Mieszkańcy gminy Brzesko walczą z dzikami, które są zagrożeniem dla kierowców i niszczą uprawy. Dwa dni temu na terenie gminy w wypadku zginęły trzy osoby, bo przed auto wybiegło stado tych zwierząt. - Problemem jest to, że coraz więcej pól leży odłogiem, dziki nie mają co jeść i podchodzą pod domy. Dochodzi do spotkań mieszkańców ze zwierzętami– komentuje sekretarz gminy Brzesko Stanisław Sułek.
Jak mówią mieszkańcy, dziki często wychodzą na drogę. Zbliżają się również do domów. – Widziałem je przynajmniej dwa razy. Było ich sześć, może osiem – relacjonuje pan Krzysztof, mieszkaniec gminy Brzesko.
Jak podkreśla, mieszkańcy żyją w poczuciu zagrożenia. - Sąsiadka boi się wyjść z domu. Wysyła mnie, żeby ogórki zbierać – podkreśla pan Krzysztof. I jak dodaje, dziki są problemem nie tylko ze względu na to, że stwarzają zagrożenie dla mieszkańców. Wielokrotnie zdarzało się już, że zniszczyły uprawy.
"Jakbym złapał, to by mnie zamknęli"
Jak dodaje pan Krzysztof, gdy zobaczy dzika, próbuje go przestraszyć. To jedyne, co może zrobić. - Jakbym złapał albo coś, to by mnie zamknęli – komentuje.
Wtóruje mu pan Józef, który również jest mieszkańcem gminy Brzesko. - Myślę, że powinno dotrzeć do odpowiednich władz, które powinny zadecydować co się robi po tych wsiach. Rządzą dziki, nie ludzie. Ktoś nie widzi, że to chodzi stadami, ludzie spotykają po 20 sztuk naraz. Jak jakaś kobieta może wyjść w pole? – pyta.
Jak mówi, sam również boi się oddalać od domu.
Teren zalesiony
To, że dziki stanowią problem, dostrzega również miejscowa policja. Jak mówią funkcjonariusze, rzadko zdarza się, by w zderzeniu z dzikiem ktoś ucierpiał, jednak często dochodzi do uszkodzenia samochodu. - Znaki i barierki są ustawione w niektórych miejscach, a mimo to dochodzi do kolizji. To jest teren zalesiony więc niestety zwierzyna leśna często wychodzi na drogę – mówi Ewelina Buda, rzecznik policji w Brzesku. Wypadek, w którym zginęła rodzina z dwuletnim dzieckiem, to najtragiczniejsze w ostatnich latach zdarzenie z udziałem dzikich zwierząt w tej miejscowości.
Mimo regularnych odstrzałów, mieszkańcy wciąż zgłaszają straty w uprawach. - Problemem jest to, że coraz więcej pól leży odłogiem, dziki nie mają co jeść i podchodzą pod domy. Dochodzi do spotkań mieszkańców ze zwierzętami– mówi sekretarz gminy Brzesko Stanisław Sułek.
Jest problem, czy go nie ma?
Sprawa samych odstrzałów również jest skomplikowana. Gmina Brzesko podzielona jest przez autostradę A4, która wyznacza dwa odrębne tereny łowieckie. Problem dostrzegają myśliwi z działającego na południu koła łowieckiego "Hubertus". - Kłopot polega na tym, że populacja dzików rośnie przez to, że w rejonie założono wysokobiałkowe plantacje. Powodują one, że populacja dzików się rozrasta. To, że dziki zbliżają się do domów, wynika z tego, że ludzie zbytnio zbliżają się do ich siedlisk i niszczą ich naturalne środowisko. Dlatego zwierzęta uciekają w stronę strefy zamieszkałej przez ludzi – tłumaczy Jerzy Zydroń, prezes koła "Hubertus". Zwraca również uwagę, że na południu problem ten jest mniejszy niż na północy, ze względu na to, że występują na nim rozległe obszary leśne .
Myśliwi z północy działający w kole "Jedność" problemu w ogóle nie dostrzegają. - Odstrzały są wykonywane regularnie, według ustaleń. Nie ma żadnego wzrostu populacji dzików. Zanotowaliśmy wręcz spadek. Odbywa się migracja okresowa, dziki przychodzą tam, gdzie jest jedzenie – mówi jeden z myśliwych z koła "Jedność". - Rolnicy zawsze będą niezadowoleni, tak to już jest – komentuje.
Autor: mmw, SDK / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 / wikipedia