- Nikt nie chce żyć bez filmów oglądanych w kinie, na dużym ekranie, w ciemnej sali z publicznością i w ciszy - mówiła na weneckim Lido Tilda Swinton, odbierając honorowego Złotego Lwa. Wbrew obawom organizatorów i gości 77. Festiwal Filmowy w Wenecji, rozpoczęty 2 września, radzi sobie dobrze. Oczywiście w sanitarnym reżimie.
77. edycja Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji to pierwsza tak wielka impreza filmowa na świecie od wybuchu pandemii.
Wręczenie Tildzie Swinton honorowego Złotego Lwa za całokształt artystycznych dokonań to jak na razie najbardziej doniosły moment na weneckim Lido. Wzruszona brytyjska gwiazda, która swoją wielką karierę zaczęła właśnie od Wenecji (prawie 30 lat temu odebrała tu nagrodę dla najlepszej aktorki za rolę w "Edwardzie II"), a potem wielokrotnie przyjeżdżała na Lido z kolejnymi filmami, odbierając nagrodę, mówiła: - Ten wspaniały festiwal od trzech dekad jest bliski mojemu sercu. Możliwość przybycia do Wenecji szczególnie w tym roku, by świętować nieśmiertelność kina i jego uparte trwanie w obliczu przeciwności, sprawiła mi szczerą radość.
Owacji na stojąco doczekała się dziewięcioosobowa Orchestra Roma Sinfonietta, która na otwarcie imprezy wykonała utwór "Deborah's Theme" z arcydzieła "Once Upon a Time in America" Sergio Leone, skomponowany przez zmarłego w lipcu wielkiego Ennio Morricone. Był to hołd złożony przez włoski festiwal genialnemu rodakowi. Orkiestrą dyrygował syn zmarłego kompozytora, Andrea Morricone.
Inaczej. Dziwnie. W sanitarnym reżimie
- To prawdziwy cud, że w tych okolicznościach udało nam się jednak spotkać w Wenecji - mówiła przewodnicząca tegorocznego jury Cate Blanchett. Symboliczny był moment, w którym dyrektorzy siedmiu najważniejszych europejskich festiwali, w tym Cannes, Berlina, Karlowych Warów i Locarno, wyszli na scenę, aby przeczytać deklarację poparcia dla kina i filmów oglądanych na dużym ekranie.
Choć włoskie media, by nie zapeszyć, niemal do końca pisały o "planowanym mimo wszystko festiwalu na Lido", bojąc się, iż wydarzy się coś, co może uniemożliwić jego zorganizowanie, z relacji (nie tak licznych, jak w poprzednich latach) korespondentów wynika, że Włosi poradzili sobie znakomicie.
Kto był na weneckiej imprezie w poprzednich latach, dobrze wie, że uczuciem dominującym podczas festiwalu było poczucie organizacyjnego chaosu. I bałaganu. Publiczność wybaczała co roku ten stan rzeczy luzackim, ale nader serdecznym Włochom, bo w tak bajkowej atmosferze wybacza się wszystko.
W tym roku, jak donoszą korespondenci, jest zupełnie inaczej. Włosi, których pandemia w Europie dotknęła jako pierwszych, i to nader dotkliwie, stanęli na wysokości zadania. Przejęci organizatorzy dopięli wszystko na ostatni guzik, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji. Pilnujący jak zwykle głównego wejścia w rejonie Pałacu Festiwalowego ochroniarze sprawdzają, by nikt nie umknął termoskanerom mierzącym temperaturę wchodzącym. Kto nie pamiętał o maseczce, może zapomnieć o przekroczeniu bramki. Wszystkie sale kinowe pozostają w 50 procentach puste (może być zajęte co drugie miejsce), a seanse są monitorowane pod kątem przestrzegania obostrzeń.
"Jest inaczej. Dziwnie" - donoszą goście festiwalu i dziennikarze w swoich relacjach. Po raz pierwszy od dekad brakuje też wielkich, hollywoodzkich gwiazd, bo filmowcy z Ameryki w ogóle do Wenecji nie dotarli.
Czekając na film Szumowskiej
W tym roku o Złotego Lwa walczy 18 tytułów. Po raz pierwszy od 5 lat (czyli od startu w konkursie "11 minut" uwielbianego na Lido Jerzego Skolimowskiego) nareszcie znów zawalczy także polski film. Mowa oczywiście o naszym kandydacie do przyszłorocznych Oscarów - wyreżyserowanym przez Małgorzatę Szumowską i Michała Englerta obrazie "Śniegu już nigdy nie będzie".
"Poprzez dekonstrukcję odizolowanej od świata enklawy Szumowska opowiada o esencji dzisiejszego życia społecznego, która w szerszej optyce jest alegorią dla współczesnego świata. To uniwersalna opowieść o człowieku, która wznosi polskie kino na wyżyny wielkich obrazów europejskich mistrzów" - napisała w uzasadnieniu swojego wyboru oscarowa komisja selekcyjna. Najwyraźniej również weneckich selekcjonerów, niezwykle wymagających, urzekły te atuty filmu.
W głównych rolach występują Alec Utgoff, Maja Ostaszewska, Agata Kulesza, Weronika Rosati, Katarzyna Figura i Andrzej Chyra. Oficjalny pokaz konkursowy filmu i zarazem światowa prapremiera obrazu już 6 września - w niedzielę.
Ale polskich akcentów mamy w Wenecji więcej. Już pokazany został w sekcji "Nowe Horyzonty" i świetnie przyjęty grecko-polski debiut Christosa Nikou "Niepamięć". W konkursie głównym zaś startują jeszcze trzy produkcje, przy których pracowali Polacy. Są to: izraelski film "Layla BeHaifa" Amosa Gitai z Andrzejem Sewerynem, "The Disciple" Chaitanyi Tamhanego ze zdjęciami Michała Sobocińskiego i wielonarodowa koprodukcja z udziałem Polski w reżyserii Bośniaczki Jasmili Zbanić z muzyką Antoniego Komasy-Łazarkiewicza.
Laureatów Złotych Lwów poznamy 12 września.
Źródło: "Variety", Deadline.com. Biennale.org, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA