Ponad pięć lat temu trafił do szpitala psychiatrycznego, bo strzelał do swojej rodziny z broni maszynowej. Ranił wtedy siedem osób. Pod koniec maja sąd zdecydował, że górnik z Rybnika (woj. śląskie) może opuścić placówkę, bo "objawy choroby ustały". Po niecałych dwóch tygodniach mężczyzna wtargnął do domu swoich bliskich i wszczął awanturę. Interweniowała policja. Ponownie trafił do szpitala.
Psychiatrzy, którzy leczyli mężczyznę uznali, że 44-letni Krzysztof W. wyzdrowiał, nie cierpi już na stany lękowe i może samodzielnie funkcjonować.
Wtargnął do domu i groził bliskim
Od tej decyzji minęły niespełna dwa tygodnie. W miniony weekend zwolniony ze szpitala mężczyzna wtargnął do domu swoich bliskich.
- W sobotę po godz. 23 policjanci zostali poinformowali, że na ul. Braci Nalazków w Rybniku awanturuje się mężczyzna. Kiedy przybyli na miejsce okazało się, że to osoba policji znana – relacjonuje Tomasz Gogolin z Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach.
Mundurowych na miejsce wezwała rodzina mężczyzny. To właśnie do ich domu wtargnął 44-latek. – Złożyli też zawiadomienie o naruszeniu miru domowego i kierowaniu gróźb karalnych. Takie dochodzenie jest teraz prowadzone – zaznacza Gogolin.
- Na miejsce wezwane zostało pogotowie ratunkowe. Teraz mężczyzna przebywa na obserwacji w szpitalu – dodaje.
Jeżeli usłyszy zarzuty, to za kierowanie gróźb karalnych grożą mu 3 lata więzienia.
"Sprawa znana w kraju"
Gogolin zaznacza, że policjanci byli świadomi przeszłości mężczyzny wobec którego interweniowali.
- Ta sprawa była znana nie tylko w naszym województwie, ale i w całym kraju. Policjanci wiedzieli, że w przeszłości mężczyzna był niebezpieczny i, że leczył się psychiatrycznie, dlatego na miejsce wezwane zostało pogotowie ratunkowe – tłumaczy.
Do strzelaniny na rybnickim osiedlu doszło 28 sierpnia 2010 roku. Podczas awantury domowej górnik otworzył ogień do członków swojej rodziny. Potem zabarykadował się w domu i przez okno strzelał w kierunku interweniujących policjantów, trafił m.in. w radiowóz i karetkę pogotowia.
Rannych zostało siedem osób: żona sprawcy, jego szwagier i 15-letni syn, a także sąsiadka, jeden z policjantów, teściowa i teść. Krzysztof W. ranił sześć osób, jego syn został postrzelony przez interweniującego policjanta. Zatrzymany po strzelaninie sprawca był pijany.
Podczas posiedzenia sądu w sprawie aresztu Krzysztof W. mówił, że od dłuższego czasu był w dużym stresie, przeżywał konflikt z rodziną - a zwłaszcza z teściami - na tle wspólnej budowy domu, w którym razem mieszkali. Wpływ na jego postępowanie mogły mieć też sprawy finansowe. W domu, w którym doszło do strzelaniny, znaleziono kilka sztuk broni, długiej i krótkiej, a także górnicze zapalniki i niewielkie ilości prochu strzelniczego. Część broni mężczyzna złożył sam, kupując dostępne części w różnych miejscach, broń gazową zakupił natomiast w Czechach.
Postępowanie umorzone
Krzysztof W. usłyszał zarzuty usiłowania zabójstwa członków swojej rodziny przy użyciu broni palnej, usiłowania zabójstwa interweniujących funkcjonariuszy policji, spowodowania zagrożenia dla bezpieczeństwa i życia osób postronnych, a także nielegalnego posiadania broni. Prokuratura umorzyła śledztwo w jego sprawie, bo biegli uznali, że był niepoczytalny. W szpitalu psychiatrycznym spędził ponad pięć lat, w międzyczasie rozwiódł się z żoną.
Po ponad pięciu latach, ten sam sąd zdecydował o wypuszczeniu sprawcy strzelaniny na wolność.
Decyzja nie jest prawomocna. Prokuratura złożyła zażalenie.
Rzecznik sądu o wypuszczeniu Krzysztofa W. ze szpitala:
Strzelał do rodziny z broni maszynowej, wyszedł ze szpitala psychiatrycznego (http://www.tvn24.pl)
Autor: mmw / Źródło: TVN24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: fot. Kontakt24/Remi