W Teatrze Muzycznym w Gdyni rozpoczyna się w poniedziałek 44. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych. W konkursie głównym publiczność zobaczy 19 produkcji. Filmy oceni jury z reżyserem Maciejem Wojtyszko na czele. Na gali otwarcia widzowie obejrzą zrekonstruowany "Powrót birbanta" Kazimierza Prószyńskiego z 1902 roku, zaprezentowany też zostanie konkursowy "Obywatel Jones" Agnieszki Holland. Platynowe Lwy za całokształt dokonań artystycznych odbierze Krzysztof Zanussi. Festiwal potrwa do 21 września.
Opowieść przedstawiona w "Obywatelu Jonesie" jest oparta na faktach. Oto młody dziennikarz Gareth Jones (James Norton), który zyskał sławę, pisząc artykuł o spotkaniu z Adolfem Hitlerem po przejęciu przez niego władzy, przymierza się do kolejnego wielkiego tematu - modernizacji Związku Radzieckiego. Chcąc gruntownie zbadać sprawę, decyduje się na podróż do Moskwy, by przeprowadzić wywiad z Józefem Stalinem.
Na miejscu poznaje młodą dziennikarkę Adę Brooks (Vanessa Kirby), dzięki której odkrywa, że prawda o stalinowskim reżimie jest skutecznie ukrywana przez sowieckich cenzorów.
Słysząc zatrważające plotki o wielkiej klęsce głodowej w ZSRR, Jones udaje się w podróż przez Ukrainę. Tam jest świadkiem tragedii Hołodomoru. Miliony umierają z głodu, gdy tony zboża wędrują za granicę. Po powrocie do Londynu pisze artykuł ukazujący horror, którego doświadczył. Publikacja jest wyciszana, a jej prawdziwość podważają zachodni dziennikarze będący pod wpływem Kremla. Pomimo gróźb Gareth nie ustaje w walce o prawdę. Tym, co odkrył, dzieli się z młodym, obiecującym pisarzem - George'em Orwellem...
Film najbardziej utytułowanej polskiej reżyserki swoją światową premierę miał na festiwalu w Berlinie. Choć opowiada o latach 30. XX w., to prowokuje do pytań o czasy nam współczesne - nade wszystko o próby zamykania ust mediom i cenzurowania prawdy niewygodnej dla polityków i ich usłużnych popleczników.
Agnieszka Holland ma dar nasycania tragiczną ironią opowieści, których ciężar gatunkowy jest tak wielki, że bez niej łatwo o patos. Korzysta z niego w "Obywatelu Jonesie", który w poniedziałek wieczorem obejrzy publiczność 44. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.
"Powrót birbanta" i pleograf
Obok filmu Holland na otwarcie gdyńskiej imprezy organizatorzy przygotowali dość niezwykłą niespodziankę. Choć trwa zaledwie kilkanaście sekund, nie wolno go przeoczyć.
Mowa o zrekonstruowanym "Powrocie birbanta" Kazimierza Prószyńskiego. Film z 1902 roku z młodym Kazimierzem Junoszą-Stępowskim Prószyński nakręcił pleografem, czyli wynalezionym przez siebie urządzeniem służącym do rejestracji materiału filmowego i jego projekcji. Wynalazkiem tym, skonstruowanym w 1894 roku Prószyński wyprzedził samych braci Lumière, których uważa się za ojców kina. "Powrót birbanta" to bardziej scenka rodzajowa niż film w dzisiejszym rozumieniu, ale jego znaczenie doceniał sam Louis Lumière, który miał powiedzieć o Kazimierzu Prószyńskim: "Panowie, ten człowiek jest pierwszy w kinematografii, ja jestem drugi".
Pleograf skonstruowany przez polskiego wynalazcę przepadł w czasie II wojny światowej. Podobny los spotkał, niestety, jego kilkunastosekundowy film.
W 2017 roku biopleograf, czyli udoskonalona wersja pleografu, został zrekonstruowany przez Narodowe Centrum Kultury Filmowej w Łodzi. Odtworzenia urządzenia podjął się Janusz Król, scenograf i autor efektów specjalnych. Zrobił to, wykorzystując techniki dostępne pod koniec XIX wieku, którymi prawdopodobnie posługiwał się Prószyński.
Kolejnym etapem było odtworzenie z jego pomocą filmu "Powrót birbanta" pod kierunkiem reżysera Piotra Szczepańskiego. Tytułową rolę powierzono Jakubowi Gierszałowi. Efekty tej pracy publiczność FPFF będzie mogła obejrzeć poniedziałkowego wieczoru.
Festiwal jak rok temu z faworytem?
Tegoroczny festiwal rozpoczyna się kilka dni po ogłoszeniu przez komisję selekcyjną polskiego kandydata do Oscara, którym jest w tym roku "Boże Ciało" Jana Komasy. Zwykle komisja zbiera się po gdyńskiej imprezie i najczęściej jej kandydat do nagrody Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej - choć nie zawsze - pokrywa się z laureatem Złotych Lwów. Tym samym wybór ten sugeruje, że film Komasy ma realne szanse na zwycięstwo na 44. FPFF.
Tyle gdybania, bo tak oczywiście wcale być nie musi. Za to dowodów na to, że "Boże Ciało" ma wielki potencjał, jest znacznie więcej. Jednym z nich jest gorące przyjęcie na festiwalu w Wenecji, gdzie film miał premierę w prestiżowej sekcji Dni Wenecji. Nie tylko doczekał się entuzjastycznych recenzji w tak uznanych branżowych tytułach jak "Screen Daily" czy "Variety", ale został też wyróżniony nagrodą Europa Cinemas Label. W tej chwili zaś Komasa prezentuje swój film w Toronto, na najbardziej prestiżowym festiwalu Ameryki Północnej, traktowanym jako oscarowy prognostyk.
"Boże Ciało" to oparta na faktach historia 20-latka, który odsiaduje wyrok w poprawczaku, zostaje warunkowo zwolniony i skierowany do pracy w zakładzie stolarskim. Zamiast się tam udać, Daniel trafia do miejscowego kościoła, gdzie zaprzyjaźnia się z proboszczem. Pod nieobecność duchownego chłopak, udając księdza, zaczyna pełnić posługę kapłańską w miasteczku. Nieoczekiwanie zyskuje coraz większą aprobatę wśród wiernych. Wielki atutem filmu jest charyzmatyczny odtwórca głównej roli Bartosz Bielenia.
Decydując o wybraniu filmu do Oscara, komisja selekcyjna napisała, że "Boże Ciało" to "uniwersalna, poruszająca i prowokująca historia o przemianie duchowej człowieka, nowe spojrzenie na wiarę w Boga. To dojrzały, mądry film młodego twórcy. Porywająca gra Bartosza Bieleni i wiarygodny sposób opowiadania Jana Komasy przekonują o tym, że Bóg może objawiać się w nieoczywisty sposób. Reakcje widzów i krytyki w Wenecji i Toronto oraz zainteresowanie dystrybutorów pozwalają wierzyć w międzynarodowy sukces filmu".
Obraz Komasy zmierzy się między innymi z "Doliną Bogów" Lecha Majewskiego, "Słodkim końcem dnia" Jacka Borcucha, filmem "Interior" Marka Lechkiego, "Mową ptaków" Xawerego Żuławskiego czy z "Piłsudskim" Michała Rosy.
Platynowe Lwy dla Zanussiego
Jak co roku przyznane zostaną także Platynowe Lwy dla twórcy, którego dorobek artystyczny zasługuje na szczególne uznanie. Tym razem odbierze je Krzysztof Zanussi, wybitny autor kina autorskiego, kojarzony przede wszystkim z kinem moralnego niepokoju, w swojej twórczości zadający pytania o wolność i zniewolenie, o moralne wybory, związki ludzkiego losu z Absolutem, wreszcie o Boga i wiarę.
Do najwybitniejszych filmów artysty należą "Barwy ochronne", "Struktura kryształu", "Iluminacja", "Constans", "Kontrakt" czy "Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową".
Krzysztof Zanussi od 1980 był kierownikiem artystycznym zespołu, a następnie dyrektorem Studia Filmowego "Tor", które od 1 października decyzją ministerstwa kultury zostanie zlikwidowane. Powstały w nim - obok filmów samego Zanussiego - arcydzieła filmowe najwybitniejszych rodzimych twórców, między innymi Krzysztofa Kieślowskiego, Agnieszki Holland, Stanisława Różewicza i Wojciecha Marczewskiego.
Autor: Justyna Kobus
Źródło zdjęcia głównego: FPFF w Gdyni