Wybili szybę w pokoju syna, raz wykopali drzwi, dwa razy wyrwali nam zamek, wymazali kałem wycieraczkę. Ostatnio wysypano nam ziemię z kwiatków, usypując grób z krzyżem pod drzwiami. Proszę o pomoc, bo zrobią mojemu synowi krzywdę cielesną - pisała matka do zarządcy bloku. Sprawa nabrała niesamowitego tempa, ale dopiero po śmierci lokatora.
W sądzie w Rybniku rozpoczął się proces 19-letniego Denisa S., oskarżonego o zabójstwo 51-letniego Jana K., swojego sąsiada.
S. miał skatować K. w jego mieszkaniu w Raciborzu, włamując się w nocy, a wcześniej długo nękać.
Matka pana Jana przed jego śmiercią skarżyła się na to nękanie policji i zarządcy bloku.
List
Portal nowiny.pl, który od początku zajmował się sprawą, dotarł do listu, napisanego przez lokatorkę do Miejskiego Zarządu Budynków w Raciborzu miesiąc przed tragedią.
Fragmenty: Prosimy o interwencję w sprawie rodziny S., Denisa i Przemka, ponieważ od czerwca 2015 roku dokuczają naszej rodzinie. W grudniu wybili szybę w pokoju syna, kopią w nasze drzwi, dwa razy wyrwali nam zamek, raz wykopali drzwi, które musieliśmy wymieniać. Innym razem wymazali nam kałem drzwi i wycieraczkę.
Ostatnio wysypano nam ziemię z kwiatków usypując grób z krzyżem pod drzwiami - pisze matka.
Z jej listu wynika, że mieszka tam z synem od 43 lat i nigdy wcześniej nie mieli takich problemów. Ona ma 76 lat, a jej syn jest niepełnosprawny, nie zdąży dojechać wózkiem na czas do drzwi i złapać za rękę sprawców. Lokatorka powtarza, że żyją w strachu.
- Od kilku lat prosimy o klucz do drzwi wejściowych do budynku, ale technicy z MZB mówią, że i tak wyłamią zamek. Proszę o pomoc, bo zrobią mojemu synowi krzywdę cielesną - kończy matka.
W twarzy miał ciernie z lustra i talerzy
Miesiąc później, 21 listopada rano, znalazła w mieszkaniu martwego syna. Tragiczną noc spędziła u córki.
Policjanci w kilkanaście minut od zgłoszenia zatrzymali cztery osoby: 42-letnią kobietę oraz nastoletnich mężczyzn w wieku 15, 17 i 18 lat.
Kobieta to matka najmłodszego i najstarszego nastolatka, Przemysława i Denisa, a 17-latek to kolega Denisa.
42-latka z młodszym synem zostali szybko wykluczeni z udziału w zdarzeniu. Denis i jego kolega jeszcze w listopadzie usłyszeli zarzuty pobicia ze skutkiem śmiertelnym. Każdy miał osobne śledztwo i ostatecznie prokuratura nie znalazła dowodów przeciwko młodszemu.
Denisowi natomiast zmieniła zarzut na zabójstwo. - Wskazywała na to między innymi opinia po sekcji zwłok, charakter obrażeń ofiary - mówi w rozmowie z tvn24.pl Mariusz Klekotka, prokurator rejonowy z Rybnika, prowadzący sprawę.
I wylicza: - Jan K. miał wieloodłamowe złamania kości twarzo- i mózgoczaszki, krew w komorach mózgu, w drogach oddechowych, w żołądku.
Portal nowiny.pl dodaje, cytując matkę Jana K.: - Głowę miał czarną od krwi. W twarzy miał fragmenty szkła z lustra jak ciernie powbijane. Ledwo go poznałam. Krew była wszędzie, na ścianach i na suficie.
Denis S. prawdopodobnie rozbił na głowie Jana K. lustro i talerze.
Bo wyglądał przez okno?
Oskarżony wyjaśniał w prokuraturze, a potem w sądzie, że nic nie pamięta z tamtej nocy. - Przyznał, że był wtedy na imprezie alkoholowej u kolegi w innym bloku - mówi nam Klekotka.
Kluczowym dowodem są ślady krwi Jana K., znalezione na ubraniach Denisa S. oraz zeznania świadków, chociaż nikt tej zbrodni nie widział.
Nie znaleziono też motywu zbrodni. Klekotka: - Zdarzają się zabójstwa z błahego powodu.
Jan K. przemieszczał się po mieszkaniu na zdezelowanym fotelu biurowym, bo nie lubił wózka. Cierpiał na niedowład nóg, zanik mięśni, słaby wzrok. Przesiadywał w oknie parterowego mieszkania - stąd znali go mieszkańcy ulicy. S. mieszkali dwa piętra wyżej.
Klekotka przyznaje, że prokuratura w odrębnym śledztwie badała sprawę nękania rodziny K. przez rodzinę S., ale nie znalazła dowodów. - Opierając się na zeznaniach matki ofiary, można powiedzieć, że relacje między rodzinami nie były idealne, że dochodziło do incydentów ze strony S., ale trudno to nazwać konfliktem sąsiedzkim - mówi prokurator.
Te "incydenty" i interwencje dzielnicowego potwierdza nam Mirosław Szymański, rzecznik policji w Raciborzu oraz Andrzej Migus, dyrektor MZB. Jak wynika z informacji MZB, tylko od maja do października 2016 roku policja była tam 11 razy z powodu zakłócania porządku i zniszczenia mienia.
- 14 października 2016 roku otrzymano pismo od najemczyni [matki Jana K. - red], która skarżyła się na niewłaściwe zachowanie mieszkańców: kopanie w drzwi, smarowanie drzwi kałem. Najemczyni informowała przy tym, że sprawy już zgłaszała policji, jednak policja nie podejmuje działań. Niestety, nie ma dowodów, kto jest sprawcą tych czynów. Najemczyni w piśmie pomimo to wnioskowała o eksmisję sąsiadów - wyjaśnia Migus.
Jak dowiedzieliśmy się w MZB, lokatorzy zostali wezwani do przestrzegania porządku dopiero miesiąc później, w połowie listopada. Najpierw urzędnicy rozpytywali policjantów i mieszkańców bloku, czy były tam jakieś interwencje.
Ale, jak dodaje Migus, rodzina S. jeszcze przed listem matki Jana K., dokładnie dzień wcześniej, została wezwana do opuszczenia lokalu, bo zajmowała go bezprawnie - nie mieli umowy najmu.
Jednak dopiero dziewięć dni po śmierci Jana K. MZB zabrał się za pisanie pozwu o eksmisję. Sprawa trafiła do sądu w grudniu, a wyrok zapadł w maju 2017.
Jan K., zanim zachorował, był hydraulikiem w tym MZB.
Przepraszam
Po śmierci Jana K. sprawa nabrała niesamowitego tempa.
W ciągu dziesięciu dni odbyły się trzy rozprawy, kolejna już 25 października. Według portalu nowiny.pl na ostatniej Denis S. miał rzucić z ławy oskarżonych w stronę matki Jana K.: - Chciałem panią za wszystko przeprosić.
Grozi mu dożywocie. Od zatrzymania przebywa w areszcie. W tym czasie dostał wyroki za inne przestępstwa, popełnione przed morderstwem Jana K.
Autor: mag/i / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: nowiny.pl