Do Sądu Rejonowego w Zakopanem trafił akt oskarżenia przeciwko członkowi zarządu spółki Bania w Białce Tatrzańskiej Pawłowi D. Jest on oskarżony o zaniedbania w utrzymaniu w odpowiednim stanie technicznym budowli, która runęła, zabijając 70-letnią kobietę i jej wnuczka.
- Mężczyźnie grozi do pięciu lat pozbawienia wolności. W toku śledztwa nie przyznał się do winy – powiedział w poniedziałek prokurator Rafał Porębski z Prokuratury Rejonowej w Zakopanem.
Zarząd spółki przesłał do Polskiej Agencji Prasowej oświadczenie, w którym wyjaśnia, że - według firmy - był to nieszczęśliwy wypadek, a "żadna z osób zarządzających spółką nie jest osobiście odpowiedzialna za tragedię". Zarząd zadeklarował jednocześnie, że pozostaje do dyspozycji rodziny ofiar i deklaruje pełną współpracę z organami sprawiedliwości.
Nikt się nie przyznawał
Do tragicznego wypadku w Białce Tatrzańskiej doszło 12 marca przy popularnej stacji narciarskiej. Pod naporem wiatru runęła masywna drewniana brama witająca turystów. Przygnieciona kobieta zmarła na miejscu, chłopiec w bardzo ciężkim stanie został przetransportowany śmigłowcem do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie-Prokocimiu. Mimo wysiłków lekarzy, nie udało się go uratować.
Z ustaleń Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego w Zakopanem, przeprowadzonych tuż po wypadku, wynikało, że konstrukcja była postawiona nielegalnie, bez wymaganych zezwoleń. Inspektorzy stwierdzili też, że drewniane słupy, podtrzymujące zwieńczenie "witacza", były zbutwiałe. Początkowo nikt nie chciał się przyznać do wzniesienia feralnej konstrukcji. Stała ona bowiem na działkach dwóch właścicieli, ale wzniósł ją i dozorował kto inny.
Autor: wini/gp / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24