Kiedy flesze reporterów omiatały głównych konkurentów najważniejszych oskarowych kategorii, większe emocje targały nominowanymi operatorami. W tym roku o statuetkę walczyli młodzi eksperymentatorzy ramię w ramię z najbardziej doświadczonymi autorami zdjęć, wielokrotnie obecnymi na rozdaniu Oscarów. Wszystkich pokonała "Incepcja".
Jeszcze do połowy grudnia wydawało się, że karty już zostały rozdane. Oscar za zdjęcia, obok takich kategorii jak efekty specjalne czy dźwięk, miał powędrować w ręce twórców "Incepcji", najbardziej zaawansowanego technicznie filmu ubiegłego roku. A konkretnie - do Wally'ego Pfistera.
Ten etatowy operator Christophera Nolana był już w Kodak Theatre w 2006, '07 i '09 nominowany za dwie ostatnie odsłony przygód Batmana i "Prestiż". Zawsze wtedy należał do grona faworytów, ale nagrody nie dostał. Tym bardziej pewnym wydawało się, że w tym roku Oscara ma już w kieszeni.
Do dziewięciu razy sztuka?
Wszystko zmieniło się, kiedy w połowie grudnia w Nowy Jorku zaprezentowano "Prawdziwe męstwo". Zdjęcia Rogera Deakinsa szturmem zdobyły serca kinomanów i natychmiast przewróciły tabelę faworytów. Niebagatelne znaczenie ma fakt, że przy ich autorze Pfister jest jeszcze żółtodziobem. Obchodzący w tym roku 62. urodziny Deakins nominowany został już bowiem po raz dziewiąty. Lista obrazów, którymi przegrał we wcześniejszych rywalizacjach robi zresztą duże wrażenie, bo na czerwonym dywanie stał już z nominacjami za "Skazanych na Shawshank", "Kundun - życie Dalajlamy" czy "Lektora".
Deakins mógł szachować innych konkurentów stażem, ale na zdjęciach podobnych do "Prawdziwego męstwa" już się zdążył przejechać. Na galę w 2007 roku wkraczał z pozycji absolutnego faworyta, bo z dwiema nominacjami - za szlagiera tamtego rozdania "To nie jest kraj dla starych ludzi" oraz spektakularnie nakręcone "Zabójstwo Jessego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda". Poległ w starciu z inną wizją Dzikiego Zachodu, wykreowaną przez Roberta Elswita dla potrzeb "Aż poleje się krew". Czy ta z "Prawdziwego męstwa" przekonała Akademię?
Świeża krew
Poza dwójką faworytów tegoroczna rywalizacja miała wyjątkowo mocne czarne konie. Pierwszym z nich był Matthew Libatique, od lat współpracujący z Darrenem Aronofskym, który jest ulubieńcem fanów kina niezależnego i największym eksperymentatorem w zestawieniu. Do tej pory nominacji nie dostał, ale jego zdjęcia do "Czarnego łabędzia" zostaną zapamiętane na długo dzięki ekwilibrystycznej inscenizacji prób baletowych w lustrzanych salach i sugestywnemu portretowi Natalie Portman.
Drugim - Danny Cohen. "Jak zostać królem" przy "Incepcji" przypominać może co prawda teatr telewizji, ale odważne zastosowanie soczewek o niezwykle szerokich kątach nie mogło przejść niezauważone przez kolegów po fachu. Na plus dla Cohena pracują również wysokie notowania jego kolegów odpowiedzialnych za scenografię i kostiumy, co w sumie daje zespół niezwykle groźny w kategoriach artystycznych.
Najmniejsze szanse w zestawieniu miał od początku Jeff Cronenweth, który zdjęciami do "The Social Network" pojawił się po raz pierwszy w rywalizacji nie tylko oskarowej, ale też innych ważnych nagród. Na razie, nie dostał żadnej.
Źródło: tvn24.pl