- Mój to by się nie zmieścił - miał powiedzieć do ziewającej studentki nauczyciel akademicki w pełnej sali wykładowej. Wyszło to na jaw dzięki corocznej ankiecie oceniającej wykładowców. Nie była to jedyna negatywna ocena. Wykładowca został już zawieszony i może stracić pracę.
Afera na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach zaczęła się od corocznej ankiety, w której studenci oceniają wykładowców. W kwietniu jeden z wykładowców przedmiotów humanistycznych wypadł fatalnie.
- Ankiety były anonimowe. Trochę trwało, zanim dotarliśmy do autorek negatywnych ocen - mówi Jacek Szymik-Kozaczko, rzecznik prasowy Uniwersytetu Śląskiego.
Studentki zostały przesłuchane przez rzecznika dyscyplinarnego uczelni, który rozmawiał także z wykładowcą.
Szymik-Kozaczko nie zdradza treści przesłuchań, co dokładnie mówił nauczyciel ani do ilu studentek miał się źle odnosić, ani też czy się do tego przyznał i jak to skomentował. Wiadomo, że rzecznik dyscyplinarny rozmawiał z całą grupą studentów.
"Chciałbym posiadać sześć Syryjek"
"Gazeta Wyborcza" i "Dziennik Zachodni" piszą o dwóch studentkach i takich słowach wykładowcy, do nich kierowanych.
- To co, może zamkniemy drzwi na zamek?
Albo:
- Mój to by się nie zmieścił - gdy studentka właśnie ziewała podczas wykładu.
Inne cytaty z wykładów humanisty wg dzienników:
"Człowiek i kobieta powinni mieć równe prawa".
"Kobieta należy przez swoje nazwisko do ojca lub męża. Kobiety z podwójnymi nazwiskami muszą mieć schizofrenię".
"Chciałbym posiadać sześć Syryjek. Chętnie je przyjmę do siebie. Jedna będzie od gotowania, druga od sprzątania, trzecia do łóżka. One są w sumie obrzezane, ale to nie im seks ma sprawiać przyjemność".
Nie nadaje się do żadnej pracy z kobietami
Sprawa jest szeroko komentowana na portalach feministycznych i w mediach społecznościowych jako skandaliczna, uderzająca w godność kobiet w ogóle.
Internautę Jarka dziwi, że "gnojek jeszcze nie stracił pracy". Komentuje na profilu fejsbukowym "Ratujmy kobiety": - To kpina jakaś!
A kobiety mu odpowiadają, że seksistowskie sytuacje są nagminne na uczelniach, na forach internetowych i w tramwajach, na ulicy.
"Codziennik feministyczny" w petycji do rektora UŚ z żądaniem natychmiastowego zawieszenia wykładowcy, bo "taki człowiek nie nadaje się do pracy z jakimikolwiek kobietami", napisał:
Przypadek wykładowcy z UŚ i wiele innych, nienagłaśnianych przypadków pokazuje, że taka forma przemocy jest nagminna również wśród mężczyzn z wyższym wykształceniem i zajmujących eksponowane stanowiska w różnych instytucjach i firmach. Traktują oni kobiety jako sobie podległe, jako ciała pozbawione uczuć i rozumu. Polscy politycy nierzadko stosują identyczną retorykę, co sprawia, że przekaz od nich płynący legitymizuje tego typu obrzydliwe zachowania wobec dziewczynek, dziewczyn i kobiet. Ofiarami nagabywania z podtekstem seksualnym są nawet dorastające dziewczynki i niestety, nagminność takich komunikatów sprawia, że kobiety stykają się z nimi przez większość życia, dopóki jakiś mężczyzna protekcjonalnym tonem nie stwierdzi, że są już za stare i nieatrakcyjne.
Najlepszym dowodem na to są komentarze, jakie pojawiły się pod informacją "Codziennika" w tej sprawie. - Mój by się zmieścił - pisze męski internauta. - Możesz ziewnąć? - pyta inny.
Nie będzie wykładać przez dwa lata?
Postępowanie dyscyplinarne, wszczęte rektora Uniwersytetu Śląskiego trwało kilka miesięcy i właśnie zostało zakończone.
- Rzecznik dyscyplinarny UŚ ds. nauczycieli akademickich złożył wniosek do uczelnianej komisji dyscyplinarnej ds. nauczycieli akademickich Uniwersytetu Śląskiego o ukaranie karą dyscyplinarną pozbawienia prawa do wykonywania zawodu nauczyciela akademickiego na okres dwóch lat - informuje Szymik-Kozaczko.
Tzn. że "humanista" straci posadę wykładowcy na UŚ i przez dwa lata nie znajdzie jej na żadnej uczelni. Na razie jest zawieszony.
Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: Uniwersytet Śląski