Krakowscy policjanci w ubiegłą niedzielę (3 lipca) zatrzymali i zamknęli na noc w policyjnym areszcie mieszkających w Polsce obcokrajowców. Zaczęło się od tego, że mieszkańcy jednego z osiedli uznali przeprowadzających się do nowego mieszkania mężczyzn za włamywaczy. Gdy sprawę nagłośniono, policja przyznała, że doszło do pomyłki i że bada "prawidłowość" interwencji. Pełnomocnik Banglijczyków powiedział w poniedziałek (11 lipca) w rozmowie z TVN24, że w imieniu swych klientów złożył zażalenie. Domaga się uznania przez sąd, że zatrzymanie było bezzasadne, nieprawidłowe i nielegalne, zapowiada wystąpienie o odszkodowanie. Nocna akcja funkcjonariuszy na parkingu została sfilmowana przez jednego ze świadków.
Do zdarzenia doszło w niedzielę, 3 lipca, w nocy. Pochodzący z Bangladeszu - mieszkający od kilku lat w Polsce - Iqbal, Jahid i Talha przeprowadzali się ze Skawiny do mieszkania na krakowskim Ruczaju. Spędzili większość dnia na przewożeniu swojego dobytku. W pewnym momencie, jak relacjonują, kilku mężczyzn podbiegło do nich, celując w ich kierunku pistoletami. Myśleli, że zaatakowali ich złodzieje, a w rzeczywistości byli to nieumundurowani policjanci.
Na nagraniu z nocnego zdarzenia zarejestrowana została akcja funkcjonariuszy na parkingu, słychać też głosy zatrzymywanych mężczyzn,
Pełnomocnik obcokrajowców: złożyliśmy zażalenie
Jak powiedział w poniedziałek w rozmowie z TVN24 pełnomocnik Banglijczyków adwokat Jerzy Mazur, w imieniu swoich klientów złożył on zażalenie. - Domagamy się stwierdzenia przez sąd, że zatrzymanie było bezzasadne, nieprawidłowe i nielegalne - mówił prawnik. - W dalszej konsekwencji będę się domagał odszkodowania i zadośćuczynienia - zaznaczył.
Adwokat ocenił, że "mamy do czynienia ze zjawiskiem znanym trochę ze Stanów". - Bo mam nadzieję, że nie jest standardem polskiej policji, żeby w ten sposób traktować osoby, które przeprowadzają się z mieszkania do mieszkania, niezależnie od koloru skóry - stwierdził. Uznał, że było "bardzo dużo czasu", żeby "zweryfikować, kim są panowie". A jeśli już miałoby dojść do zatrzymania - kontynuował Mazur - to powinno ono zostać przeprowadzone w sposób "cywilizowany".
Policja: mężczyźni nie umieli wytłumaczyć racjonalnie, co robili w tym miejscu
- Sytuacja wyglądała tak, jakby rzeczywiście doszło do włamania - przekonywał w poniedziałkowej rozmowie z TVN24 młodszy aspirant Piotr Szpiech z krakowskiej policji. Stwierdził, że mężczyźni "w ogóle nie rozumieli języka polskiego, nie można się też było z nimi porozumieć w języku angielskim". - Nie umieli wytłumaczyć racjonalnie, co robili w tym miejscu - dodał.
"Pomyślałem, że ktoś chce mnie okraść, więc zamknąłem się w środku"
Jak jednak podkreślił reporter TVN24 Marcin Kwaśny, on sam nie miał kłopotów z porozumieniem się z jednym z mężczyzn w języku angielskim.
- W ciągu kilku sekund wielu uzbrojonych ludzi zaczęło atakować mój samochód. Mogli normalnie zapukać przez szybę i poprosić mnie, żebym ją opuścił, powiedzieć, że są z policji i że chcą porozmawiać. Nawet mierząc do mnie z broni, mogli zapukać i pokazać odznaki, ponieważ byli ubrani normalnie, nie było widać policyjnych sygnałów - relacjonował Iqbal.
Jak dodał, "mieszkają w Polsce od pięciu lat i wiedzą, że gdy policja używa sygnałów świetlnych, to trzeba się zatrzymać". - Kiedy widzimy mundur i odznakę, to również musimy się zatrzymać. Tymczasem wtedy nie było niebieskich świateł, mundurów, ani odznak. Zaatakowali nas jak jacyś bandyci czy złodzieje. Pomyślałem, że ktoś chce mnie okraść, więc zamknąłem się w środku - dodał.
"Wybili szybę, wyciągnęli mnie i powalili na asfalt"
Przebieg zdarzeń opisywali też działacze Stowarzyszenia Laboratorium Działań dla Pokoju Salam Lab, którzy rozmawiali z obcokrajowcami. Według ich relacji, Iqbal, jego kuzyn Talha i przyjaciel Jahid podczas przeprowadzki pomylili numer klatki, do której mieli się przeprowadzić. Gdy spróbowali otworzyć drzwi jednego z mieszkań, zorientowali się, że są pod złym adresem, za kolejnym razem udało im się trafić we właściwe miejsce. Mieszkaniec lokalu zawiadomił jednak policję, podejrzewając, że to włamywacze.
Po kilku godzinach, wieczorem, pojawili się nieumundurowani funkcjonariusze. Iqbal siedział w samochodzie. - Zanim zdążyłem zareagować, wybili szybę, wyciągnęli mnie i powalili na asfalt. Ktoś przytrzymywał kolanami moją szyję, skuli mnie kajdankami - opowiadał. - Bałem się, że mnie zastrzelą - dodał.
Niedługo potem na miejsce przyjechały kolejne radiowozy, cała trójka została zabrana na komisariat. Mężczyźni zapewniają, że próbowali rozmawiać z policjantami i wytłumaczyć zajście, ci jednak nie chcieli ich słuchać.
Według relacji mężczyzn, do komisariatu trafili około godziny 2 w nocy z niedzieli na poniedziałek. Iqbal mówi, że nikt nie przedstawił im ich praw, odmówiono im prawa do telefonu, a po przeszukaniu jego mieszkania na dokumencie, którego Banglijczyk nie rozumiał (był spisany wyłącznie w języku polskim), miał podpisać się za niego funkcjonariusz.
Jako że policjanci nie znaleźli żadnego nielegalnego przedmiotu czy rzeczy pochodzących z kradzieży, około godziny 14.30 funkcjonariusze przyznali, że doszło do pomyłki, przeprosili, a cała trójka została wypuszczona na wolność.
Policja wystąpiła o umorzenie postępowania
Po tym, jak sprawę nagłośniły media, krakowska policja wydała komunikat. Czytamy w nim, że prowadzone są czynności "mające na celu zbadanie prawidłowości przeprowadzonej przez policjantów interwencji".
"Akta sprawy przesłano do prokuratury z wnioskiem o umorzenie postępowania wobec braku znamion czynu zabronionego" - czytamy w policyjnym komunikacie. Policja podkreśla, że na terenie Ruczaju w ostatnim czasie dochodziło do wielu włamań i prób włamań, stąd każde zgłoszenie od mieszkańców jest "wnikliwie sprawdzane".
Źródło: tvn24.pl, Salam Lab
Źródło zdjęcia głównego: "Gazeta Krakowska" / "Dziennik Polski"