Poturbowana suczka leżała na torach kolejowych w miejscowości Pełkinie na Podkarpaciu. Zwierzę najprawdopodobniej ktoś brutalnie pobił i porzucił na pewną śmierć pod kołami pociągu.
Jako pierwszy zwierzę zauważył maszynista pociągu jadącego sąsiednim torem. Zawiadomił centralę, a ta ostrzegła obsługę składu poruszającego się na trasie Przemyśl – Rzeszów.
- Gdyby nie to ostrzeżenie, to nie byłoby szans, żebyśmy w porę tego psa dostrzegli, nie mówiąc już o zatrzymaniu się – mówi Jacek Soboń z obsługi pociągu. Jak dodaje, ten skład przy standardowej prędkości z jaką się porusza, potrzebuje co najmniej 500 metrów żeby wyhamować. A mały łaciaty pies na torach jest bardzo słabo widoczny.
Jednak po ostrzeżeniu z centrali maszynista zwolnił do około 60 kilometrów na godzinę. To pozwoliło zatrzymać pociąg przed leżącym na torach zwierzęciem. Soboń zabrał zakrwawione zwierzę do pociągu. – Najgorsze jest to, że nie mamy żadnych procedur na takie sytuacje. Przecież nie mogę takiego psa przełożyć do rowu obok torów – zauważa mężczyzna.
Kiedy pociąg dojechał do Rzeszowa mężczyzna zaniósł psa do lecznicy. Tam suczka dostała opiekę i nowe imię – Rózia.
"Jeszcze nie merda ogonem"
Pies został znaleziony w niedzielę. Jak informuje Halina Derwisz, prezeska Rzeszowskiego Stowarzyszenia Opieki nad Zwierzętami, Rózia już zjadła pierwszy pełny posiłek, ale „jeszcze nie merda ogonem”. Jej stan jednak poprawia się.
- Przez poniedziałek i wtorek była pod stałą opieką weterynarza – mówi Derwisz. I chwali postawę obsługi pociągu. – Zatrzymali się. Nie każdy by taką decyzję podjął.
Dr Beata Sochacka z lecznicy, do której trafiła Rózia potwierdza, że stan suczki był bardzo poważny, a obrażenia wskazywały na pobicie. – Ktoś jej przyłożył w głowę, potocznie mówiąc – tłumaczy lekarka.
Suczka została znaleziona w niedzielę na torach w miejscowości Pełkinie. Dzień później do RSOZ zgłosiła się kobieta, która nieopodal znalazła porzuconego szczeniaka. Jego umaszczenie wskazuje, że matką jest dochodząca do zdrowia Rózia.
Szukają oprawcy
Jak zapewnia prezeska RSOZ, o sprawie została już zawiadomiona policja. Ponieważ jednak zawiadomienie zostało wysłane listownie we wtorek, jarosławska komenda jeszcze go nie otrzymała.
- Nie mieliśmy takiego zgłoszenia – mówi Anna Długosz, rzeczniczka prasowa jarosławskiej komendy.
Halina Derwisz jest przekonana, że psa ktoś pobił i porzucił na torach na makabryczną śmierć. – Sama się tam nie położyła. Poza tym te obrażenia to nie było jedno uderzenie – mówi kobieta.
Za znęcanie się nad zwierzęciem grozi do trzech lat więzienia. Jeśli w grę wchodzi szczególne okrucieństwo – do pięciu lat.
Autor: wini/gp / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: Rzeszowskie Stowarzyszenie Ochrony Zwierząt