Odpady są w Sosnowcu, ale na terenie należącym do Skarbu Państwa i dzierżawionym przez prywatną firmę, z którą nie ma kontaktu. Utylizacja odpadów kosztowałaby około 150 milionów złotych. Nawet gdyby miasto znalazło takie pieniądze, posprzątanie terenu nie zakończyłoby procederu.
- Spotykamy się w związku z wydarzeniami, które miały miejsce w Zielonej Górze. Łączą nas wspólne problemy, problemy dzikich, nielegalnych wysypisk odpadów niebezpiecznych. Wydarzenie z Zielonej Góry było wydarzeniem analogicznym do tego, które miało miejsce na terenie Sosnowca kilkadziesiąt metrów za nami - mówił zastępca prezydenta Sosnowca Michał Zastrzeżyński na dzisiejszym briefingu, odnosząc się do sobotniego pożaru w zielonogórskiej dzielnicy Przylep. Płonęła tam hala, w której składowane były substancje niebezpieczne. W hali znajdowało się około pięciu tysięcy metrów sześciennych materiału.
"Jest to proceder prowadzony przez mafie śmieciowe"
Zastrzeżyński mówił o pożarach niebezpiecznych odpadów w Sosnowcu: - Pierwszy taki pożar miał miejsce we wrześniu 2020 roku. Tylko dzięki heroicznej pracy służb, państwowej i ochotniczej straży pożarnej, policji i straży miejskiej udało się uniknąć większej tragedii. Natomiast problem nie zniknął. W tym miejscu miały miejsce kolejne pożary: styczeń 2022 i dwa kolejne we wrześniu 2022.
Dodał, że miasto próbuje zabezpieczać teren przed kolejnymi pożarami, ale nic więcej nie mogą zrobić. - Jest to proceder prowadzony przez mafie śmieciowe, które wykorzystując aktualnie obowiązujące przepisy prawa, chcą na tym ugrać swój biznes - mówił na briefingu. - Teren, na którym miały miejsce pożary, nie jest terenem miasta. Jest to teren Skarbu Państwa, który jest w wieczystym użytkowaniu firmy prywatnej, firmy, która nie funkcjonuje. To doprowadza do sytuacji, kiedy nie można prowadzić skutecznej egzekucji wobec tego podmiotu.
Utylizacja kosztowałaby ponad 150 milionów złotych
Wiceprezydent zapewniał, że władze miasta współpracują w tej sprawie z organami ścigania, ale nie potrafią znaleźć osoby reprezentującej dzierżawcę terenu, nie mogą więc wyegzekwować uprzątnięcia terenu. Podkreślał, że mieszkańcy miasta nie ponoszą za to odpowiedzialności.
- Staraliśmy się uzyskać zewnętrzne dofinansowanie, tak aby przy wsparciu finansowym ze źródeł zewnętrznych ten teren uprzątnąć. Na tę chwilę możemy dostać maksymalnie 40 procent kosztów utylizacji tych odpadów, a zgodnie z opinią wykonaną przez biegłego koszt według stanu na 2020 rok to jest koszt przekraczający 150 milionów złotych. Takimi środkami gmina nie dysponuje. Nie jesteśmy w stanie tych odpadów usunąć - powiedział Zastrzeżyński.
Dodał, że za odpady nie odpowiadają mieszkańcy, a utylizacja nie jest zadaniem samorządu. Dlatego problem powinien być rozwiązany na poziomie administracji rządowej. - Miasto występowało o wsparcie do ministerstwa klimatu, do premiera Polski. Uzyskiwaliśmy jedną i tę samą odpowiedź, że na tę chwilę tych środków nie ma. W jednej z odpowiedzi pojawiła się trafna teza, że dodatkowy zastrzyk finansowy spowodowałby tylko spotęgowanie procederu. Posprzątanie terenu nie spowoduje zmiany struktury właścicielskiej, użytkownik wieczysty terenu będzie mógł tym terenem zarządzać i istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że ten proceder się powtórzy.
Dlatego zdaniem samorządowca wymagane są zmiany legisacyjne, tak by za odpady odpowiadał ten, kto je dowozi albo właściciel terenu.
Źródło: TVN24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN24