Nauczycielka wróciła w niedzielę z Rzymu, w poniedziałek poszła do szkoły, a wieczorem zgłosiła się do szpitala i została skierowana na badania pod kątem koronawirusa. Wójt postanowił zamknąć szkołę i przedszkole do chwili otrzymania wyników. Są optymistyczne - nauczycielka nie ma wirusa z Chin.
NFZ uruchomił w środę całodobową infolinię (800 190 590) udzielającą informacji o postępowaniu w sytuacji podejrzenia zakażenia koronawirusem.
Zespół szkolno-przedszkolny we wsi Mazańcowice w gminie Jasienica pod Bielskiem-Białą jest zamknięty. Taką decyzję podjął wójt Jasienicy Janusz Pierzyna we wtorek na posiedzeniu zespołu kryzysowego.
Jak wynika z komunikatu wójta, powodem tej decyzji jest "podejrzenie obecności koronawirusa" u nauczyciela wykonującego swoje obowiązki służbowe w dniu 24 lutego, który 23 lutego powrócił z Rzymu.
Zajęcia zostały odwołane w środę, a potem także w czwartek i piątek, ponieważ wciąż nie było wyników badań próbek pobranych od nauczycielki. Nadeszły w czwartek wieczorem.
"Wójt Gminy Jasienica Janusz Pierzyna informuje, że testy na obecność koronawirusa dały wynik negatywny. Wójt informuje mieszkańców, że w/w informacje uzyskał z powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Bielsku-Białej oraz Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego" - czytamy na stronie gminy.
Wójt cały czas zapewniał, że jeśli rodzice nie będą mogli zająć się swoimi dziećmi, na przykład z powodu pracy, mogą przyprowadzić je do przedszkola i do szkoły, gdzie będą miały zapewnioną opiekę. Obecni byli wszyscy nauczyciele.
- Do szkoły i przedszkola chodzi 700 dzieci. Dzisiaj przyszło jedno, szkolne. To znaczy, że moja decyzja była słuszna - ocenił w rozmowie z nami w środę Pierzyna. W czwartek - jak powiedział - nie było już żadnego ucznia.
W piątek przywrócone zostały lekcje w zespole szkolno-przedszkolnym w Mazańcowicach – podała placówka. Na lekcje przyszła większość dzieci.
"Chodzi o bezpieczeństwo psychiczne"
- Nauczycielka wyjechała do Rzymu na weekend. Z moich informacji wynika, że już wyjeżdżając tam, była przeziębiona - mówił we wtorek wójt Jasienicy.
Mimo to w poniedziałek przyszła do pracy i miała lekcje z dziećmi. - Trudno powiedzieć, z iloma dziećmi miała kontakt. Przeszła przez korytarz, była w pokoju nauczycielskim, witała się z innymi nauczycielkami - dodał Pierzyna.
- We wtorek nie pojawiła się w pracy. Nie poinformowała dyrekcji, że jej nie będzie ani dlaczego. Dyrekcja dowiedziała się tego dopiero od koleżanek nauczycielki - relacjonował włodarz Jasienicy. Dlatego we wtorek zajęcia w mazańcowickiej szkole odbywały się normalnie.
Wójt wyjaśnił, że w zamknięciu placówki chodziło o odizolowanie osób, które miały kontakt z przeziębioną nauczycielką od tych, które tego kontaktu nie miały. - Chodzi o bezpieczeństwo, także psychiczne. Jako rodzic nie posłałbym dziecka do tej szkoły - uzasadniał.
Reporterowi TVN 24 udało się porozmawiać z matką ucznia, który jako jedyny przyszedł w środę do szkoły. - Jeśli ta nauczycielka była w szkole, to mleko już się rozlało - powiedziała. Potwierdziła, że nie boi się o zdrowie swojego syna.
"Nie ma większego stresu"
Z naszych informacji oraz informacji lokalnych mediów wynika, że nauczycielka z Mazańcowic to pacjentka, która w poniedziałek z objawami paragrypowymi zgłosiła się na SOR Szpitala Wojewódzkiego w Bielsku-Białej. Z podejrzeniem koronawirusa została odizolowana. Informację o przyjęciu takiej pacjentki potwierdziła rzeczniczka placówki Anna Szafrańska.
- Kobieta wróciła z Rzymu. W niedzielę miała dolegliwości infekcyjne i gorączkę. W poniedziałek pojawiła się w SOR-ze z objawami paragrypowymi. Nie miała kontaktu z innymi pacjentami. Została natychmiast odizolowana w specjalnie do tego wyznaczonym pomieszczeniu w szpitalu – powiedziała Szafrańska.
Rzeczniczka poinformowała, że personel medyczny, który opiekował się kobietą – zgodnie z zaleceniami Głównego Inspektora Sanitarnego – założył specjalne kombinezony ochronne. - Część SOR, gdzie przebywała, została zamknięta, aby przeprowadzić dezynfekcję – dodała.
Tego samego dnia kobieta została przewieziona karetką na oddział zakaźny szpitala specjalistycznego w Chorzowie.
Jak informował nas we wtorek rzecznik chorzowskiej placówki Jarosław Burzawa, na tamtejszym oddziale obserwacyjno-zakaźnym przebywają dwie osoby z cechami infekcji dróg oddechowych, w tym kobieta przewieziona z bielskiego szpitala.
Wójt Jasienicy potwierdza, że nauczycielka z Mazańcowic była najpierw w szpitalu w Bielsku, a potem została przewieziona do szpitala w Chorzowie.
Stan obu pacjentów jest stabilny. Wykonano im testy w kierunku koronawirusa. Wójt Pierzyna był "cały czas na łączach z lekarzem z Chorzowa". - Nie ma większego stresu. Lekarz mówi, że według jego opinii nauczycielka nie ma symptomów koronawirusa. Nie ma jednoznacznych objawów - mówił, co na szczęście okazało się prawdą.
Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN24