- Wiem, że oczekiwania publiczności są coraz większe. I mamy tendencje, by je jeszcze rozdmuchiwać, nadymać balonik, (…), a potem, jak Akademia wybierze inaczej, będzie rozczarowanie. Cieszmy się tym, co już mamy, a mamy film, o którym dyskutuje z przejęciem cały świat - mówi w rozmowie z tvn24.pl Agata Kulesza, laureatka Nagrody Krytyków Filmowych z Los Angeles za rolę w "Idzie".
tvn24.pl: - Jakie to uczucie pokonać w aktorskim wyścigu takie gwiazdy jak Jessica Chastain czy Julianne Moore?
Agata Kulesza: - Gdy dowiedziałam się wczoraj w nocy o nagrodzie, bardzo się ucieszyłam. Radość to tak naprawdę jedyne, co czułam. Nie myślałam nad tym kogo pokonałam, bo ten zawód nie polega dla mnie na wyścigach - to nie bieg na setkę i ja nie dobiegłam do mety z najlepszym czasem. Tak się po prostu stało, że zauważono i doceniono właśnie moją rolę i moją pracę. Fantastycznie, że wszyscy dookoła zareagowali niezwykle emocjonalnie. Wiem, że to, iż amerykańscy krytycy dostrzegli aktorkę nieanglojęzyczną zdarza się bardzo rzadko i naprawdę doceniam to wyróżnienie.
- Najpiękniejszy komplement na temat pani roli w "Idzie" usłyszałam w rozmowie z reżyserem "Nocy i dni" Jerzym Antczakiem, który powiedział: "Zagrać swołocz i wzruszyć to bliskie aktorskiego kosmosu". Jak osiąga się ten kosmos? - Oj, to bardzo piękne, przepiękne słowa. Myślę, że miałam wielkie szczęście, bo dostałam świetny materiał do grania. Postać, która nie jest jednowymiarowa, czy płytka. Mogłam dodatkowo trochę poszperać, no i ja też mam pewną wrażliwość, a spotkałam kogoś takiego jak Paweł Pawlikowski, kto nad wszystkim zapanował. Jednym z naszych pierwszych ustaleń, a propos postaci Wandy, było postanowienie, by dało się ją polubić. Myślę, że to wielka zasługa Pawła, także współautora scenariusza, jak tę postać poprowadził, jak ją budował i w jaki sposób pokazał. Bardzo lubię tę rolę, także dlatego, że mam poczucie, iż jestem jej współtwórcą. Zresztą wyjątkowo nie lubię, gdy mówi się, że aktor jest "odtwórcą" jakiejś roli, bo to sugeruje, że ktoś już wcześniej to grał. Paweł bardzo dokładnie i precyzyjnie wiedział czego potrzebuje i ja wpisałam się w jego wyobrażenia dotyczące tej postaci. Szliśmy więc wspólnie przez pracę nad tym filmem.
- Pawlikowski opowiadał, iż jej pierwowzorem była prokurator Helena Wolińska oskarżona po 1989 roku za zbrodnie komunistyczne, znana z okrucieństwa, którą już jako staruszkę poznał w Anglii. - Tak, ale ja bym uciekała od myślenia, że moja bohaterka to właśnie Wolińska, bo ona jest wypadkową bardzo wielu postaci. Czytałam o wielu podobnych do niej kobietach, które również mają krew na rękach. Pawła wizja tej postaci, przez to, że ją poznał, była może jej najbliższa, ja natomiast wysłuchałam jego opowieści i sama też zaczęłam szperać w archiwach. Do tego co wiedziałam od niego, dołożyłam więc swoje własne przemyślenia. - Zagrała pani bodaj dwie najważniejsze role kobiece w polskim kinie ostatnich lat. Pamiętam, że po "Róży", nie mogła pani długo "wyjść" z roli. Tutaj też to postać emocjonalnie potwornie angażująca. Było trudno? – Teraz to wyglądało już trochę inaczej. Róża i Wanda to jednak kompletnie różne bohaterki. Inne historie, odmienna ekspresja, środki wyrazu, emocjonalność. Po zdjęciach, gdy mogłam zdystansować się do tego wszystkiego na pewno był, wciąż jest we mnie jakiś smutek. Oba te filmy dotyczyły trudnych, smutnych tematów, nie najlepiej świadczących o kondycji współczesnego człowieka. To musi budzić refleksje. Ale wychodzę z tego pobojowiska cała, zdrowa i wiem, że nazywam się Agata Kulesza. Mam za to poczucie, że taka trudna i ważna rola rozwija mnie jako człowieka i wzbogaca. - To, co dzieje się wokół "Idy" - nagrody, sukcesy artystyczne i w światowych box office, nie sposób porównać z niczym w polskim kinie po 89’ roku. Ma pani spory udział w tym sukcesie. Jak pani sobie radzi z tym szaleństwem? Wszyscy wierzymy, że tym razem zdobędziemy Oscara. - Podchodzę do tego ze sporym dystansem, może nawet ze zbyt wielkim, może powinnam faktycznie szaleć ze szczęścia? Doceniam naprawdę to, że film zaistniał także na świecie, poza krajem i okazało się, że ludzie tam go również świetnie rozumieją, a nasze aktorstwo jest na tyle uniwersalne, że przeżywają go z naszymi bohaterkami. Czegóż więcej można chcieć? Jedyne, co możemy i musimy robić, to trzymać kciuki, żebyśmy mogli się potem wspólnie cieszyć. Ale – jak mówi Ewa Puszczyńska, producent "Idy": "Ten film już nie będzie gorszy". I ja to powtarzam. Nawet bez Oscara. On ma już swoje własne życie, zrobiliśmy go najlepiej i najpiękniej jak potrafiliśmy, a te nagrody, komplementy, cieszą nas oczywiście bardzo, ale nie dajmy się zwariować. Wiem, że oczekiwania są coraz większe. My mamy takie tendencje, żeby je jeszcze rozdmuchiwać, by nadymać balonik, a potem jak coś pójdzie nie tak naszym zdaniem, bo Akademia wybierze inaczej, będzie rozczarowanie. Jak wiemy o wyborach Akademii decyduje mnóstwo różnych czynników. Cieszmy się więc tym, co już mamy, a mamy film, o którym dyskutuje z przejęciem cały świat. - A propos tego świata. Sukces "Idy", nagrody zarówno dla filmu jak i te indywidualne dla pani, choćby wczorajsza Krytyków Filmowych z Los Angeles, na pewno niosą z sobą propozycje pracy za granicą? - Na razie kończę zdjęcia do kontynuacji serialu "Krew z krwi", ale za moment wchodzę na plan francuskiego filmu Anne Fontaine, reżyserki "Coco Chanel", która robi film o francuskim Czerwonym Krzyżu. Młoda, francuska lekarka pomaga polskim zakonnicom, które zostały zgwałcone. Nie, nie ja tym razem – ja gram matkę przełożoną. Rzeczywiście, dzięki temu, że pani reżyser widziała dwukrotnie "Idę", nie musiałam przechodzić castingu. Jedynie miałam zdjęcia próbne, by sprawdzić, czy nie jestem za młoda do tej roli i jak fotografujemy się wspólnie z Agatą Buzek, która gra tu dużą rolę również siostry zakonnej. Obie więc wystąpimy w welonach. - Na koniec zacytuję wypowiedź, która mnie zachwyciła. W przeciwieństwie do wielu aktorek nie boi się pani upływu czasu i apeluje do koleżanek: "Róbcie sobie operacje plastyczne. Na starość będziecie klepały biedę, bo wszystkie pomarszczone babcie zagram ja". Coś pięknego! Na przekór obsesjom i modom. (Śmiech) - Tak, to prawda, tyle że niestety, już nie jestem jedyna chętna do tych ról pomarszczonych babć, bo Magda Cielecka również się zgłasza. Mówi, że ona też bardzo chętnie i z wielką radością. Także na pewno będzie nas więcej. No, ale mam nadzieję, że to jeszcze jednak nie teraz, że nim to nastąpi, jeszcze sporo przede mną ciekawych ról kobiet w średnim wieku.
Autor: Rozmawiała: Justyna Kobus / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Opus Film