Odebrane pijanej matce niemowlę zostało umieszczone w rodzinnym pogotowiu opiekuńczym. - Każda rodzina boi się koronawirusa. Możemy odmówić przyjęcia nowego dziecka. Ale nikt tego nie robi. Ryzykujemy, taka nasza rola. Żeby nie trafiło do izolatki w domu dziecka - mówi tvn24.pl ojciec zastępczy.
W piątek około godziny 13 w dzielnicy Rokitnica w Zabrzu przechodnie wezwali policję do leżącej na ulicy kobiety. Obok niej w wózku było niemowlę. - 30-latka była tak pijana, że nie mogła utrzymać się na nogach. Policjanci musieli pomagać jej wstać - mówi Sebastian Bijok, rzecznik policji w Zabrzu.
Badanie alkomatem wykazało, że miała prawie trzy promile alkoholu w organizmie. Policjanci nie mogli zostawić siedmiomiesięcznej dziewczynki pod jej opieką ani pod opieką ojca.
- To rodzina znana policji. Istnieje ryzyko, że mogłoby dojść do podobnej sytuacji, gdyby niemowlę zostało z nimi. To nie pierwsze dziecko, które straciła ta kobieta. Była również karana za oszustwo, miała nakaz doprowadzenia do zakładu karnego, ale ze względu na zagrożoną ciążę lekarz nie wyraził na to zgody. Nie udźwignęła macierzyństwa, alkohol okazał się ważniejszy - mówi Bijok.
Kobieta była pod opieką Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. Teraz grozi jej do trzech lat więzienia za narażenie na niebezpieczeństwo swojej córki. O zdarzeniu poinformowany zostanie sąd rodzinny, który zdecyduje o dalszym losie dziecka.
Zakaz przytulania
Do siedmiomiesięcznej dziewczynki policja wezwała pogotowie i pracowników socjalnych. Po ocenie lekarzy, że mała jest zdrowa, trafiła do rodzinnego pogotowia opiekuńczego, które zostało wyznaczone do przyjmowania dzieci w czasie epidemii. Jak wyjaśnia Danuta Dymek, dyrektorka MOPR w Zabrzu, nie ma tam po prostu innych dzieci, które mogłyby się zarazić koronawirusem. - Mamy jeszcze dwa takie pogotowia - zapewnia Dymek.
Na czas pandemii w mieście przygotowano także mieszkanie dla dzieci odbieranych z rodzin. Prowadzą je siostry zakonne.
To rozwiązanie podobne do tego, które zaproponowała powiatom Koalicja na rzecz Rodzinnej Opieki Zastępczej. Zalecała znaleźć lokal, na przykład w nieczynnym internacie, odpowiednio go wyposażyć (nie tylko w rękawiczki, maseczki i płyn dezynfekujący, ale także w zabawki, książki, gry, komputer z internetem) i wyznaczyć opiekunów, którzy mogliby tam odbyć z dzieckiem kwarantannę, a po dwóch tygodniach zapewnić im obojgu testy na koronawirusa.
Mieszkanie w Zabrzu gotowe było dopiero w drugiej połowie kwietnia. Dlatego, jak mówi rzecznik zabrzańskiej policji Sebastian Bijok, wcześniej pojawił się problem, co zrobić z 12-letnią dziewczynką i jej 9-letnim bratem, których sąd nakazał umieścić w placówce już 17 marca. Rodzeństwo, porzucone przez matkę, mieszkało samo. Dbali o nich, karmili, ubierali dalsi krewni i sąsiedzi.
W końcu 14 kwietnia dzieci trafiły do izolatki w domu dziecka. - Nie dostaliśmy wytycznych od wojewody, ale odpowiadamy za życie i zdrowie naszych wychowanków. Te dzieci nie mają objawów choroby, wtedy byłyby w szpitalu. Ale nie wiadomo, z kim się stykały - mówiła nam Lilla Misztela, wicedyrektorka Centrum Wsparcia Kryzysowego Dzieci i Młodzieży w Zabrzu.
Izolatka to pokój obok łazienki i pomieszczenia wychowawców. Dziewczynka i chłopiec przez dwa tygodnie nie mogli zbliżać się do innych dzieci. Nie jedli w kuchni. Wychodzili na podwórko, gdy inne dzieci przebywały w budynku. Za każdym razem musiały wkładać maseczki i rękawiczki: gdy szły do ubikacji, gdy przynoszono im posiłki, gdy odbierano śmieci, gdy wychowawca wchodził do nich. Był za ścianą, jak zapewniała nas Misztela, na każde zawołanie, dzieci mogły do niego zadzwonić. Ale nie mogły się do niego przytulać.
