Kierowcy zawracali i jechali pod prąd ekspresową trasą S7 między Kielcami a Warszawą po niedzielnym wypadku, w którym ucierpiały cztery osoby. Na przesłanym redakcji Kontaktu 24 nagraniu widać sznur samochodów, które środkiem drogi pomiędzy zatrzymanymi po obu stronach jezdni pojazdami wracają w kierunku węzła Kielce Północ. - Gdy karetki zabrały już poszkodowanych do szpitali, pod nadzorem policjantów zostało wykonane kontrolowane zawracanie kierujących - wyjaśnia młodszy aspirant Małgorzata Perkowska-Kiepas, rzeczniczka kieleckiej policji.
Do wypadku na łączącej Kielce z Warszawą ekspresowej trasie S7 doszło w niedzielę około godziny 21. Na wysokości węzła Barcza - tuż za węzłem Kielce Północ w stronę stolicy - zderzyły się trzy samochody osobowe. Jak poinformowali nas strażacy, pojazdami podróżowało łącznie dziewięć osób.
Wypadek na drodze S7
- Kierujący oplem 19-latek najprawdopodobniej na skutek niezachowania należytej odległości od poprzedzającego pojazdu, najechał na tył toyoty, którą kierował 23-latek. Ta została z kolei siłą uderzenia zepchnięta i uderzyła w daewoo, którym kierował 53-latek - poinformowała nas młodszy aspirant Małgorzata Perkowska-Kiepas, oficer prasowy kieleckiej policji.
19-latek podróżował z trójką swoich rówieśników - wszyscy zostali zabrani do szpitala. Poszkodowana została również 39-letnia pasażerka toyoty. Pozostali uczestnicy wypadku zostali przebadani na miejscu, nie była wymagana ich hospitalizacja. Osoby, które trafiły do szpitala, nie odniosły obrażeń zagrażających życiu.
Kierowcy zawracali korytarzem życia
Po wypadku S7 w kierunku Warszawy była przez kilka godzin zablokowana. Na nagraniu, jakie otrzymaliśmy od jednego ze świadków na Kontakt 24, widać stojące po bokach jezdni samochody, umożliwiające przejazd służbom ratunkowym. Pomiędzy nimi niektóre samochody jadą jednak pod prąd.
- Staliśmy w korku ponad trzy godziny, ale nie wszyscy chcieli czekać. Po jakichś 20-30 minutach samochody zaczęły zawracać i blokować korytarz życia - powiedział nam autor nagrania, pan Rajmund. - Jeden z mężczyzn, który zawracał, powiedział, że policja ich tak pokierowała - dodał.
Okazuje się, że rzeczywiście doszło do takiej sytuacji. - Gdy karetki zabrały już poszkodowanych do szpitali, pod nadzorem policjantów zostało wykonane kontrolowane zawracanie kierujących. Wiedzieliśmy, że żadne inne służby nie będą już dojeżdżać na miejsce wypadku - wyjaśnia młodszy aspirant Małgorzata Perkowska-Kiepas. - Trasa była zablokowana przez policjantów w każdym możliwym miejscu. Mundurowi kierowali samochody na bezpieczny wyjazd. Wszystko po to, by rozładować zator, który utworzył się na tej ważnej drodze - podkreśla rzeczniczka kieleckiej komendy.
Źródło: tvn24.pl, Kontakt 24
Źródło zdjęcia głównego: Podróżujący busem / Kontakt 24