Dwie doby trwała akcja gaszenia i dogaszania pożaru hal magazynowych w Zawierciu. Z 36 tys. m. kw spłonęło prawie 7 tys. Nikt nie zginął, ale ludzie mogą stracić pracę. Najbardziej ucierpieli producenci zniczy, piwa i papieru toaletowego. Ostatnia firma spłonęła doszczętnie. Władze miasta oferują wsparcie w urzędzie pracy i w opiece społecznej. Przedsiębiorcy chcą dostępu do wody i lepszej drogi.
W czwartek prezydent Zawiercia Witold Grim spotkał się z przedsiębiorcami poszkodowanymi w pożarze hal magazynowych przy ul. Obrońców Poczty Gdańskiej.
Pożar wybuchł w poniedziałek wieczorem, został opanowany w kilka godzin, ale ogień zdążył pochłonąć 7 tys. m kw. - Za późno się o nim dowiedzieliśmy - mówi Radosław Lendor, rzecznik PSP w Zawierciu.
Przedsiębiorcy rozmiarów pożaru i strat upatrują w braku systemu alarmowego, czy dozoru. Wskazywali też nieczynne hydranty i kiepski dojazd.
Z hydrantów znów popłynie woda
Prywatne hale magazynowe znajdują się na terenie dawnej Przędzalni, drugim pod względem wielkości po Hucie Szkła zakładzie przemysłowym w Zawierciu. Od zamknięcia Przędzalni w 2008 roku nie uruchamiano miejscowych hydrantów. - Są zdewastowane. Musieliśmy zbudować stanowisko wodne na zbiorniku w sąsiedniej Turzy, korzystać z hydrantów w Turzy i Zawierciu - mówi Lendor.
Rzecznik PSP uważa, że sprawne hydranty, a także lepsze drogi mogłyby ocalić część spalonych hal. - Jedna z wewnętrznych dróg jest całkiem rozjechana - mówi Lendor.
Przedsiębiorcy zwrócili się do prezydenta o naprawę hydrantów oraz nieodpłatne przejęcie przez miasto felernej drogi w celu jej wyremontowania i utrzymywania w dobrym stanie. - To drugie jest raczej niemożliwe, bo stworzylibyśmy precedens i zaraz huta i spółdzielnie zwróciliby się do nas z taką samą prośbą - mówi Grim.
Obiecał za to doprowadzić do hydrantów wodę, mimo że powinno to być zmartwienie syndyka, właściciela terenu po Przędzalni.
Papier spłonął, piwo do wyrzucenia
- Czujemy się niepewnie w tych magazynach. Pożar w jednej firmie wywołuje efekt domina - mówi Jolanta Marjańska, właścicielka firmy Beppe, produkującej zabawki.
To ona była inicjatorką dzisiejszego spotkania u prezydenta, chociaż nie ucierpiała w pożarze. Największe straty poniósł producent papierowych wyrobów higienicznych. Firma istnieje od 1995 roku i w jeden wieczór straciła wszystko. Zatrudniała około 50 osób, wielu będzie musiała zwolnić.
Niektórych ma przejąć inna poszkodowana firma, produkująca piwo, chociaż jej zmagazynowany w byłej Przędzalni alkohol przeszedł powtórną pasteryzację i nie nadaje się do sprzedaży. Straciła połowę towaru, podobnie jak sąsiedni producent zniczy.
Otrzymaliśmy pomoc psychologa
Prezydentowi towarzyszyli na spotkaniu przedstawiciele urzędu pracy i ośrodka pomocy społecznej. - Pracodawcy, którzy ucierpieli w pożarze, będą zwolnieni z podatku od nieruchomości, a pracownicy, którzy stracą posadę będą mieli pierwszeństwo w uzyskaniu nowych miejsc pracy. Ponadto otrzymaliśmy pomoc psychologa - mówi Marjańska.
Szefowa "świata zabawek" uważa, że spotkanie miało "dużą wartość". Biznes w byłej Przędzalni dla Zawiercia z jedną z największych w regionie stopą bezrobocia musi być ważny. Jak mówią urzędnicy, po upadku przemysłu bawełnianego to mała strefa aktywności gospodarczej, działa tam kilkaset firm.
Ogień zniszczył trzy przedsiębiorstwa na terenie dawnej Przędzalni w Zawierciu:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: mag / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice | Paweł Skalski