Były ubek jest jednak niezwykle ostrożny w wyjawianiu nazwisk. - Dawni agenci mogą dzisiaj wygrać każdy proces, bo ich teczki zostały zniszczone – wyjaśnia autorowi książki, gdy ten domaga się konkretnych nazwisk. - Wielu z nich oglądam w telewizji - mówi jedynie enigmatycznie. - To wiedza nabyta. Nie mam w sejfie żadnych papierów - uzupełnia.
Molka próbował po transformacji lat 90-tych, najwyraźniej wierząc, że jego teczka jest wyczyszczona, wstąpić do UOP. Szybko jednak został zdemaskowany. Później pracował jako ochroniarz w jednym z muzeów. Czy zdecydowałby się na tak szczery rachunek sumienia, gdyby nie świadomość, że jest podwójnie przegrany - w oczach dawnych opozycjonistów, ale i kolegów z SB? Tego się prawdopodobnie nie dowiemy.
Jedno z najważniejszych zdań wypowiedzianych przez Molkę w tej książce brzmi: "Mentalność ludzi służb jest niezmienna niezależnie od czasów. (...) Niech pan nie wierzy tym wszystkim esbekom, moim kolegom, którzy mówią, że byli Konradami Wallenrodami, bo takich w bezpiece nie było".
Autor: Justyna Kobus//kdj / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24