Przed Sądem Okręgowym w Przemyślu w piątek rozpoczął się proces kierowcy ukraińskiego autokaru oskarżonego o umyślne spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym, w wyniku której śmierć poniosły trzy osoby, a 50 odniosło obrażenia, w tym kilkoro ciężkich. Do katastrofy doszło w sierpniu 2018 w Leszczawie Dolnej (Podkarpackie).
42-letni Mykoła Ł. po odczytaniu aktu oskarżenia przyznał się do zarzucanych mu czynów i odmówił składania wyjaśnień. Prosił pokrzywdzonych i ich rodziny o wybaczenie.
Oskarżony złożył też wniosek o skazanie bez rozprawy. Wymiar kary uzgodniony z prokuraturą to 5,5 roku więzienia i 15-letni zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych na terenie Polski.
Kolejny termin
Jednak jedna z oskarżycielek posiłkowych (żona mężczyzny, który zginął, będąca także poszkodowaną w wypadku) nie zgodziła się na taki wymiar kary; jej zdaniem powinno to być 10 lat więzienia.
Jak argumentowała - w wypadku straciła męża, a jej czteroletnie dziecko ojca. Sama do tej pory jest w złym stanie psychicznym po wypadku. Ponadto, jak twierdzi pokrzywdzona, kierowca cały czas jechał bardzo szybko, a siedząca obok niego pilotka wycieczki jeszcze go poganiała.
Kodeks karny za zarzucany kierowcy czyn przewiduje karę od roku do 12 lat więzienia.
W związku ze sprzeciwem kobiety dotyczącym wymierzenia kary bez przeprowadzania procesu sąd wyznaczył kolejny termin rozprawy na 23 kwietnia.
"Zignorował ostrzeżenia"
Według aktu oskarżenia kierowca autokaru umyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa i spowodował katastrofę w ruchu lądowym. Na trasie przejazdu nie zachował bowiem należytej ostrożności, jechał z prędkością znacznie przekraczającą dozwoloną przez co godził się na spowodowanie katastrofy.
Jak ustalił biegły z zakresu ruchu drogowego kierowca na odcinku drogi poprzedzającym zdarzenie jechał z prędkością 82 do 85 km przy ograniczeniu do 50 km/h, a później jeszcze szybciej, bo 100-102 km na godzinę. Natomiast w miejscu katastrofy, gdzie było ograniczenie do 30 km jechał z prędkością 70-72 km/h.
Ponadto Mykoła Ł. miał zignorować tablice ostrzegawcze na odcinku ze znacznym spadkiem terenu i niebezpiecznymi zakrętami.
Nie zdążył wyhamować
W toku postępowania prokuratorskiego Mykoła Ł. nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu. Utrzymywał, że od kiedy zobaczył znak informujący o serpentynach na drodze jechał z prędkością 50-60 km na godz., natomiast znaku o ograniczeniu prędkości do 30 km nie zauważył, widział wcześniej znak o ograniczeniu do 50 km/h. Przyznał, że w krytycznym momencie usiłował hamować. Twierdził, że próbował użyć hamulca górskiego, który nie zadziałał, a ręcznego nie zdążył zaciągnąć.
Ponadto przyznał, że droga była trudna, nawierzchnia śliska, i była mgła. Mówił, że trasę podróży i przekroczenie polsko-ukraińskiej granicy przez przejście w Krościenku wyznaczyło biuro podróży - organizator wycieczki, a on nie znał tej drogi i prowadziła go nawigacja.
Do wypadku doszło na drodze nr 28 między Przemyślem a Sanokiem kilka minut po godz. 22 w piątek 17 sierpnia 2018. Autokar, którym podróżowały - oprócz kierowcy - 53 osoby, na ostrym zakręcie przebił barierę energochłonną, zjechał z pasa jezdni i stoczył się z wysokiej, trawiastej skarpy, kilkakrotnie koziołkując.
Trzy ofiary
W wypadku zginęły trzy osoby, które zostały przygniecione przez przewrócony autokar. Pozostali pasażerowie doznali obrażeń ciała, w tym kilkoro ciężkich. Ofiary śmiertelne to dwie kobiety w wieku 30 i 50 lat oraz 32-letni mężczyzna.
Mykoła Ł. jest kierowcą od 10 lat, od około 6 lat pracuje jako kierowca autokarów turystycznych, a od stycznia 2018 r. jeździł na trasach międzynarodowych, w tym do Austrii, Włoch, Niemiec, Czech. W autokarze miał zmiennika, ale – jak powiedziała prokurator – całą drogę od wyjazdu ze Lwowa - od około godz. 15.30 w piątek polskiego czasu (16.30 ukraińskiego) - prowadził sam. Był trzeźwy.
Autokarem jechała wycieczka ze Lwowa do Wiednia. Pasażerami były osoby w wieku 8-55 lat.
Autor: wini/gp / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24