44-latek z Pacanowa (woj. świętokrzyskie) był kompletnie pijany, gdy jego samochód zjechał z nasypu i wylądował na polu. Kiedy na miejsce przyjechała policja, mężczyzna twierdził, że to nie on kierował pojazdem, tylko jego kolega. Gdy funkcjonariusze sprawdzili tę wersję wydarzeń, okazało się, że rzekomy kierowca nie żyje od kilku miesięcy.
Do zdarzenia doszło w poniedziałek w gminie Pacanów. Jak relacjonuje starszy aspirant Tomasz Piwowarski z Komendy Powiatowej Policji w Busku-Zdroju, 44-latek najpierw najechał na wysepkę rozdzielającą pasy jezdni.
- Samochód zjechał z nasypu i wylądował na okolicznych polach. Mężczyzna jechał sam. Nie było osób poszkodowanych - przekazał Piwowarski.
Policjanci wykonujący czynności na miejscu zbadali stan trzeźwości 44-latka. Funkcjonariusze podejrzewali, że to właśnie on w chwili zdarzenia kierował autem.
Czytaj też: Pijany wypadł z kajaka do wody, nie umiał pływać. Policjanci mu pomogli, ale i ukarali mandatem
Ponad trzy promile alkoholu w organizmie i kuriozalne tłumaczenie
Mężczyzna miał w organizmie ponad trzy promile alkoholu. - Nie przyznawał się jednak do prowadzenia auta. Twierdził, że za kierownicą siedział jego kolega, mieszkaniec powiatu ostrowieckiego. Funkcjonariusze sprawdzili wersję mężczyzny. Rezultat był zaskakujący, bo okazało się, że domniemany kierujący… nie żyje od wiosny tego roku - podkreślił policjant.
Za kierowanie autem w stanie nietrzeźwości Kodeks karny przewiduje karę do dwóch lat pozbawienia wolności, wysoką grzywnę oraz zakaz kierowania pojazdami.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock