Prokuratura z Myszkowa bada sprawę zdarzenia, do jakiego doszło na jednym z tamtejszych strzeżonych przejazdów kolejowych. Rogatki, które powinny być zamknięte, bo do przejazdu zbliżał się pociąg, nie zostały opuszczone. Maszyniście udało się zatrzymać skład relacji Częstochowa-Gliwice około sto metrów przed przejeżdżającymi autami.
Do zdarzenia doszło 30 grudnia 2020 roku na przejeździe kolejowym na ulicy Koziegłowskiej w Myszkowie. Maszynista pociągu osobowego relacji Częstochowa-Gliwice, zbliżając się do przejazdu kolejowego zauważył, że przejeżdżają przez niego samochody. Już wtedy rogatki powinny być zamknięte. - Maszynista niezwłocznie rozpoczął hamowanie, pociąg został zatrzymany około stu metrów przed przejazdem - informuje Tomasz Ozimek z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie. A Barbara Poznańska, rzecznik policji w Myszkowie dodaje: - Nie wiadomo, jak zakończyłaby się podróż pasażerów pociągu, gdyby nie reakcja maszynisty. Dzięki jego prawidłowemu zachowaniu, trzeźwemu umysłowi i zimnej krwi udało się zatrzymać skład przed przejazdem. OGLĄDAJ NA ŻYWO W TVN24 GO >>>
Nie opuścił rogatek, bo zasnął
Dlaczego rogatki nie były opuszczone? To bada policja i prokuratura. Jednak z dotychczasowych ustaleń wynika, że nie doszło do awarii systemu, ale do błędu ludzkiego. - Z relacji dróżnika wynika, że zasnął w miejscu pracy i obudził go dopiero telefon od dyżurnej. Na miejscu wykonano oględziny rogatek, które wykazały, że te są sprawne - przekazuje prokurator. Śledztwo dotyczy nieumyślnego sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym poprzez zaniechanie opuszczenia rogatek na przejeździe kolejowym. W sprawie wciąż przesłuchiwani są świadkowie, a śledczy czekają na raport komisji kolejowej. 35-letniemu dróżnikowi grozi do trzech lat więzienia.
Źródło: TVN24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Katowice