Rozpacz, smutek, poczucie bezradności i wracające wspomnienia z dnia wypadku - cały czas towarzyszą mieszkańcom bloku w Bytomiu, w którym pod koniec listopada doszło do wybuchu gazu. - Wraz z córką i wnuczką chcieliśmy uciec, ale w przejściu stał poparzony mężczyzna, musieliśmy go wypchnąć, by uciec z maleństwem – opowiada pani Joanna. Jak dodaje, "teraz jest w rozsypce" i nadal nie wie co ją i jej rodziną czeka. - Mam czwórkę dzieci i pięcioro wnucząt, nawet nie mam gdzie ich przyjąć na święta - nie kryje emocji.
Gaz wybuchł we wtorek 25 listopada przed godz. 22 w mieszkaniu czteropiętrowego bloku przy ul. Energetyki w Bytomiu. Zawalił się strop pomiędzy parterem a pierwszym piętrem. Z bloku ewakuowano 46 osób, dwie z nich trafiły do szpitala.
"Nie umiem wymazać z pamięci tego obrazu"
Ten dzień na dobre wyrył się w pamięci lokatorów budynku. - Podczas wybuchu była u mnie córka z dwumiesięczną wnuczką. Chciałyśmy uciec, ale ten sprawca, cały poparzony, stanął w przejściu, nie było drzwi. Musieliśmy go wypchnąć, by uciec z maleństwem – opowiada jedna mieszkanek bloku Joanna Stankiewicz. - Nie umiem wymazać z pamięci obrazu tego poparzonego mężczyzny – dodała.
W wyniku wypadku z bloku ewakuowano 46 osób. Osiem rodzin - ok. 20 osób - trafiło do hostelu. Miasto opłaciło im jednak dwie doby pobytu. - Ze resztę dni obciążą nas z ubezpieczenia, o ile coś w ogóle z niego dostaniemy - mówi Alina Żak kolejna z ofiar wypadku.
Dwie inne rodziny mieszkają u swoich bliskich i zrezygnowały z lokali oferowanych przez miasto. Poszkodowani dostali też od miasta sześć tysięcy złotych zapomogi.
"Całkiem w rozsypce"
Mieszkańcy z bloku cały czas czekają na pieniądze z ubezpieczenia. - Z niego są pokrywane koszty rozbiórki. Ale co nam zostanie? - pyta pani Joanna. Obawia się, że pozostała kwota nie wystarczy na codzienne życie. - Straciliśmy cały dorobek życia, nasze życie skończyło wraz z utratą tego mieszkania - powiedziała w rozmowie z reporterem TVN24. - To była całość naszego 27-letniego dorobku - dodała przez łzy. - Zostaliśmy z niczym. Mam czwórkę dzieci i pięcioro wnucząt, a nawet nie mam gdzie ich przyjąć na święta - nie kryje emocji.
- Jestem całkiem w rozsypce, miałem poukładane życie, a jak to będzie dalej, to nie wiem - mówi z kolei inny mieszkaniec.
Miasto robi, co może?
Jak poinformowała Iwona Wronka z bytomskiego magistratu, czterem rodzinom władze wskazały już nowe lokale i czekają na decyzję, czy są nimi zainteresowane. Jedna z rodzin dostanie propozycję mieszkania w przyszłym tygodniu. Władze Bytomia odpowiadają, że wkład, który wynosi zwykle 20 proc. wartości lokalu, obniżono im do 1 proc. Jednak lokatorzy, którym zaproponowano mieszkania w TBS podkreślają, że nie stać ich na wkład i wysoki czynsz.
W najgorszej sytuacji jest osiem ewakuowanych z bloku rodzin. Były to mieszkania własnościowe, a prawo nie pozwala, żeby w takim przypadku pomagać właścicielom – tłumaczą urzędnicy.
Lokator samobójca
Sprawcą wybuchu był jeden z lokatorów, który - jak wynika ze śledztwa – próbował popełnić samobójstwo. Prokuratura przedstawiła mu zarzut sprowadzenia zagrożenia dla życia lub zdrowia wielu osób albo mienia w wielkich rozmiarach. Podejrzany przyznał się do winy.
Budynek jest własnością Bytomskiej Spółki Restrukturyzacji Kopalń, a jego zarządcą - Zakład Gospodarki Mieszkaniowej.
Do wypadku doszło we wtorek 25 listopada w bloku przy ul. Energetyki:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: rf / Źródło: TVN24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: tvn24