Rodzina zastępcza zawsze się boi, nigdy nie odmawia
Gdy pod koniec kwietnia wojewodowie wydali wreszcie wytyczne dla placówek na czas pandemii, zalecili izolatki, a nie specjalne mieszkania. - Dziecko ma być izolowane i obserwowane przez siedem dni, a potem ma zapewniony test na koronawirusa. Wynik znany jest najpóźniej po kilkudziesięciu godzinach i jeśli dziecko jest zdrowe, może iść do innych wychowanków - mówi Marcin Lewandowski ze Stowarzyszenia Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych "Dla Naszych Dzieci".
- Jest to trudne do zrealizowania, bo placówki to dzisiaj często małe mieszkania dla kilkunastu dzieci i trudno w nich wydzielić pokój z łazienką dla jednego dziecka. Trudne także ze względu na traumę, jaką przeżywa dziecko. Najpierw jest odebrane rodzinie, potem ma być odizolowane. Dlatego placówki, jeśli mają pieniądze, wykonują nowym wychowankom testy od razu, prywatnie - dodaje Lewandowski.
- Rodzina zastępcza zawsze się boi, przyjmując dzieciaka, czy ma świerzba albo wszy. Teraz boimy się koronawirusa. Mamy prawo odmówić przyjęcia. Ale nie znam rodziny, która by to zrobiła. Ryzykujemy, taka nasza rola - mówi Dariusz Leszczyński ze Stowarzyszenia Pomocy Dzieciom "Pokochaj Mnie", ojciec zastępczy z Gorzyczek pod Wodzisławiem Śląskim. - Co mam zrobić. Zostanę z tym dzieciakiem. Nie pozwolę mu iść do izolatki w domu dziecka.
Minister radzi zachować bezpieczeństwo
Rzecznik praw obywatelskich już 3 kwietnia zwracał się do minister rodziny, pracy i polityki społecznej "o niezwłoczne działania na rzecz wsparcia instytucji pieczy zastępczej i zapewnienia dobra dzieci".
"Stan epidemii wywołuje niepokoje w środowisku opiekunów zastępczych. Mają oni obawy związane z przyjmowaniem 'nowych' dzieci do rodzin i placówek, z uwagi na realne zagrożenie zdrowotne ich jako opiekunów oraz wychowanków. Brak jest bowiem jakichkolwiek mechanizmów pozwalających na weryfikację, czy przyjmowane dzieci nie miały wcześniej kontaktu z osobami z grupy ryzyka. Niepokój potęguje to, że realizatorzy pieczy zastępczej nie zostali objęci żadnymi dodatkowymi rozwiązaniami systemowymi. Nie sformułowano instrukcji oraz wytycznych dotyczących procedowania w sytuacji pandemii oraz zabezpieczenia osób przebywających w pieczy" - uzasadniał rzecznik.
W odpowiedzi wiceminister Barbara Socha odpisała, że przekazała wojewodom instrukcję organizacji pracy w warunkach epidemii COVID–19, skierowaną do podmiotów pieczy zastępczej, zwłaszcza placówek opiekuńczo-wychowawczych.
"Placówki opiekuńczo-wychowawcze, regionalne placówki opiekuńczo-terapeutyczne oraz rodziny zastępcze i rodzinne domy dziecka zobowiązane są do zachowania wszelkich zasad bezpieczeństwa i ochrony zdrowia wprowadzanych w związku z ograniczeniem rozprzestrzeniania się epidemii choroby Covid-19 w stosunku do nowych wychowanków, jak również pozostałych wychowanków przebywających w placówce czy też rodzinnej formie pieczy zastępczej" - czytamy w instrukcji.
- Ale w jaki sposób mamy to robić, spadło na samorządy - mówi Lewandowski.
Minister zaleciła kontakt z sanepidem, zbieranie jak najwięcej informacji o dziecku przed jego przyjęciem, naukę zasad higieny, zdalną edukację i wstrzymanie odwiedzin. Ale to placówki stosowały już od 12 marca. Dzieci dwa miesiące nie widziały rodziców.
Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: Pixabay