52-letni mężczyzna chwycił się uprzęży paralotniarza w chwili startu. Prawdopodobnie chciał dla zabawy uniemożliwić mu start, ale przegrał z wiatrem. Zdołał przelecieć około 500 m i spadł.
Do tragedii doszło w sobotę po południu w Szczyrku, na zboczu Skrzycznego. 52-letni mężczyzna z Wisły chwycił się startującego paralotniarza - instruktora. W tym samym momencie bardzo silny podmuch wiatru błyskawicznie uniósł obu mężczyzn nad strome zbocze.
- Instruktor krzyknął "co robisz, nie potrzebuję pomocy!" Miał profesjonalną paralotnię, bez silnika. Tamten się tylko uśmiechnął. Potem nie miał już innego wyjścia, tyko trzymać się uprzęży - relacjonuje zeznania świadków Elwira Jurasz, rzeczniczka policji w Bielsku-Białej.
- Przelecieli około 500 m i mężczyzna spadł między drzewa - mówi Patryk Pudełko, rzecznik beskidzkiej grupy GOPR.
Zmarł mimo reanimacji
Paralotnia znajdowała się już wtedy na dużej wysokości. GOPR podaje 200 m, policja mówi o 100 m - Po fakcie trudno to zmierzyć - wyjaśnia Jurasz.
Na miejscu natychmiast pojawiły się służby ratunkowe. Lekarze reanimowali poszkodowanego ponad pół godziny. Niestety, pomimo ich wysiłków mężczyzna zmarł.
- Paralotniarz natychmiast wylądował. Doznał szoku, jest pod obserwacją psychologa - mówi Pudełko. I dodaje, że nikt nie rozumie zachowania 52-latka. Był dobrym znajomym instruktora i również paralotniarzem. - Na szkoleniach uczymy się, jakie mogą być konsekwencje takiego lotu - mówi Pudełko.
Instruktor był trzeźwy
Okoliczności wypadku wyjaśniają prokuratorzy. Na razie wiadomo, że instruktor był trzeźwy, nie ma jeszcze wyników badania krwi 52-latka.
Policjanci ustalili wstępnie, że uczepił się instruktora i próbował uniemożliwić mu lot prawdopodobnie dla zabawy, chcąc zaimponować kolegom.
Paralotniarz spadł z ponad stu metrów w Szczyrku na zbocze Skrzycznego:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: mag/r / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24