Ponad godzinę trwały negocjacje dyspozytora pogotowia z lekarzami w czterech szpitalach. Chodziło o przyjęcie pacjenta z nożem w brzuchu. Trzy placówki nie wyraziły zgody, w tym ta, którą kieruje wojewódzki konsultant w dziedzinie medycyny ratunkowej. Sprawą zajął się NFZ.
Wieczorem, 21 listopada 2015 roku, do dyspozytora pogotowia w Zabrzu zadzwoniła osoba, która prosiła o szybkie przybycie na ulicę Czołgistów. Lekarz na miejscu stwierdził, że stan mężczyzny z nożem w brzuchu jest ciężki.
- Dyspozytor od razu przekazał sprawę do oddziału chirurgii Szpitala Specjalistycznego w Zabrzu, bo to pierwsza w "Wykazie Oddziałów Pierwszego Wyboru" placówka, gdzie należy kierować pacjentów wymagających interwencji chirurgicznej - wyjaśnia Jerzy Wiśniewski, rzecznik Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach.
"Wykaz ma usprawnić działania ratowników"
Utworzony we wrześniu ubiegłego roku wojewódzki "Wykaz Oddziałów Pierwszego Wyboru" ma usprawnić działania medycyny ratunkowej. Zawiera listę placówek medycznych, do których karetki - w zależności od rodzaju dolegliwości - mają zawozić pacjentów.
Zabrzańską placówką, do której pogotowie chciało zawieźć rannego mężczyznę, kieruje prof. Krystyn Sosada - wojewódzki konsultant w dziedzinie medycyny ratunkowej. Jego podpis widnieje pod wykazem.
- Choć dyspozytor uprzedził, że przypadek jest naprawdę ciężki i trzeba szykować salę operacyjną, usłyszał odmowę - dodaje Wiśniewski. Powodem miała być mała liczba lekarzy i zamknięty blok operacyjny.
Dlaczego szpital, w którym pracuje wojewódzki konsultant w dziedzinie medycyny ratunkowej odmówił przyjęcia rannego?
- "Wykaz Oddziałów Pierwszego Wyboru" ma wyłącznie charakter informacyjny. To jest obwieszczenie dla zespołów ratownictwa medycznego. Jednak zbyt sztywno się tego trzymają. Działają tym samym na szkodę pacjentów - tłumaczył na łamach "Gazety Wyborczej" prof. Krystyn Sosada. Dodał, że chorych trzeba wozić do szpitala, który w danej chwili zapewni im najlepszą opiekę, a nie do tego, który jest najbliżej miejsca zdarzenia. Pytany, dlaczego dyżurny jego oddziału odmówił przyjęcia człowieka, stwierdził, że lekarz był sam na dyżurze, a wezwanie innych zajęłoby dużo czasu.
Trzy szpitale odmówiły przyjęcia
Ratownicy zdecydowali wtedy, że pojadą do innego szpitala. Jednak placówka imienia prof. Szyszko w Zabrzu także odmówiła przyjęcia pacjenta. Izba przyjęć tłumaczyła, że lekarze są zajęci, a na oddziale chirurgicznym nie ma wolnych miejsc.
Było już przed 22., pół godziny po wezwaniu medyków. Czas upływał, a pacjent wciąż był w karetce.
- Dyspozytor zdecydował skontaktować się ze służbami wojewody. Podjęto decyzję, by wieźć rannego do Szpitala Miejskiego w Zabrzu Biskupicach - kontynuuje rzecznik.
I tam nie było łatwo. Na izbie przyjęć był tylko ortopeda, a chirurdzy właśnie operowali. Dyspozytor sprawdził, więc sytuację w sąsiednich miastach. Po ponad godzinie od wezwania, pacjenta z nożem w brzuchu przyjął w końcu Szpital Specjalistyczny nr 1 w Bytomiu. Na szczęście nie było za późno. Operacja się udała.
Mężczyzna przeżył, sprawę bada NFZ
Sprawa została zgłoszona przez służby wojewody do Narodowego Funduszu Zdrowia.
- Wszystkie szpitale, które odmówiły przyjęcia pacjenta wezwaliśmy do złożenia wyjaśnień. Jak tylko otrzymamy od nich dokumenty, zapadną odpowiednie decyzje - zapewnia Małgorzata Doros, rzecznik śląskiego NFZ.
Kontrolerzy funduszu dysponują nagraniami rozmów dyspozytora i dokumentacją medyczną.
- Po skompletowaniu wszystkich odpowiedzi, zdecydujemy o ewentualnych kontrolach i konsekwencjach wobec szpitali - kończy rzecznik NFZ.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl
Autor: msin/gp / Źródło: TVN24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24