Mieszkańcy opowiadali o "zwisających drutach, które straszą", o tym, że wszystkim "pękało serce" na widok poszkodowanej 22-latki, o "niesamowitej ilości krwi". Kobietę uderzył słup, który przewrócił się wskutek zahaczenia o przewody telekomunikacyjne przez samochód ciężarowy z pompą do betonu. Straciła prawą nogę na wysokości podudzia.
Do wypadku doszło na krętej, ruchliwej ulicy Narutowicza, która leży na granicy miast Radlin, Rybnik i Rydułtowy. W środę około 10.45 chodnikiem przy Narutowicza szła 22-letnia kobieta. W tym samym czasie drogą przejeżdżał 46-latek za kierownicą samochodu ciężarowego z pompą do betonu. Patryk Błasik, rzecznik policji w Wodzisławiu Śląskim, nie potrafi powiedzieć, czy poruszali się w tym samym kierunku.
Ciężarówka zahaczyła o zwisające przewody telekomunikacyjne. W efekcie przewróciły się dwa drewniane słupy, między którymi rozciągnięte były przewody. Jeden ze słupów uderzył w 22-latkę. Kierowca nie zatrzymał się, pojechał dalej.
Na miejscu pierwsi zjawili się strażacy z Wodzisławia Śląskiego. - Udzielaliśmy pomocy medycznej młodej kobiecie. Nasze działania nie polegały na wydobywaniu jej spod słupa. Nie była przygnieciona, ale słup praktycznie dokonał amputacji nogi. Tamowaliśmy odpływ krwi. Kobieta była w kontakcie, ale jej stan się pogarszał - mówi Jacek Filas, rzecznik Państwowej Straży Pożarnej w Wodzisławiu Śląskim.
Kobieta została przewieziona do szpitala wojewódzkiego w Rybniku. Jak mówi rzecznik tej placówki Maciej Kołodziejczyk, stan 22-latki jest ciężki, ale stabilny. - Nie ma zagrożenia życia. Ale nogi nie udało się uratować. Prawa noga została amputowana zaraz po przewiezieniu pacjentki, na wysokości podudzia. To była kwestia ratowania życia. Kobieta jest pod opieką psychologa - mówi Kołodziejczyk.
Wszystkim pękało serce, widzieli niesamowitą ilość krwi
46-letni kierowca ciężarówki został szybko ustalony. Policja dotarła do niego kilka godzin po wypadku. Był na placu budowy w powiecie pszczyńskim. - Był trzeźwy, nie został zatrzymany - zaznacza Patryk Błasik.
Mężczyzna wyjaśniał, że nic nie poczuł, nic nie zauważył. - Jest to możliwe, jechał pojazdem ważącym 15 ton - mówi Błasik.
W czwartek odbył się eksperyment procesowy z udziałem biegłego z zakresu ruchu drogowego. Na razie nikomu nie przedstawiono zarzutów. Śledztwo nadzoruje Prokuratora Rejonowa w Wodzisławiu Śląskim. Sprawdzane będzie miedzy innymi, czy przewody wisiały na odpowiedniej wysokości.
- Jeżdżą tu tak, jakby nie patrzyli na żadne przepisy - mówili mieszkańcy Narutowicza w rozmowie z Radio90, domagając się poprawy bezpieczeństwa. Opowiadali o "zwisających drutach, które straszą", o tym, że wszystkim "pękało serce" na widok poszkodowanej 22-latki, o "niesamowitej ilości krwi".
Źródło: TVN24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: PSP w Wodzisławiu Śląskim/ Michał Potysz