- Podpłynąłem do kobiety, to było jakieś siedemdziesiąt metrów od brzegu. Mówi, że mąż nie oddycha. Jaki mąż, myślę, nie widzę tu żadnego męża. I nagle przeszła fala, odsłaniając mężczyznę. Był siny. I zaczęło do mnie docierać, gdzie ja jestem, co ja robię - młody policjant z Bytomia wspomina dzień wakacji na Krecie.
To była podróż poślubna Kamila i Moniki Węglerów z Rudy Śląskiej. Ich pierwszy dzień wakacji w miejscowości Skaleta na Krecie. Wieczór, szykowali się na kolację. Wrócili do hotelu z basenu i Kamil wieszał ręczniki na balkonie.
- Usłyszałem "help". Dobiegało z plaży. Zobaczyłem kogoś daleko w morzu. Pomyślałem, pewnie prądy wsteczne wciągnęły dziecko na kółku i nie ma jak wrócić. Trzeba pomóc, wiadomo - wspomina.
Monika: Ja nic nie słyszałam, ale Kamil jest wyczulony na takie wołanie.
23 lata, policjant z trzyletnim stażem w komendzie w Bytomiu i ratownik wodny. - Powiedział, to ja biegnę i zanim się zorientowałam, co się dzieje, wybiegł.
Jak stał, w niebieskich kąpielówkach, tylko klapki włożył.
Tyle tu ludzi, na pewno ktoś ruszył na ratunek
Było po osiemnastej i na plaży wisiały już czerwone flagi. To znaczy ratowników nie ma, plaża niestrzeżona, zakaz kąpieli. Zresztą tego dnia mocno wiało i kąpiel była niebezpieczna. Ludzie moczyli się przy brzegu i gdy ktoś wszedł głębiej w morze, ratownicy zaraz gwizdali. Fale osiągały wysokość dwóch metrów.
- Help - krzyczał ktoś z morza. Węgler pobiegł do stanowiska ratowników po jakiś sprzęt. Wszystko pochowali, pozamykali, nikogo nie ma, tylko hotelowa sprzątaczka mówiąca po grecku. Wytłumaczył jej jakoś, żeby mu otworzyła zaplecze, bo potrzebuje bojki, czyli pomarańczowego pływaka z taśmą asekuracyjną na klatkę piersiową i linką holowniczą. Na plaży spotkał jeszcze menedżera hotelu, który rzucił mu płetwy. Włożył je i wypłynął.
Monika: A ja dalej stałam na tym balkonie i myślałam: pewnie zaraz to się skończy, zaraz ta osoba wypłynie na brzeg, zaraz Kamil wróci. I zobaczyłam drugą głowę w morzu.
Pobiegła na plażę. Tyle tu ludzi, myślała, zanim Kamil dobiegł, na pewno ktoś zdążył ruszyć na ratunek. Ale nie mogła wypatrzyć w tłumie tych jego niebieskich kąpielówek.
Czyli ta druga głowa w morzu to jej mąż. Żadne z nich nie pamięta, ile to trwało. Monika stała i patrzyła w morze, jakby wyłączona, a Kamil walczył z falami.
Trzydzieści metrów od brzegu puściła bojkę
- Podpłynąłem do kobiety, to było jakieś siedemdziesiąt metrów od brzegu. Miała około 30-35 lat. Powiedziała coś do mnie po niemiecku. Ja do niej po polsku i okazało się, że ona zna polski. Mówi, że mąż nie oddycha - opowiada Kamil.
- Jaki mąż, myślę. Nie widzę tu żadnego męża. I nagle przeszła fala, odsłaniając mężczyznę. Był siny, nieprzytomny. I zaczęło do mnie docierać, gdzie ja jestem, co ja robię. Że sytuacja jest poważna. Czy powinienem tu być?
Rzucił kobiecie bojkę i myślał dalej: powiem jej, żeby puściła męża, że najpierw wyciągnę ją, a potem wrócę po niego.
Obawiał się, że dwójki osób naraz nie da rady holować na brzeg, a ratowanie tej pani to priorytet, bo ona żyje. Ale zaraz pomyślał: nie, ta pani nie puści męża, przyjechali razem na wakacje i ona chce z nim wrócić, nie puści go, nawet jak ją poproszę.
Panikowała, ale zdołał jej wytłumaczyć, jak trzymać męża jedną ręką, jak drugą złapać bojkę i jak machać nogami, żeby mu pomogła płynąć.
I ciągnął ich. Może zachłysnął się wodą - myślał o tym mężczyźnie - chciał złapać powietrze, ale porwała go fala i zachłysnął się drugi raz, i koniec...
30 metrów od brzegu kobieta nie dała rady. Puściła bojkę.
- Byłem wycieńczony - mówi policjant. Ale od razu miał plan: dopłynąć do brzegu, znaleźć koło ratunkowe ze sznurkiem, poprosić ludzi na plaży, żeby trzymali ten sznurek i niech ciągną, jak on poda już koło tej kobiecie.
Ale jak się obejrzał za nią na brzegu, ona stała, miała już dno pod nogami i ludzie po nią wbiegli.
Jej męża nie udało się uratować.
Nigdy więcej pokoju z widokiem na morze
Monika i Kamil są rówieśnikami. Poznali się, gdy mieli po 17 lat, razem trenowali lekkoatletykę. Ślub był w sierpniu, a dwa dni później te niezapomniane greckie wakacje. - Ja wiedziałam, że wnętrze Kamila to pomaganie, ratowanie, wszyscy jego znajomi mówili mi o nim, że Kamil jest pomocny. Ale pierwszy raz widziałam go w takiej sytuacji. Byłam w szoku.
Jest dumna z męża. Ale była też trochę zła.
- Mogłoby cię tu już nie być, mogłeś tam zginąć - mówiła mu, gdy wracali tamtego dnia do hotelu. I powiedziała: - Nigdy więcej pokoju z widokiem na morze.
- Ale ja wiem, że on już tak ma, że taki będzie. Będzie ryzykować życiem, ratując innych. Takiego męża wzięłam i nie będę go zmieniać.
Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: archiwum rodzinne