Kierowca nocnego autobusu zauważył na ulicy przestraszonego sześciolatka. Chłopiec powiedział mu, że "idzie pod zielony blok, bo umówił się z kolegą na basen". Był środek nocy, dlatego wezwał policjantów, którzy odstawili małego amatora pływania do domu.
Jak relacjonuje pan Łukasz Szlosek, kierowca krakowskiego MPK, było krótko po północy, gdy z okna swojego autobusu zauważył chłopca. - Jechałem autobusem nocnym 669, na przejściu dla pieszych zauważyłem zdezorientowanego i przestraszonego chłopca. Otworzyłem okno, zapytałem czy się zgubił i gdzie są opiekunowie - mówi.
Malec miał przy sobie czepek do pływania i maskę oraz okulary do nurkowania. Jednak nie od razu zdradził kierowcy cel swojej wędrówki. Na początku twierdził, że "wyszedł na spacer". - Mieszał się w zeznaniach. Później powiedział, że chciał popływać. Zaniepokoiło mnie to. Wezwałem służby, przyjechała policja, przyjechał inspektor MPK, zajęli się chłopcem – opisuje kierowca. - W końcu sześciolatek przyznał, że "idzie pod zielony blok, bo umówił się z kolegą na pływanie".
Jak przekazuje policja, dzięki empatii i zaangażowaniu kierowcy MPK historia skończyła się szczęśliwie. - Rezolutny malec powiedział, jak się nazywa i gdzie mieszka, więc funkcjonariusze pojechali z nim pod wskazany adres. Jak się okazało, chłopiec wyszedł z domu, gdy jego rodzice już spali. Dlatego byli zaskoczeni całą sytuacją - powiedział Sebastian Gleń, rzecznik małopolskiej policji.
Matka "wyszła na 15 minut", pięciolatek wyszedł jej szukać
Inny chłopiec, pięciolatek z Michałowic pod Krakowem, wyszedł na ulicę, kiedy mama zostawiła go na chwilę samego w domu. Zapłakane dziecko zauważył przechodzień, który natychmiast wezwał policję. - Według relacji zawiadamiającego chłopiec szukał matki, która udała się do sklepu, pozostawiając go samego w domu – informuje Gleń.
Policjanci przyjechali na miejsce i odstawili pięciolatka do domu, gdzie zastali jego matkę. - Kobieta potwierdziła, że udała się do sklepu, pozostawiając chłopca samego w domu, jak twierdziła tylko na 15 minut, a sąsiadkę poprosiła, aby do niego zajrzała, gdyby działo się coś niepokojącego.
Policjanci, którzy odwieźli pięciolatka do domu podczas wizyty poczuli zapach gazu, ulatniającego się ze skrzynki gazowej. - Kobieta oznajmiła, że gaz ulatniał się już od kilku dni, ale najwyraźniej nic z tym nie zrobiła – mówi Gleń. Jak dodaje, zarówno matka chłopca jak i sąsiadka, która miała go doglądać pod jej nieobecność, były trzeźwe. - O całym zdarzeniu powiadomiony został sąd rodzinny i miejscowa opieka społeczna. Instytucje te teraz bacznie przyjrzą się sytuacji panującej w tej rodzinie – dodaje Gleń.
Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock